Obejrzał 50 powtórek z decyzji Marciniaka. Jednoznaczny komentarz

Getty Images / Szymon Marciniak
Getty Images / Szymon Marciniak

- Nie możemy mówić o żadnym skandalu. Oglądałem powtórkę z 50 razy, na różnych stopklatkach. Naszych sędziów nie ma za co karać - mówi nam Michał Listkiewicz (ojciec Tomasza, asystenta Szymona Marciniaka), były sędzia międzynarodowy.

W doliczonym czasie gry rewanżowego spotkania półfinału Ligi Mistrzów w Madrycie doszło do dużego zamieszania. Real prowadził 2:1, a Bayern potrzebował gola, by doprowadzić do dogrywki. Niemiecki klub przeprowadził jedną z ostatnich akcji, którą przerwał Szymon Marciniak. Chwilę później Matthijs de Ligt zdobył bramkę, której Marciniak nie uznał.

Wszystko dlatego, że Tomasz Listkiewicz, asystent, podniósł chorągiewkę, uznając, że jeden z graczy Bayernu znajdował się na pozycji spalonej.

Szukają kozła ofiarnego?

Michał Listkiewicz, ojciec polskiego sędziego, który również był arbitrem międzynarodowym, analizuje zdarzenie.

- Moim zdaniem Tomek nie popełnił błędu. To, co wydarzyło się później, jest burzą w szklance wody - ocenia nasz rozmówca. - Uważam, że trzeba spojrzeć na całą sekwencję zdarzeń: gracz Bayernu zagrał daleką piłkę, dwaj inni zawodnicy Bayernu absorbowali obrońców Realu, którzy musieli reagować na ich ruch, odpowiednio się ustawić, a na końcu - interweniować. Obrońcy byli zdezorientowani, kto ma kogo kryć i jak się zachować. Obaj gracze Bayernu ewidentnie utrudniali im grę - ocenia.

Szymon Marciniak użył gwizdka w momencie, gdy piłka była w narożniku pola karnego. - Nie była to nawet sytuacja strzelecka dla gości. Następnie, po gwizdku, wszyscy piłkarze Realu stanęli. Obrońcy się nie ruszali, bramkarz nie interweniował. De Ligt oddał strzał po gwizdku i zdawał sobie z tego sprawę. To też jest bardzo istotne dla oceny całej sytuacji. Co innego, gdyby gol padł po walce, w ferworze. A przecież nikt w Realu nie kontynuował gry. Mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością: polski zespół sędziowski nie wypaczył wyniku półfinału Ligi Mistrzów - mówi Listkiewicz senior.

- Oglądałem powtórkę z pięćdziesiąt razy, na różnych stopklatkach. Skłaniam się ku zdaniu, że spalony był - ocenia.

ZOBACZ WIDEO: Kwiatkowski ostro o kadrze Santosa. "Piłkarze nie wiedzieli, o co mu chodzi"

Niemieckie media rzuciły się na polskich arbitrów pisząc o "wielkim skandalu". Trener Bayernu Thomas Tuchel krytykował zespół Marciniaka w pomeczowych wywiadach. - Dziwi mnie reakcja drużyny i tamtejszej prasy. Nikt jakoś nie zajmuje się Manuelem Neuerem, który popełnił duży błąd i Tuchelem, który dokonał nie najlepszych zmian. Niemcy szukają kozła ofiarnego - twierdzi Listkiewicz.

Listkiewicz: kary nie będzie

Były sędzia ocenia, czy Marciniak powinien wstrzymać się z gwizdkiem, a następnie zweryfikować sytuację w powtórce wideo. - VAR sprawdza najczęściej czyste sytuacje strzeleckie. Tak, jak mówiłem: w narożniku pola karnego, gdy piłka była w górze, nie było możliwości oddania strzału, więc Marciniak gwizdał, bo nie było bramkowej sytuacji - przekonuje nasz rozmówca.

Listkiewicz jest przekonany, że nasi sędziowie nie zostaną ukarani. - Bo niby za co? - pyta. - Moim zdaniem to nie był błąd. Może dla całej sytuacji i większego spokoju lepiej by się stało, gdyby Szymon puścił grę i wyłapał spalonego z powtórki wideo - twierdzi. - A poza tym, mogę się założyć, że gdyby gra została puszczona, to bramka by nie padła. W najlepszym razie oceniłbym tę sytuację jako lekko kontrowersyjną - dodaje.

Przeprosiny? "Nie wierzę"

Na koniec nasz rozmówca odnosi się do słów, które miały rzekomo paść od polskich sędziów zaraz po zakończeniu meczu półfinałowego. - Nie wierzę, że nas sędziowie przepraszali ludzi z Bayernu po spotkaniu. Po pierwsze: wytyczne FIFA i UEFA zabraniają takich zachowań. Po drugie: nie mieli za co przepraszać. Całe zdarzenie musiało zostać wymyślone przez kogoś ze strony Bayernu - kończy Listkiewicz.

W finale Ligi Mistrzów, 1 czerwca, Real Madryt zmierzy się z Borussią Dortmund.

Takich słów o Robercie Lewandowskim jeszcze nie było. Łukasz Piszczek nie ma wątpliwości

Źródło artykułu: WP SportoweFakty