Michał Goliński (pomocnik Cracovii): Jechaliśmy na ten mecz, żeby nie przegrać. No i to nam się udało, ale też w stu procentach zrealizowaliśmy taktykę nałożoną przez trenera. Mieliśmy do przerwy nie stracić bramki i czekać na swoje sytuacje. Sami zresztą już w I połowie mogliśmy prowadzić, bo Radek Matusiak miał dobrą sytuację, by strzelić na 1:0. Cieszę się, że wykorzystałem swoją sytuację, bo dzięki temu zdobyliśmy trzy punkty. Trener Lenczyk jest bardzo dobrym trenerem, bardzo dobrym fachowcem i wiedzieliśmy, że nasza gra musi w końcu zaskoczyć. Przegraliśmy ostatnio trzy mecze z rzędu, a teraz wygraliśmy z Polonią, no i wygraliśmy z Wisłą. Zwycięstwo cieszy podwójnie, bo wiedzieliśmy, że czeka nas trudny mecz. Tym bardziej, że była ciężka murawa i nogi to odczuły, ale ważne, że trzy punkty pojechały do Cracovii. A co było kluczem do zwycięstwa? Na pewno zaangażowanie i walka, bo wiedzieliśmy, że Wisła ma lepszych piłkarzy i jedyne co mogliśmy przeciwstawić, to walka. Nie tylko ja, jako strzelec bramki, zasłużyłem na pochwały, bo wszyscy chyba na nie zasłużyliśmy. Ale koncentrujemy się już na kolejnym meczu, bo czeka nas spotkanie w Pucharze Polski z Legią i już we wtorek jedziemy do Warszawy.
Marcin Cabaj (bramkarz Cracovii): Zawsze mocno nastawialiśmy się na Wisłę, ale może zbyt ciężko trenowaliśmy, a później przychodził mecz i brakowało nam siły i determinacji. Dzisiaj nie powiem, że byliśmy zespołem, który grał pięknie, ale chcieliśmy Wisłę ugryźć i tym razem się udało. Przyjęliśmy dziś tą taktykę, którą przyjęła ostatnio z Wisłą Legia. Strzelić jak najszybciej bramkę, a później murować własną. I tak to wyglądało. Wisła miała swoje sytuacje, ale nie były one tak dobre, jak w poprzednich meczach z nami. Widać, że ten Sosnowiec Wiśle nie służy, a nam się poszczęściło i wygraliśmy. Każdy w sporcie potrzebuje szczęścia. Kibice Wisły nie zostawiali na mnie suchej nitki, ale tak już jest. Każdy kibic dopinguje swoją drużynę, próbuje też deprymować przeciwnika. A najłatwiej jest rozpraszać bramkarza. Mam już ponad 100 występów w Ekstraklasie i nie spotkałem się, żebym nie miał "wrzutek", więc jestem już uodporniony.
Dariusz Pawlusiński (pomocnik Cracovii): Wszyscy czekaliśmy bardzo długo na to zwycięstwo i w końcu się udało, bo wiecznie kompleksu z drugiej strony Błoń nie można czuć. Już na pewno już go nie będzie. Nie byliśmy faworytem, ale faworyt nie zawsze zwycięża. Nie interesują mnie docinki kibiców, to jest ich problem, nie mój. Ja cieszę się, że wygraliśmy i że w doskonałych nastrojach wracamy do Krakowa i możemy myśleć o kolejnym meczu. Myślę, że jesteśmy na fali wznoszącej. Jesteśmy zadowoleni ze zwycięstwa, a to jak zagraliśmy? Zwycięzców się nie sądzi. Czasami graliśmy cudowne mecze, a punktów nie było. Tym razem nie było to wielkie widowisko, ale czekaliśmy na swoją okazję i już przed meczem zakładaliśmy, że naszą siłą będą stałe fragmenty gry. Cieszę się, że to właśnie po takim elemencie zdobyliśmy bramkę. Bardzo często ćwiczymy rzuty wolne, czy rożne i to procentuje. Nie będę oceniał zachowania kibiców, bo w Polsce wszystko jest nienormalne. Wiadomo, że każdy przychodzi na mecz po to, żeby go zobaczyć, a nie po to, żeby wyżywać się na swoich zawodnikach, czy żeby palić jakieś transparenty. To jest nie na miejscu.
Radosław Matusiak (napastnik Cracovii): Odczuwam satysfakcję tylko z tego powodu, że wygraliśmy kolejny mecz z rzędu i że dopisaliśmy kolejne trzy punkty. Ten mecz był ważniejszy dla kibiców, niż dla piłkarzy. Oczywiście, że zwycięstwo nad Wisłą smakuje lepiej, ale czy jakoś aż tak, żeby się podniecać, to na pewno nie. Zderzyłem się kolanami z Tomášem Jirsákiem i musiałem zejść z boiska. Mam nadzieję, że nie jest to nic poważnego.