Marketing i wojenki, czyli co przyciąga, a co odstrasza kibica

Frekwencja na stadionach Ekstraklasy, I i II ligi jest diametralnie różna. Wiele czynników ma wpływ na ilość kibiców na stadionach oraz ich liczbę wyjazdową.

Marketing

Z pewnością jednym z najważniejszych czynników wpływających na ilość fanów na piłkarskich stadionach jest marketing. Istnieje wiele sposobów, aby przyciągnąć kibica na stadion. Plakaty informujące o meczu, autobusy miejskie w klubowych barwach, czy też jakiekolwiek relacje telewizyjne wpływają na podświadomość ludzi. Niektórzy właśnie, przez pobudzenie wyobraźni znajdują się w końcu na stadionie i w sporej liczbie na nim pozostają na długie lata. Dzięki temu funkcjonowanie klubu (środki finansowe pochodzące ze sprzedaży biletów i pamiątek) czy też doping kibiców stoją na znacznie wyższym poziomie.

Ciekawym pomysłem błysnęli w Jagiellonii Białystok. W stolicy Podlasia powstała sieć taksówek "Jaga Taxi". Pomysł wypalił, a klubową kasę zasilają kolejne złotówki. Obecnie w stolicy Podlasia jeździ 101 takich taksówek. Jak mówią pracownicy, najwięcej zgłoszeń jest w dniu meczu. Co ciekawe Jaga jest drugim klubem w Europie, który zdecydował się właśnie na taki krok.

W Polsce najlepszy marketing ma bez wątpienia Lech Poznań, dzięki dobrej reklamie, podpartej ubiegło sezonowymi sukcesami w Pucharze UEFA, kiedy na trybunach zasiadało ponad 20-tysięcy sympatyków Kolejorza. Obecnie Lech gra we Wronkach i z tego względu może liczyć na tylko kilkutysięczną publikę. Z pewnością, po powrocie do stolicy Wielkopolski frekwencja wróci na podobny, o ile nie wyższy pułap, bo w Poznaniu wiedzą jak robić dobrą reklamę. Władze poznańskiej drużyny potrafią się również porozumieć z sympatykami Lecha i dlatego na trybunach są piękne oprawy, a na wyjazdach Kolejorza często ponad tysięczne delegacje.

Wojny i wojenki

Jednak starczy chociaż jeden zgrzyt na linii kibice-klub i wytwarza się mętna otoczka. Takim przykładem jest bez wątpienia Legia, na której od kilku lat dzieje się co najmniej źle. Władze klubu ze wszystkich sił chcą resocjalizować swoich fanów, zaś oni bronią się i atakują ze zdwojoną siłą. Skutek jest taki, że na stadionie pojawia się coraz mniej ludzi. Nawet derby stolicy, które, jakby nie było, są jakimś piłkarskim świętem, nie potrafiły zgromadzić na trybunach kompletu publiczności. W Legii "codziennością" są klubowe zakazy stadionowe, nakładane praktycznie po każdym spotkaniu. Wojna zaczęła się w najlepsze, gdy po śmierci Jana Wejcherta, z krytej poleciały okrzyki: - Jeszcze jeden! Te słowa nawiązywały do drugiego z właścicieli.

W Bydgoszczy kibice miejscowego Zawiszy mają swój problem. Jest nim prezes klubu Michał Gliński, który w przeszłości, jeszcze będąc dziennikarzem, niezbyt pochlebnie wypowiadał się o fanach wówczas IV-ligowego Zawiszy. Schlebiał natomiast "Hydrobudowie", czyli przeniesionemu do Bydgoszczy z Włocławka Kujawiakowi. Fani żądają dymisji Glińskiego i praktycznie na każdych meczach pojawiają się transparenty. - Żądamy zmiany prezesa - to jeden z wielu, ale odzwierciedla wszystko, czego żądają fani, aby sytuacja powróciła do normalności. Bydgoscy fani wytykają prezesowi brak doświadczenia i narażenie klubu na kilkusettysięczne straty. W trakcie meczów trwa protest, a doping wznawiany jest w okolicach 70. minuty. Mimo napiętej sytuacji frekwencja na trybunach jest bardzo wysoka. Średnio na spotkania II ligi przychodzi 5 tysięcy kibiców, co jest najwyższą frekwencją na tym szczeblu rozgrywkowym. Na derbach Zawisza - Elana Toruń było ich aż 3 tysiące powyżej średniej. Takiej publiki mogą pozazdrościć nawet niektóre kluby ekstraklasy.

