Dopiero co Wisła Kraków celebrowała z kibicami na Rynku Głównym sensacyjne zdobycie Pucharu Polski, a już euforyczne nastroje w krakowskiej ekipie błyskawicznie się ulotniły. Cztery dni po triumfie w krajowym pucharze "Biała Gwiazda" straciła punkty w Sosnowcu ze zdegradowanym Zagłębiem, remisując 1:1.
W dodatku większą część drugiej połowy krakowianie grali w przewadze jednego zawodnika, a i tak nie potrafili odesłać rywala na deski. Piłkę meczową miał na nodze Szymon Sobczak, ale w doliczonym czasie gry nie wykorzystał rzutu karnego.
- Mam pretensje do siebie o tę jedenastkę. Zawsze biorę ten ciężar na siebie, gdy jestem na boisku. Wiedziałem, co chcę zrobić. Natomiast nie wykonałem tego w pełni i o to mam do siebie pretensje. Nie pomogłem zespołowi i biorę całą krytykę na siebie - wyznał po meczu Sobczak w rozmowie z nami.
ZOBACZ WIDEO: Kwiatkowski ostro o kadrze Santosa. "Piłkarze nie wiedzieli, o co mu chodzi"
Jednocześnie jednak 31-letni napastnik wskazywał, że skuteczność szwankowała na przestrzeni całego spotkania.
- Jak się w doliczonym czasie gry ma rzut karny, to wiadomo, że mogliśmy odmienić to spotkanie. Choć ten mecz mógł być "zamknięty" jeszcze w pierwszej połowie - mieliśmy pięć dogodnych sytuacji, mogliśmy wysoko prowadzić. A tymczasem do przerwy przegrywaliśmy - ubolewał napastnik Wisły.
[b]
Goku o Sobczaku: "Każdy z nas może się pomylić"
[/b]
Zaraz po zakończeniu meczu w mediach społecznościowych zaroiło się od pytań, czemu rzut karny wykonywał Sobczak, a nie Angel Rodado. O to samo zapytano na konferencji trenera krakowian Alberta Rude.
- Pierwszy na liście wykonawców był Sobczak - potwierdził szkoleniowiec Wisły. - Miał najwyższą skuteczność w drużynie, jeśli chodzi o wykorzystywanie rzutów karnych.
Faulowany w tej sytuacji w polu karnym Joan Roman czyli Goku starał się wziąć Sobczaka w obronę.
- Takie są decyzje. Każdy z nas może się pomylić. Nie chodzi o wskazywanie kogoś palcem – podkreślał Goku w rozmowie z WP SportoweFakty. - Jesteśmy zespołem, jesteśmy jak rodzina. Przegrywamy razem, tak jak zwyciężamy wszyscy razem. Pozostaje nam wygrać te trzy ostatnie mecze, jakie pozostały nam do końca sezonu zasadniczego.
Hiszpan również miał w tym meczu swoje sytuacje. - To boli, nie ma co ukrywać. Podobny przebieg meczów widzieliśmy już wiele razy w tym sezonie. To nie jest jednak tak, że nie stwarzaliśmy okazji - mnie wybito piłkę po strzale praktycznie z linii bramkowej. Angel Baena miał podobną sytuację. Niby wiesz, że piłkarsko jesteś lepszym zespołem, ale ostatecznie nie potrafisz tego potwierdzić - ubolewał.
[b]
Trudna regeneracja po finale Pucharu Polski. "Nie szukamy wymówek"
[/b]
Już w momencie, gdy Wisła kończyła w czwartkowy wieczór świętowanie na Stadionie Narodowym, było wiadomo, że krakowianie mogą mieć problemy w poniedziałkowym starciu w Sosnowcu. Wymagający mecz z dogrywką, później deficyt snu, świętowanie z kibicami na drugi dzień, emocje. O optymalną regenerację w tak krótkim czasie było trudno.
I rzeczywiście w meczu z Zagłębiem były momenty niedokładności, drobnych błędów, które mogły wynikać właśnie z mentalnego i fizycznego zmęczenia. Tym bardziej, że Rude nie zdecydował się na zmiany w wyjściowym składzie. Wiślacy za wszelką cenę nie chcieli jednak tłumaczyć się tym po poniedziałkowej stracie punktów.
- Oczywiście fizycznie mogło tak być, bo byli zawodnicy, którzy grali nawet sto dwadzieścia minut w czwartkowym finale. A był to mecz bardzo intensywny, niosący wiele emocji. Powtarzam: nie szukamy jednak wymówek. Mogliśmy wygrać mecz w Zagłębiem - zaznaczał Goku.
Wtórował mu Sobczak: - Nie tłumaczyłbym tego kwestią regeneracji po Pucharze Polski. Wszyscy wiedzieliśmy, że Puchar to jedno, a liga drugie. Puchar było świetnie podnieść w górę, to było wspaniałe uczucie. Natomiast mieliśmy świadomość, że za moment zbliża się ligowa rzeczywistość. Trzeba było po prostu stawić temu czoło. Najbardziej martwi, że to nie jest pierwszy raz. Nawet jeśli tworzymy sytuacje, to nie mogliśmy tego meczu "przepchać".
[b]
Wisła Kraków: remis jak porażka
[/b]
Rzeczywiście, sezon ma się już ku końcowi, a Wisła nadal nie znalazła optymalnej recepty na powtarzający się - z ich perspektywy - problem: murujących się pod własną bramką rywali, grających w sposób zwarty i skompaktowany.
- Zespoły z Ekstraklasy nie zamykają się tak mocno na własnej połowie, jak wiele drużyn z Fortuna I ligi. W tej lidze często jest tak, że masz jedenastu graczy broniących bezpośrednio dostępu do własnej bramki. A gdy strzelasz, to nie masz naprzeciwko siebie tylko bramkarza - jest tak, jakby tych bramkarzy było trzech. Nie chodzi jednak o szukanie wymówek. Wiemy, jak jest - wskazywał Goku.
Szkoleniowiec Wisły powinien jednak nieustannie szukać sposobów na taką organizację gry, by ułatwić drużynie poradzenie sobie z tym problemem. Przyspieszenie gry, szybsze przenoszenie ciężaru gry ze strony na stronę, większa dynamika akcji? Wiele można poprawić.
Sobczak wskazywał, że szukano też rozwiązań personalnych. - Kończyliśmy mecz z trzema napastnikami na placu gry - podkreślał. Oprócz niego, w końcówce na boisku byli jeszcze Rodado i Michał Żyro.
I dodawał: - Sytuacje były: uderzenia z głowy, wybijanie z linii. Do końca szliśmy po ten wynik. Na przestrzeni całego sezonu zdobywamy wiele bramek w końcówkach. Tym razem mogło być podobnie. Dlatego jako zawodnik już doświadczony w pełni tę porażkę biorę na siebie. Ten remis odbieramy bowiem jak porażkę.
W sobotę "Białą Gwiazdę" czeka starcie z liderem tabeli, Lechią Gdańsk. Następnie jeszcze wyjazd do Katowic na spotkanie ze świetnie spisującą się ekipą GKS, a na koniec mecz z Bruk-Betem Termalicą.
- Wiemy, jaka jest sytuacja. Wiemy, czego od nas się wymaga. Trzeba jednak było regularnie punktować, by mieć potem spokojną końcówkę. Sami sobie zgotowaliśmy ten los. I teraz musimy jak najlepiej z tego wybrnąć. Trzeba zrobić wszystko, by awansować do tych baraży - stwierdził Sobczak.
To samo deklarował Goku: - Te ostatnie trzy mecze trzeba rozegrać na śmierć i życie.