Real Madryt nie bez powodu nazywany jest królem Ligi Mistrzów. To klub, który wygrywał te rozgrywki CZTERNASTOKROTNIE. Żaden inny zespół nie może nawet zbliżyć się do tej liczby - drugi w kolejności AC Milan triumfował w LM "zaledwie" siedem razy.
Nic więc dziwnego, że "Królewscy" są faworytem sobotniego finału z Borussią Dortmund, choć Carlo Ancelotti w swoim stylu nieco tonuje nastroje. - To dla nas najważniejszy mecz w tym sezonie. Mamy duży szacunek dla Borussii, która zasłużenie znalazła się w finale - przyznał Ancelotti na konferencji prasowej.
Dla włoskiego szkoleniowca jest to ósmy finał Ligi Mistrzów. - W piłce nożnej nie ma ważniejszego meczu, a Wembley to historyczny stadion. Mam nadzieję, że pokażemy swoje najlepsze oblicze. Liga Mistrzów jest bardzo ważna, ale niezależnie od tego meczu uważam, że i tak odnieśliśmy już spory sukces w tym sezonie - powiedział opiekun Realu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: jak się żegnać, to z przytupem. Klopp nieźle zaszalał!
- Finał jest najważniejszy, ale przy okazji najgroźniejszy. Trzeba uważać, bo z jednej strony jesteś bardzo blisko najważniejszej rzeczy w piłce nożnej, a z drugiej pojawia się obawa, że to może ci uciec. Nie było łatwo dotrzeć do finału. Im bliżej samego spotkania, tym będzie pojawiał się większy strach, ale to jest normalne. Im bardziej się boisz, tym bardziej będziesz szczęśliwy, kiedy wygrasz - powiedział Ancelotti.
O personaliach na spotkanie Włoch nie chciał za bardzo rozmawiać. Zdradził jedynie, że w bramce wystąpi Thibaut Courtois, a chory w ostatnim czasie Andrij Łunin przyleci do Londynu w dniu meczu i zasiądzie na ławce rezerwowych.
Początek meczu Borussia Dortmund - Real Madryt w sobotę o godz. 21.