Po 19. kolejce GKS Tychy zajmował drugie miejsce w tabeli i miał na swoim koncie 34 punkty, tyle samo co liderująca Arka Gdynia. W dodatku śląski zespół miał rozegrany o jeden mecz mniej. Choć celem na początku sezonu była zapewnienie sobie utrzymania na zapleczu PKO Ekstraklasy, to po tak udanej jesieni coraz częściej powtarzano, że celem jest awans.
O tym mówili szefowie klubu, a kilkukrotnie powtarzał to trener Dariusz Banasik. Zawodnicy doskonale wiedzieli, o co grają, bo w Tychach na Ekstraklasę czekają od 1997 roku. Wtedy to w najwyższej klasie rozgrywkowej rywalizował Sokół Tychy - zespół powstały z fuzji Sokoła Pniewy i GKS-u.
Jesień rozbudziła apetyty
Runda jesienna bez wątpienia rozbudziła apetyty kibiców w Tychach. Zaczęto wierzyć w to, że klub wreszcie może namieszać w Fortuna I lidze i wrócić do elity. Jednak runda wiosenna brutalnie zweryfikowała plany i możliwości GKS-u.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!
W szesnastu meczach tyszanie wywalczyli 17 punktów. Gdyby nie świetna jesień, to nie jest wykluczone, że byliby zamieszani w walkę o utrzymanie. Z taką grą plany i marzenia o awansie trzeba odłożyć na później. Tylko czy taka szansa się jeszcze powtórzy?
- W rundzie jesiennej zrobiliśmy bardzo dobry wynik i każdy mocno wierzył w to, że będziemy punktować regularnie w drugiej części sezonu. Niestety wiosna w naszym wykonaniu była słabsza. Pogubiliśmy punkty w spotkaniach w których teoretycznie powinniśmy wygrywać. Ciężko na gorąco po meczu o dokładne wnioski, ale na pewno jesteśmy mocno zawiedzeni. Nie tak to sobie wyobrażaliśmy - powiedział po meczu z Górnikiem Łęczna piłkarz GKS-u, Wiktor Żytek.
Kibice byli wściekli
Spotkanie z Górnikiem decydowało o tym, kto zagra w barażach. GKS musiał wygrać, by liczyć się w dalszej grze o miejsce w PKO Ekstraklasie. I choć miał kilka szans na objęcie prowadzenia, to ostatecznie przegrał 0:1. Po ostatnim gwizdku cierpliwość stracili kibice, którzy w wulgarnych słowach pożegnalny piłkarzy. Domagali się także oddania koszulek. Takiego zachowania fanów nie rozumiał trener Banasik.
- Od sześciu czy siedmiu lat to jest drugi najlepszy wynik GKS-u Tychy. Martwi mnie i smuci zachowanie po meczu, bo uważam, że kibice powinni być z zespołem na dobre i na złe. Kibice mają prawo do frustracji, ale trzeba popatrzeć na fakty. Mamy prawie najmłodszy zespół w lidze, budujemy drużynę, zdobyliśmy 51 punktów i uważam, że to niesprawiedliwe, że takie mieliśmy pożegnanie. Chcemy wsparcia od kibiców, ale nie możemy zachowywać się na stadionie, jakbyśmy spadli do II ligi - powiedział trener na pomeczowej konferencji prasowej.
Szkoleniowiec dodał, że jego zawodnikom trudno było sobie poradzić z narzuconą presją. On sam podzielił rok pracy na dwa etapy. Pierwszy to runda jesienna, która była bardzo udana. Drugi to wiosna, a ta była daleka od oczekiwań.
- Wiedziałem, że to będzie całkiem inna runda. Dochodzi presja i inne rzeczy, które mają wpływ. Ta runda pokazała, że nie jesteśmy na tyle mocni, by walczyć o najwyższe cele. Myślę, że nie awansowaliśmy do baraży przede wszystkim przez mecze u siebie. Przegraliśmy w pierwszej rundzie jeden mecz w Tychach, w drugiej sześć albo siedem. Dlaczego? Zespół nie udźwignął tego i sygnalizowałem to w przerwie zimowej. Niestety, presja sprawiła, że nie radziliśmy sobie z tym. Nie była to taka runda, jakby wszyscy oczekiwali. Nie wiem, czy po prostu ta runda nas nie zweryfikowała - dodał Banasik.
Jaka przyszłość?
Co dalej z GKS-em Tychy? Przed spotkaniem z Górnikiem pojawiły się plotki, że posada Banasika jest zagrożona. O tym, czy dalej będzie on pracował w klubie z Górnego Śląska przekonamy się w najbliższej przyszłości. Trener snuje już jednak plany na nadchodzące miesiące.
- Chciałbym przypomnieć pewien proces: przyszedłem tutaj na koniec poprzedniego sezonu, był nowy właściciel, nowy zespół. Przed sezonem mówiliśmy o dwu-trzyletnim planie. Nie wiem dlaczego teraz stworzyła się sytuacja, że w tym sezonie chcieliśmy od razu awansować do Ekstraklasy. To musi być proces. Nie jest tak, że użyjemy czarodziejskiej różdżki i stworzymy zespół, który rozwali tą ligę. Tak to nie działa. Nie wiem, dlaczego takie oczekiwania były, bo przed sezonem wiele osób brałoby w ciemno ten wynik - powiedział.
- Nie udało się, ale to jest proces. Na pewno jako zarząd, trenerzy nie poddamy się i będziemy się starali budować zespół. Pierwszy rok pracy pokazał, w jakim kierunku powinniśmy zmierzać. Myślę, że klub idzie w dobrym kierunku, ale wszyscy muszą być pozytywnie nastawieni. Uważam, że jak ochłoniemy i przeanalizujemy, to okaże się, że ten sezon wcale nie był taki zły. Jeżeli właściciele i kibice dadzą nam czas, żeby coś zrobić, to będą tego efekty. Potrzeba jednak czasu - zakończył Banasik.
Łukasz Witczyk, dziennikarz WP SportoweFakty