W ubiegłym sezonie Robert Lewandowski zdobył trofeum dla najlepszego strzelca hiszpańskiej La Ligi. W bieżących rozgrywkach skuteczność kapitana reprezentacji Polski nie stoi już na tak wysokim poziomie, choć jego dyspozycja w rundzie wiosennej wskazywała na to, że może jeszcze powalczyć o obronę korony króla strzelców.
Najprawdopodobniej jednak tak się nie stanie. Na najlepszej drodze do zdobycia Trofeo Pichichi jest aktualnie Artem Dowbyk, który w spotkaniu 38. kolejki rozgrywek z Granadą popisał się hat-trickiem, dzięki czemu ma na swoim koncie już 24 gole.
Ukraiński napastnik Girony tym samym rzutem na taśmę wyprzedził Alexandra Sorlotha, który w ubiegłym tygodniu popisał się imponującym wyczynem. Norweg zdobył aż cztery bramki dla Villarrealu w rywalizacji z Realem Madryt. Wówczas wysunął się na pierwsze miejsce w klasyfikacji. W spotkaniu 38. serii gier nie dopisało mu jednak szczęście. Z powodu kontuzji musiał opuścić boisko w meczu z Osasuną już w 17. minucie gry, w efekcie czego nie zdążył powiększyć swojego dorobku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!
Wiadomo już zatem, że Sorloth nie dogoni Dowbyka. Swoje spotkania w ramach ostatniej kolejki sezonu mają przed sobą jeszcze: trzeci w klasyfikacji Jude Bellingham oraz Lewandowski. Angielski gwiazdor Królewskich ma na swoim koncie 19 trafień, a w związku z czym w spotkaniu z Betisem musiałby aż sześciokrotnie wpisać się na listę strzelców, by wyprzedzić napastnika Girony.
Co musiałoby się stać, by na czele klasyfikacji znalazł się "Lewy"? Odpowiedź na to pytanie niestety nie może napawać optymizmem kibiców znad Wisły. Kapitan reprezentacji Polski zdobył dotychczas 18 ligowych bramek. Aby wyprzedzić Dowbyka, w niedzielnym spotkaniu Barcelony z Sevillą musiałby strzelić... siedem goli.
Nawet znając umiejętności Lewandowskiego, trudno uwierzyć w realizację powyższego scenariusza. Wiele więc wskazuje na to, że tym razem Polak będzie musiał obejść się smakiem i przekazać trofeum w ręce skutecznego Dowbyka.
Zobacz też:
Oficjalnie: Wayne Rooney wraca na ławkę trenerską. Przed nim trudne zadanie
Xavi wszystkich zaskoczył. Nie skorzystał z okazji do zemsty