Po ostatnim gwizdku w Berlinie reprezentacja Hiszpanii rozpoczęła huczne świętowanie. Drużyna Luisa De la Fuente wygrała 2:1 w regulaminowym czasie z Anglią i zagwarantowała sobie tytuł najlepszej drużyny na Starym Kontynencie.
W niedzielny wieczór na pierwszy plan wysunęli się hiszpańscy piłkarze. Głównym rozjemcą w Berlinie był Francois Letexier, który według byłych sędziów międzynarodowych ustrzegł się błędów. Młody arbiter poradził sobie z wyzwaniem, jakim było poprowadzenie finału Euro 2024.
- W skali szkolnej wystawiłbym mu piątkę z malutkim minusem za to, że w doliczonym czasie przy kontuzji zawodnika hiszpańskiego, gdzie trwała przerwa dość długo, dlatego można było ten mecz przedłużyć. Ale to jest drobiazg. Bardzo dobra praca sędziego i przede wszystkim chciałbym zwrócić uwagę na jego zachowanie przy golu na 1:1. Jeszcze na własnej połowie był faulowany jeden z Anglików, piłka poszła do boku, sędzia zachował zimną krew, stoicki spokój, zastosował korzyść, po której była akcja prawą stroną i pada bramka na 1:1. To warto odnotować, bo gdyby sędzia gwizdnął faul, mielibyśmy rzut wolny, 60-70 metrów od bramki - skomentował w rozmowie z WP SportoweFakty Adam Lyczmański.
Reprezentanci Hiszpanii i Anglii nie utrudniali pracy arbitrowi. W kluczowych sytuacjach Letexier zachował czujność i podejmował prawidłowe decyzje. Jak najbardziej zasłużył na pamiątkowy medal, który odebrał na ceremonii po zakończeniu finału.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesie: reprezentant Polski już po pierwszym treningu z legendarnym trenerem
- Należy mu się piątka. Szóstka byłaby wtedy, gdyby ten mecz był bardzo trudny do sędziowania, a paradoksalnie nie był trudny, mimo że to był mecz finałowy. Na pewno było napięcie psychiczne, bo zawsze jest przy takiej skali wydarzenia, które obserwuje cały świat. Po prostu wszyscy widzą każdy błąd i go komentują. Jest to obciążenie psychiczne. Młody sędzia poradził sobie z nim znakomicie. Mecz był fajny do sędziowania, bo obie drużyny jakby nie grały złośliwie. Zawodnicy zrozumieli, gdzie jest granica. Nie było dużo kartek i brzydkich fauli. Przy bramce stykowej Oyarzabala asystent też się dobrze zachował, nie zasygnalizował spalonego, gdzie sam się zastanawiałem czy Hiszpan nie był wysunięty. Trzeba całemu zespołowi wystawić wysoką ocenę - nadmienił Marcin Borski.
Letexier był jedynie tłem dla piłkarskiego widowiska i nie może mieć sobie wiele do zarzucenia. Był to jego czwarty mecz podczas mistrzostw Europy. Tym występem wyłącznie potwierdził, że zasłużył na wyróżnienie.
- Widzieliśmy konsekwencję sędziego. Podjął bardzo dobrą taktykę, jeśli chodzi o gradację kar indywidualnych. O arbitrze po tym meczu nikt nie będzie mówił i nie będzie miał pretensji. Trzeba przyznać, że spełnił swoje zadanie, bo był po prostu niewidoczny. Brawo, ma 35 lat i wielki szacunek. Na pewno będę z ciekawością śledził jego losy i mecze w lidze francuskiej. Ten styl mi się podoba. Najważniejsze, żeby sędzia nie był pierwszoplanową postacią. Mecz przyjemnie się oglądało. Wiadomo, że zawsze zdarzą się drobne błędy. Po czasie możemy jednak powiedzieć, że dźwignął ten mecz. Wiemy, że było wiele obiekcji i wątpliwości co do trafności obsady - przypomniał Adam Lyczmański.
Gdyby Francja awansowała do finału, UEFA zamknęłaby furtkę zarówno Letexierowi, jak i Clementowi Turpinowi. Szymon Marciniak był kandydatem do roli arbitra głównego. Finalnie Polak został obsadzony przy finale jako sędzia techniczny, natomiast Tomasz Listkiewicz był sędzią rezerwowym.
- Letexier na pewno zamknął usta krytykom. Ja też byłem jednym z krytyków tej decyzji, bo uważałem ją za ryzykowną. Francuz jest młodym sędzią, ma 35 lat. Sędziował jedynie ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Nie miał meczów finałowych i nie był na dużych imprezach. Nie miał odpowiedniego rekordu, żeby powiedzieć, że jest sprawdzony w stu procentach. Ale też ten turniej wyglądał nie najlepiej w wykonaniu starszych sędziów. Był do dyspozycji dużo bardziej doświadczony sędzia Turpin z Francji, który słabo po prostu sędziował i uznano, że większą gwarancję dobrego występu niesie ze sobą sędzia Letexier. Spełnił zadanie, także jest wygranym numer jeden tej decyzji. Wygranym numer dwa jest Roberto Rosetti. Zaryzykował i to się nie wszystkim podobało. W polskim środowisku sędziowskim mówiono o tym, że Szymon Marciniak powinien posędziować ten finał, natomiast za granicą spekulowano o Turpinie. Posędziował inny Francuz. Ostatecznie decyzja się obroniła - podsumował Marcin Borski.
- U nas jest tak, że jeśli sąsiad kupi sobie nowy samochód, to nie powie się: "ja zrobię wszystko, żeby również kupić nowy samochód", tylko najlepiej, żeby temu sąsiadowi go ukradli. Taka jest niestety mentalność niektórych ludzi. Jestem ciekaw, czy teraz coś powiedzą. Dlaczego mamy zazdrościć komuś, kto osiągnął sukces? Cieszmy się tym sukcesem razem z tym człowiekiem. Pamiętajmy, że w tym zespole było również dwóch naszych arbitrów. Jak w przypadku Szymona - cieszmy się, doszedł do finału, oglądaliśmy go w telewizji, mieliśmy przyjemność patrzeć na niego jako Polacy, byliśmy dumni, u jego boku był Tomek Listkiewicz. To jest wszystko takie nasze polskie. Zawsze znajdziemy szklankę do połowy pustą, a ja jestem człowiekiem, który lubi tę szklankę widzieć do połowy pełną. Duży szacunek dla tych, którzy zdecydowali się na taką obsadę. Jeżeli się zdecydowali, to znaczy, że zasłużył na nominację. Kariera na arenie międzynarodowej stoi jeszcze przed nim otworem - przewiduje Adam Lyczmański.
Rafał Szymański, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Szymon Marciniak uhonorowany po finale Euro 2024