Ali Gholizadeh przybył do Lecha Poznań jako wielka gwiazda. Kosztował aż 1,8 mln euro, dzięki czemu został najdroższym piłkarzem nie tylko w historii Lecha Poznań, ale i całej PKO Ekstraklasy. Problem w tym, że Kolejorz na razie może żałować wydanych na 28-latka pieniędzy.
Uczestnik MŚ 2022 w Katarze pojawił się w Poznaniu z kontuzją, przez którą na debiut czekał aż do października. Gdy w końcu wyzdrowiał, nie rzucił na kolana. W 12 występach nie zdobył ani jednej bramki, ani przy żadnej nie asystował.
Na początku kwietnia natomiast okazało się, że z powodu kolejnego urazu Irańczyk nie zagra do końca sezonu 2023/24. To wszystko składa się na opinię transferowego niewypału. Nie wszyscy w Poznaniu jednak tak uważają.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić
- Niewypał? Ja bym tak nie powiedział. Nie wierzę, że Lech wydał niespełna dwa miliony euro, nie analizując tego zawodnika bardzo dokładnie. Wiadomo, że nie robiła tego jedna osoba, tylko było w to zaangażowane więcej osób. Na pewno wywiad był dokładnie przeprowadzony - nie wierzę, że nie. Jeżeli ktoś mnie pyta po kilku meczach, jak oceniam, czy to był dobry transfer czy nie, to odpowiadam, że nie ma żadnych podstaw do racjonalnej oceny - mówi nam Bartosz Bosacki, legenda Lecha Poznań, były kapitan Kolejorza.
- Mieliśmy kilku młodych zawodników, którzy wskakiwali i grali trzy-cztery mecze i część osób otwierała im drzwi do kadry, a później tacy piłkarze ginęli. Gholizadeh miał problemy zdrowotne i trudno wchodzi się do zespołu, któremu nie idzie. Jeżeli Lech nie gra na miarę swoich możliwości, to Gholizadeh też nie zagra na miarę swoich możliwości - dodaje były reprezentant Polski.
Zaczęło się od Rumaka
Lech, choć wciąż ma - obok Jagiellonii i Śląska - szansę na mistrzostwo, gra poniżej możliwości i oczekiwań. Bosacki nie ma wątpliwości - regres Kolejorza zapoczątkował angaż Mariusza Rumaka w miejsce Johna van den Broma
- Po wybraniu trenera Rumaka powiedziałem, że nie rozumiem tej decyzji. Nie tylko w kontekście tego, czy się na to stanowisko nadajem czy nie, bo z tego co słyszę, to w kwestii jego warsztatu trenerskiego można być spokojnym i to dobrze funkcjonuje. Chodzi o prowadzenie szatni i komunikację. Tu chyba coś nie działa i wydaje mi się, że jest to jeden z tych elementów, który powoduje, że Lech aktualnie w takim położeniu - komentuje mistrz Polski z Lechem z 2010 roku.
- Przykro mi to powiedzieć, ale spodziewałem się, Lech może tak wyglądać, jak - niestety - wygląda. I bardzo żałuję, że to się sprawdza, bo zawsze trzymam kciuki za Lecha i kibicuję i przykro mi jest patrzeć na to, że ten potencjał, który jest w zespole nie jest wykorzystywany - dodaje.
W niedzielę, w szlagierze PKO Ekstraklasy, Lech podejmie w Poznaniu Legię Warszawa. Dla gospodarzy stawką spotkania jest przedłużenie nadziei na odzyskanie mistrzostwa, a dla pokiereszowanych porażkami gości gra idzie o załapanie się do Ligi Konferencji Europy. Przez to Bosacki nie spodziewa się fajerwerków przy Bułgarskiej 17.
- Myślę, że te mecze zawsze, obojętnie, czy Lech był w czubie, czy Legia niżej, czy na odwrót, były na fajnym, wysokim poziomie. Otwarte i dobrze się te spotkania oglądało. Akurat w przypadku najbliższego spotkania nie spodziewam się jednak, że tak będzie, bo po ostatnich porażkach Lecha i tej dotkliwej porażce Legii z Radomiakiem, to wydaje mi się, że nikt tam się nie otworzy i nie odważy na otwartą grę. Na pewno początek meczu będzie ostrożny, opierany na wzajemnym badaniu - przewiduje wychowanek Lecha.
- Jeśli na początku padłaby bramka, to wtedy ten mecz może się otworzyć i być ciekawy. Ale nie spodziewam się jakiś fajerwerków, patrząc na to, w jakiej dyspozycji piłkarskiej i mentalnej mogą być zawodnicy. Po ostatniej kolejce zarówno w Legii, jak i w Lechu atmosfera musi być gęsta. Pytanie, który z trenerów sobie z tym lepiej poradzi - kończy Bosacki.
Mecz Lech - Legia w niedzielę o godz. 17:30. Transmisja w Canal+ Sport 3, Canal+ Premium oraz na TVP, dostępnym na platformie Pilot WP. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.
Mateusz Byczkowski, WP SportoweFakty