Miasta i miasteczka

Równie ważna jest wielkość aglomeracji miejskich, dlatego z pewnością łatwiej zdobyć klubom konsumenta w takich miejscach jak Warszawa, Poznań, Szczecin, Kraków, czy też Białystok. Widać, że piłka wielkimi krokami wchodzi w obszary wielkich miast, a powoli zostaje wypierana z ośrodków słabych kibicowsko. W Ekstraklasie już powoli zaczęła się wspomniana czystka. Obecnie na dobrej drodze do spełnienia wspomnianej reguły są kopacze Odry Wodzisław Śląski. W tym malutkim miasteczku spod czeskiej granicy frekwencje są mizerne, jak jesienne wyniki zawodników tej drużyny. Jeżeli wodzisławianie będą się w dalszym ciągu prezentować, tak jak do tej pory, to z hukiem spadną, a gdy skończą się pieniądze z Canal+, wówczas ten malutki klub będzie się tylko staczał po równi pochyłej. Swoje trzy grosze do takiego stanu rzeczy dorzucili akcjonariusze z Czech i Polski, których wzajemne kłótnie doprowadzają do upadku klubu. W I-ligowej poczekalni stoją już spragnione wielkiej piłki łódzkie drużyny - Widzew oraz ŁKS. Kolejnym zespołem mającym chrapkę na Ekstraklasę jest silna kibicowsko Pogoń Szczecin, której fani również nie mogą się doczekać powrotu do Ekstraklasy.

Budowa stadionów, czyli przejściowy problem

Przez wiele lat polskie stadiony były w opłakanym stanie. Miały swój klimat, ale z pewnością odstraszały "niedzielnych" kibiców. Obecnie w wielu miastach trwa gorączka związana z budową nowych oraz poprawą wizerunków przestarzałych obiektów. Takie są wymogi licencyjne oraz zbliżające się Euro 2012.

Przez to wiele zespołów musi rozgrywać spotkania na obcych stadionach. Krakowskie drużyny - Wisła i Cracovia grają w Sosnowcu, natomiast Lech we Wronkach. Przez to w tym sezonie frekwencja na meczach tych drużyn jest mniejsza nawet o kilkadziesiąt procent, jednak jak pokazały przykłady Zagłębia Lubin oraz Korony Kielce, nowe stadiony sprawiły, że frekwencja wzrosła znacząco.

Bezcenna historia

Przywiązanie do klubu jest dla prawdziwego kibica czymś szczególnym. Dla niektórych nie ma rzeczy ważniejszej niż mecz swojej drużyny. 14-krotny mistrz Polski, Górnik Zabrze nawet po spadku i słabej grze zawodników w tym sezonie mógł liczyć na frekwencję znacznie przekraczającą 10 tysięcy.

W Krakowie natomiast niedzielne derby Wisły z Cracovią, zwane "Świętą Wojną" były meczem podwyższonego ryzyka. Wojna między zwaśnionymi kibicami obu klubów trwa od niepamiętnych czasów. Jednak takie potyczki sprawiają, że trybuny są pełne, atmosfera gorąca, doping znakomity i nigdy nie brakuje jakichś dreszczyków emocji.

W głównej mierze o frekwencji decydują wyniki, ale i tak jednym z najważniejszych czynników jest miłość kibica do klubu i szacunku do jego historii. Kiedy fan zostanie przyciągnięty na mecz i w końcu zacznie chodzić systematycznie na spotkania swojego klubu, to nawet spadek drużyny do niższej klasy rozgrywkowej nie stanie na przeszkodzie, aby kibicować swojemu zespołowi. - To jest silniejsze niż narkotyk - mówi większość kibiców swoich drużyn, czy też reprezentacji narodowych.

Źródło artykułu: