Maciej Smolewski: Choć Polonia nie jest już tak wysoko w tabeli, jak w pewnym momencie (przed derbami), to wciąż notuje dobre wyniki. Spodziewał się Pan przed sezonem, że tak będzie?
Jacek Trzeciak: Przede wszystkim należy powiedzieć, że przed sezonem z drużyną pożegnało się kilku chłopaków... ale też i kilku nowych do nas dołączyło. Czy się spodziewałem? Trudno to określić. W sparingach uzyskiwaliśmy dobre wyniki, ale wiadomo, że spotkania kontrolne to nie mecze ligowe. Wtedy daliśmy sobie czas, kilka kolejek, aby przekonać się co jesteśmy warci. Jak pokazało tych kilka meczów, to co prezentowaliśmy w sparingach - przeniosło się na mecze ligowe. I chwała chłopakom za to, bo to świadczy o tym, że wytrzymali presję. Z drugiej strony... znaliśmy swoje miejsce w szeregu, ale jak wszystkie 16 drużyn, my również walczymy o tytuł Mistrza Polski. A ta walka musi wiązać się z dobrą grą, wiedzieliśmy zatem, że jeśli będziemy się dobrze prezentować to i będą dobre wyniki.
Powiedział Pan o roszadach w składzie Polonii przed sezonem. Jednak wciąż nie można powiedzieć, że w Polonii grają wielkie piłkarskie nazwiska... choć oczywiście nie można zabrać piłkarzom tego, że potrafią grać w piłkę. Co, zatem jest sekretem dobrej gry, o której Pan wspomniał?
- Myślę, że jest to kwestia rozumienia się nawzajem. To jak postrzegamy się na boisku przekłada się również na nasze codzienne, prywatne życie. W szatni jest dobra atmosfera, nie ma żadnych animozji, ani konfliktów. Ci, którzy dołączyli do zespołu sami się wypowiadają, że świetnie czują się w zespole. Po dziesięciodniowym obozie wypowiadali się, że czują, jakby byli w tej drużynie nie kilka dni, ale kilka lat! To bardzo ważne i uznaje to za sukces, nie tylko starszyzny drużyny, ale również i trenera. On również swoją osobą miał wpływ na przyjęcie tych osób w zespole. W Polonii nigdy się nie przelewało, ale na atmosferę nigdy nie mogliśmy narzekać.
Wspomina Pan o postaci trenera Jurija Szatałowa... Jest Pan doświadczonym piłkarzem, a zatem miał Pan do tej pory kontakt z wieloma szkoleniowcami. Jak, zatem ocenia Pan swojego obecnego trenera?
- Póki co jestem zawodnikiem... i mam taką zasadę, że dopóki gram, staram się nie oceniać trenerów. Jednak co do samego trenera mogę powiedzieć parę słów. Przede wszystkim widać, że ma on dobry kontakt z chłopakami, a to bardzo ważne. My czujemy, że jest szefem, ale z drugiej strony nie jest tyranem, nie prowadzi autorytarnych rządów, tylko daje sobie pewne rzeczy powiedzieć. Trener Szatałow jest bardzo życzliwy, cały czas rozmawia z chłopakami... ale oczywiście oni też nie przekraczają pewnej granicy w tych relacjach.
A jak Pan ocenia swoją formę? Gdy strzelił Pan gole Piastowi wydawało się, że jest wysoka, tymczasem gra Pan średnio dwadzieścia-trzydzieści minut w meczu.
- To nie moja wina, że gram właśnie tyle. To szkoleniowiec dokonuje decyzji. Ja uważam, że moja forma wcale nie jest słaba. Jest dobra. Pozostaje mi dostosować się do decyzji trenera Szatałowa i robić swoje.
Czy słyszę w Pana głosie żal, czy tylko mi się wydaje?
- Trener uważa, że ja wiele daje drużynie wchodząc na te 20-30 minut, w drugiej połowie. Moją rolą jest wejść na boisko, gdy drużyna dostała zadyszki po ciężkich bojach i ja mam obudzić w nich wiarę i zmotywować ich do dalszej walki. Trener jest konsekwentny w tym co robi i mówi. Dlatego muszę odstawić swoją ambicję i muszę przedłożyć dobro drużyny nad własne uczucia. Ja identyfikuje się z Polonią i bardzo się cieszę jeśli mogę pomóc zespołowi.
Czyli pogodził się Pan z rolą rezerwowego i mentora dla młodszych piłkarzy w drużynie?
- Staram się być mentorem i dobrym duchem, a także wykonywać swoją robotę jak najlepiej... ale z rolą rezerwowego nie pogodzę się nigdy. Jestem człowiekiem ambitnym, póki co, to uczucie jest we mnie jeszcze duże, więc nigdy nie pogodzę się z taką rolą. Mało tego, nie wyobrażam sobie, żeby jakiś piłkarz grający w Polonii, czyli ambitnej drużynie, pogodził się z byciem rezerwowym. Bo to coś innego - nie godzić się, ale jednocześnie robić swoje i mobilizować chłopaków. Ja nie mogę siedzieć na ławce jako ten doświadczony zawodnik i narzekać. Nie mogę psuć atmosfery. Ja jestem od zupełnie innych, odwrotnych rzeczy - ja jestem od dbania o tą atmosferę. Zdaję sobie sprawę, że ja sam oraz moje zachowanie jest bacznie obserwowane przez chłopaków...Zatem spoczywa na mnie duża odpowiedzialność.
Mówi Pan, że czuje się dobrze fizycznie. Na jak długo, zatem wystarczy jeszcze Panu sił, jak długo chce Pan grać jeszcze w piłkę?
- Jeżeli chodzi o moją dzisiejszą dyspozycję, samopoczucie i zdrowie, które dzięki Bogu są dobre... to myślę, że mogę powiedzieć, że jeszcze kolejne półtora roku. Oczywiście, tylko pod warunkiem, że sobie poradzę! Jeśli tylko zauważę, że w jakikolwiek sposób odstaje od kolegów to na pewno nie będę się rozmieniał na drobne. Nie będę robił niczego na "chama" - po prostu podziękuję i odejdę. Nie może być mowy o innym zachowaniu. Na razie koledzy na treningach, a także po, gdy spotykamy się - życzliwie wypowiadają się o mojej dyspozycji, więc dopóki tak będzie, dopóty będę grał. Oczywiście, jest bardzo miło z powodu ich opinii.
Zatem jeśli mówi Pan o półtorej roku to prawdopodobnie doczeka się Pan gry na choćby w jakiejś części "nowym" stadionie Polonii...
- Jest to takie moje małe marzenie... Co prawda to pragnienie, po ostatnich decyzjach Rady Miejskiej, troszeczkę się oddaliło, bo i budowa stadionu w jakiś sposób się przesunęła, ale rzeczywiście. Chciałbym zakończyć swoją karierę na obiekcie, który chociaż w małej części, minimalnym stopniu będzie przypominał ten planowy - europejski. Byłoby to piękne zakończenie kariery - odejść z podniesionym czołem.
A co potem, co po zakończeniu kariery? Myślał Pan już o tym?
- Jeszcze trochę mi tej gry zostało (śmiech). Więc proszę mi tego jeszcze nie odbierać, nie chcę wybiegać tak daleko w przyszłość.
Jest Pan raczej skromną osobą, ale zarazem ulubieńcem bytomskiej publiczności - co można zauważyć na meczach. A i wśród dziennikarzy jest Pan lubiany i szanowany. Jak Pan to robi?
- Jeżeli chodzi o sympatie kibiców... Ja jestem w tym klubie praktycznie od początku, od kiedy zaczęło się w nim dobrze dziać. Dziać sportowo, od kiedy Polonia zaczęła walczyć o ekstraklasę. O awans walczyliśmy od trzeciej ligi, więc myślę, że kibice kojarzą mnie pozytywnie, bo właśnie z tymi wydarzeniami. Natomiast jeśli chodzi o dziennikarzy... To jestem zaskoczony. Ale myślę, że mój "sekret" leży w naturalnym zachowaniu. Żurnaliści są bardzo inteligentną grupą zawodową i oni potrafią wyczuć pewne rzeczy. Fałszywość wyczują na kilometr. I myślę, że nie potrafiłbym się "ukrywać" przez tyle lat - wcześniej czy później coś by wyszło. Ja po prostu jestem naturalny, taki mam charakter i nic poza tym nie robię... a moja żona się tylko krzywi i śmieje, gdy tak mówię (śmiech)!