W życiu napastnika tak czasami jest, że piłka nie wpada do bramki nawet w sytuacjach pewnych, stuprocentowych. Spotkanie z Athletic Bilbao (2:1) w wykonaniu Roberta Lewandowskiego właśnie do takich należało.
Drugi mecz w La Liga nie układał się kapitanowi reprezentacji Polski. Lewandowski długo był niewidoczny, a gdy już doszedł do kilku sytuacji strzeleckich, miał pecha. W pierwszej połowie trafił w słupek po mocnym uderzeniu wewnętrzną częścią stopy. Mógł podawać do lepiej ustawionego kolegi, ale poczuł krew i spróbował szczęścia.
Po przerwie obił słupek po strzale głową. To była bliska odległość, "Lewy" strzelił "po koźle", wręcz idealnie. Ale znowu się nie udało. I gdy jego kolejne uderzenie z bliska obronił bramkarz Athleticu, wydawało się, że ktoś na górze tak zaprogramował ten dzień, by Lewandowski po prostu nie trafił do bramki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski sprawdził się z kolegą. Tylko spójrz
Polak obchodził w tygodniu 36 urodziny. Na przestrzeni ostatnich dwóch sezonów jego dyspozycja zmienia się gołym okiem. Częściej traci piłki, już tak ochoczo nie angażuje się w rozgrywanie akcji, miewa też proste błędy techniczne. W poprzednim sezonie przechodził kryzys fizyczny. Ale upór i determinację Lewandowski ma od zawsze na najwyższym poziomie.
Właśnie te cechy sprawiły, że polski napastnik "odkodował" pakiet goli w lidze także w spotkaniu z Athletic. Skorzystał z prezentu bramkarza drużyny z Bilbao i zadziałał instynkt. To nie była łatwa sytuacja jednak Lewandowski mocnym strzałem bez przyjęcia dał Barcelonie drugą wygraną z rzędu. "Lewy" otrzymał prezent od rywali, albo może inaczej - sam go sobie wyszarpał, a następnie odpakował. I to w momencie, gdy miał z tyłu głowy kilka niewykorzystanych okazji, a to napastnikowi zawsze dodatkowo ciąży.
Po dwóch meczach Polak ma w La Liga trzy gole. Lewandowski przekonywał, że jego dyspozycja jeszcze nawiąże do najlepszych czasów i początek rozgrywek ma obiecujący. W obu spotkaniach zapewnił swojej drużynie trzy punkty i wywiązuje się ze swoich zadań. Do tego wygląda coraz lepiej fizycznie. W sobotę był "żywy", energiczny. No i cały czas ma "gola".
W tygodniu jeden z dziennikarzy ESPN pisał w felietonie, że poza golami Lewandowski nic już Barcelonie nie jest w stanie zaoferować, że się starzeje i przydałby mu się wehikuł czasu. Wtedy mógłby poszukać formy sprzed lat. Wygląda na to, że "Lewy" nie będzie musiał nigdzie podróżować w tym celu.
A gole Polaka to nie takie "nic", a tlen dla Barcelony. To właśnie bramki Lewandowskiego robią różnicę - tak jak w sezonie, w którym klub sięgnął z Polakiem po mistrzostwo kraju. W takich meczach jak z Valencią (2:1) i Athletic (2:1) Lewandowski najlepiej ucisza swoich krytyków.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty