Szczęsny może iść na wojnę z Juventusem. Prawo stoi po jego stronie

Getty Images / Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny
Getty Images / Na zdjęciu: Wojciech Szczęsny

Juventus chce się pozbyć Wojciecha Szczęsnego i sięgnął w tym celu po bezwzględne metody. Prawo stoi jednak po stronie Polaka. - Taka sytuacja jest podstawą do jednostronnego rozwiązania kontraktu z winy klubu - mówi nam mec. Marcin Kwiecień.

Wojciech Szczęsny spędził w Turynie siedem tłustych lat. Został wskazany przez klub na następcę Gianluigiego Buffona i nawet namaszczony przez samego "Gigiego". Spełnił oczekiwania. Nie dał się pokonać w 103 z 252 występów w barwach Bianconerich. Sięgnął ze Starą Damą po osiem trofeów.

Klub był z niego zadowolony, o czym świadczy to, że dwukrotnie przedłużał z nim kontrakt. Najpierw w lutym 2020, a potem w czerwcu 2023 roku. Kłopoty Polaka zaczęły się, gdy w lipcu ubiegłego roku dyrektorem technicznym Juventusu został Cristiano Giuntoli.

Oferta (nie) do odrzucenia

52-latek, owszem, zaproponował bramkarzowi prolongatę wygasającej z końcem sezonu 2024/25 umowy, ale - jak informowaliśmy w kwietniu - na gorszych warunkach, których reprezentant Polski nie przyjął. Ostatnie rozmowy w tej sprawie toczyły się w grudniu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tornado podczas meczu. Zawodnicy starali się kontynuować grę

Mimo braku porozumienia w sprawie nowego kontraktu, Szczęsny chciał wypełnić obowiązującą umowę, o czym pisaliśmy TUTAJ. Giuntoli, który odpowiada za politykę kadrową Juventusu natomiast miał inny plan. Uznał, że pensja Polaka (12 mln euro brutto/rok) jest zbyt dużym obciążeniem dla budżetu klubu i zdecydował się pozbyć Szczęsnego.

W trakcie Euro 2024 Juventus próbował wytransferować Polaka do Al-Nassr. Dla Saudyjczyków "przejęcie" pensji Szczęsnego nie byłoby problemem, ale wicemistrz Arabii Saudyjskiej ostatecznie pozyskał Brazylijczyka Bento.

Gdy upadł transfer do Al-Nassr, Szczęsny stał się dostępny na rynek włoski, ale jest poza zasięgiem finansowym klubów Serie A. W mediach pojawił się też temat powrotu Polaka do Premier League, ale bez konkretnych działań wymienianych przez dziennikarzy klubów. Podobnie jak w przypadku zainteresowania ze strony saudyjskiego Al-Ittihad.

Klub Kokosa

W międzyczasie natomiast (5 lipca) Juventus pozyskał Michele Di Gregorio, czyli następcę Szczęsnego. Mało tego, Polak dowiedział się, że nawet nie musi po urlopie wracać do Turynu. Juventus 20 lipca rozpoczął przygotowania nowego sezonu, ale bez niego.

Po Euro 2024 Szczęsny trafił do dobrze znanego nad Wisłą "Klubu Kokosa". Juventus odsunął zawodnika, którego chce się pozbyć z listy płac, od pierwszego zespołu. Przysłał za to do Warszawy trenera bramkarzy, by ten indywidualnie pracował z niedawną "jedynką" Bianconerich.

Szczęsny znalazł się w niekomfortowej sytuacji, ale może wykorzystać działania Juventusu przeciwko niemu. Prawo stoi po jego stronie. - Czysto teoretycznie, ponieważ w tym konkretnym przypadku nie znamy szczegółowych ustaleń między zawodnikiem a klubem, i mamy pogląd na sytuację tylko i wyłącznie z przekazu medialnego, taka sytuacja jest podstawą do jednostronnego rozwiązania kontraktu z winy klubu - mówi nam mec. Marcin Kwiecień, adwokat specjalizujący się w prawie sportowym.

- Po pierwsze, zawodnik ma mieć możliwość treningów z zespołem. Po drugie, orzeczenia FIFA DRC (Izba ds. Rozwiązywania Sporów - przyp. red) wskazują, że wszelkie działania abuzywne klubu wobec zawodnika, a za takie można uznać odsunięcie zawodnika od zespołu w celu zmuszenia go do odejścia z klubu bądź obniżenia kontraktu czy przesunięcie do drugiej drużyny, są podstawą do jednostronnego rozwiązania kontraktu z winy klubu - dodaje mecenas, który reprezentował m.in. Sebino Plaku w głośnej sprawie przeciwko Śląskowi Wrocław.

Juventus może podnieść argument, że zapewnił Szczęsnemu treningi pod okiem trenera bramkarzy. Nawet wysłał go do Warszawy. - Moim zdaniem to nie sprawia, że spełnione są warunki do zapewnienia zawodnikowi treningów na poziomie, jaki mają teraz inni zawodnicy w klubie. Piłkarz musi mieć zapewnioną opiekę medyczną, opiekę fizjoterapeutów, odnowę biologiczną i przede wszystkim trening z drużyną - tłumaczy mec. Kwiecień.

Kwestia lojalności

Szczęsny nie rozdziera szat. W publicznych wystąpieniach zapewnia, że rozumie punkt widzenia swojego pracodawcy. Wypowiada się o klubie z klasą, bez emocji. Nie daje się sprowokować Giuntoliemu.

- Bardzo wierzę w lojalność i wypełnianie kontraktów. Nigdy, przysięgam, nigdy nie wymuszałem żadnego transferu. Ale lojalność to jest dla mnie też taka sytuacja, że jeśli klub, który dał ci dużo, potrzebuje warunki kontraktu zerwać i potrzebuje twojej pomocy, to też jesteś w stanie pomóc - mówił kanałowi "Foot Truck' jeszcze w trakcie Euro 2024.

- Jeśli za dużo nie stracisz - zastrzegł z uśmiechem i dodał już na poważnie: - Jeśli Juventus chciałby, żebym odszedł, to byłbym na to gotowy. Nawet w ramach aktu wdzięczności za te wszystkie lata.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że Juventus sięgnie po tak bezwzględne metody i po prostu uniemożliwi mu przygotowania z drużyną i dostęp do bazy treningowej. Świadomość tego miał już jednak, kiedy był gościem w podcaście "WojewódzkiKędzierski"

- Wątpię, że zagram w Juventusie. Boję się, że Juventusu może nie być na mnie stać. I nawet w miarę to rozumiem - przyznał, dodając: - Podpisałem kontrakt z Juventusem, który był w zupełnie innym miejscu. Jako pracownik dużej firmy muszę zrozumieć taką sytuację.

- Wydaje mi się, że na tyle mam poukładane w głowie, żeby ją zrozumieć. Rozumiem, że to część biznesu, jakim jest futbol, a nie wyrzucenie albo uznanie za słabego. To bolałoby moje ego albo ambicję sportową. A jeśli ktoś mówi "nie mamy na ciebie pieniędzy", to co ja mam zrobić? - spytał retorycznie.

Wysoka stawka

Szczęsny, jak można wywnioskować z jego słów, godzi się na taki układ. Nie podejmuje nerwowych ruchów, ale w każdym momencie może zaprosić Juventus do sądu. Umowy pisze się bowiem na złe czasy, a te w relacjach bramkarza z klubem właśnie nastały. I nawet jego pełne zrozumienia dla pracodawcy wypowiedzi w wywiadach nie oznaczają, że Giuntoli może spać spokojnie.

- Sprawny prawnik mógłby wykorzystać tę sytuację, do tego, by wykazać, że kontrakt powinien być rozwiązany z winy klubu. Gdyby piłkarz przyszedł do mnie z taką sytuacją, to rekomendowałbym złożenie wniosku o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Ale jeszcze raz zastrzegam, że sprawę znam jedynie z przekazu medialnego, nie znając wszystkich okoliczności sprawy - mówi mec. Kwiecień.

- W przypadku takich indywidualnych treningów orzecznictwo FIFA stoi po stronie piłkarza. Każdy przypadek, w myśl zasady "case by case" ocenia się osobno, w zależności od okoliczności. Każde odsunięcie zawodnika od pierwszego zespołu, które nie ma podstaw w jego stanie zdrowotnym albo poziomie sportowym, stanowi naruszenie kontraktu i jest podstawą do rozwiązania kontraktu z winy klubu - przypomina nasz rozmówca.

- Trzeba w takich przypadkach wykazać, że zachowanie klubu musi mieć charakter abuzywny, zmuszający go do czegoś. Jeśli mamy zawodnika, który jest podstawowym zawodnikiem drużyny i nagle ten zawodnik z niejasnych przyczyn jest zesłany do rezerw albo odsunięty od zespołu, to wówczas możemy mówić o abuzywności w postępowaniu klubu - tłumaczy mec. Kwiecień.

O odsunięciu Szczęsnego na pewno nie zadecydowała forma sportowa. Polak był w minionym sezonie podstawowym bramkarzem Juventusu i czołowym golkiperem Serie A. Ponadto, w zaistniałych okolicznościach, padające wcześniej ze strony Juventusu propozycje obniżenia kontraktu, są kolejnym argumentem w jego ręce.

Jeśli Szczęsny chciałby wykorzystać działania Starej Damy przeciwko niej, musiałby złożyć wniosek o rozwiązanie kontraktu z winy klubu do organu uznanego przez FIFA na poziomie krajowym albo organu wskazanego w kontrakcie jako ciało właściwe do rozstrzygania tego typu sporów. Drugą instancją w takich sprawach jest Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS).

Stawka jest wysoka, ponieważ gdyby sądy przyznały rację Szczęsnemu, to nie tylko z dnia na dzień zostałby wolnym zawodnikiem i miał lepszą pozycję w negocjacjach z innymi klubami, ale Juventus byłby też zobowiązany do wypłacenia mu wszystkich należnych mu pieniędzy z tytułu wypowiedzianego kontraktu.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty