"Przykro było patrzeć". Lewandowski nic nie znaczył (OPINIA)

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
zdjęcie autora artykułu

We wtorkowe popołudnie Polską wstrząsnęła informacja o zakończeniu kariery przez Wojciecha Szczęsnego, ale kilka godzin później w meczu z Rayo Vallecano (2:1) to Robert Lewandowski wyglądał, jakby pożegnał się z boiskiem.

Przykro było patrzeć na grę "Lewego" w Madrycie. O ile akurat w ogóle znalazł się w kadrze... Brutalna i bolesna zarazem prawda o 36-latku jest taka, że bez worka bramek w ręce jego wkład w grę drużyny jest mocno wątpliwy. Tak było u Xaviego, tak jest u Hansiego Flicka, to dlatego Julian Nagelsmann nie rozdzierał szat, gdy w 2022 roku "Lewy" chciał za wszelką cenę odejść do Barcelony. Jest klasycznym, oldskulowym napastnikiem. Gatunkiem wymierającym. To zarazem pochwała, jak i przytyk.

Wie, co zrobić z piłką w polu karnym rywali. Niezależnie od tego, czy zostanie obsłużony dobrym podaniem, czy instynkt podpowie mu, gdzie spadnie "bezpańska" piłka albo podejdzie do rzutu karnego. Jak już znajdzie się z futbolówką w świetle bramki, to kibice mogą spodziewać się gola.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski sprawdził się z kolegą. Tylko spójrz

Potwierdził to w meczach z Valencią (2:1) i Athletikiem Bilbao (2:1), w których zapewnił Barcelonie zwycięstwa i tym samym udany start nowego sezonu. Ale takim występem jak przeciwko Rayo (2:1) podaje swoim przeciwnikom argumenty na złotej tacy.

Duma Katalonii odczarowała we wtorek Vallecas, na którym w lidze nie wygrała od 2018 roku, ale zrobiła to nie dzięki "Lewemu", a pomimo jego obecności. W pierwszej połowie miał 13 kontaktów z piłką - najmniej na placu gry. Ani jednego w polu karnym, a najbliżej bramki rywali dotarł na 25. metr. O oddaniu jakiegokolwiek strzału (chyba że rozpaczy) nie było mowy. Na boisku nie znaczył nic. Jakby Barcelona grała w "10".

W drugiej połowie było nieco lepiej, ale i tak daleko od choćby przeciętnie. Znów skończył mecz jako zawodnik z najmniejszą liczbą kontaktów z piłką (33) spośród graczy Barcy. A im głębiej wejdziemy w statystyki, nawet te podstawowe, tym gorszy obraz występu Lewandowskiego ujrzymy.

Miał tylko 55-proc. celność podań i 40-proc. skuteczność pojedynków. Podjął dwie nieudane próby dryblingu. 14 z 33 kontaktów z piłką zakończyły się stratą. Spójrzmy prawdzie w oczy: to druzgocące statystyki. Suche liczby nie zawsze potrafią dobrze oddać grę piłkarza. Czasem "czucie i wiara silniej mówi niż mędrca szkiełko i oko". Niestety, nie w tym przypadku.

Przeciwko Valencii i Athletikowi nie grał wcale lepiej, ale "plusami przysłaniającymi minusy" były ważne bramki. Teraz peleryna bohatera trzepotała na plecach Daniego Olmo, a król strzelców LaLigi 2022/23 okazał się nagi.

Na pierwszy (i jedyny!) kontakt z piłką w polu karnym Rayo czekał blisko godzinę. Tak długo, że nawet jemu zabrakło cierpliwości i pospieszył się z oddaniem strzału. Jak się okazało, swojego jedynego w meczu. Ostatecznie skończył występ na Vallecas bez sprawdzenia Daniego Cardenasa.

A wcale nie było tak, że gospodarze zaryglowali dostęp do swojego pola karnego. Pedri przy golu na 1:1 i Olmo przy trafieniu na 2:1 potrafili znaleźć sobie miejsce w "11" Rayo i (czytać głosem Dariusz Szpakowskiego) powiedzieć "jestem". Lewandowski miał z tym problem. Ktoś powie, że bohaterowie Barcelony mieli miejsce, bo obrońcy byli skupieni na "Lewym". I to prawda. Ale były też akcje, w których Polak zrobił za mało, by wypracować sobie pozycję. Nie dawał kolegom wyboru.

Nie jest jednak jedynym odpowiedzialnym za to, że nie miał w Madrycie sytuacji. To niego jego wina, że Raphinhi piłka nie odkleja się od nogi. Zachowanie Brazylijczyka do szewskiej pasji doprowadziłoby świętego, dlatego słowa uznania dla Lewandowskiego, że potrafi trzymać nerwy na wodzy.

Z drugiej strony, odebrał sobie prawo do artykułowania pretensji do samolubnego skrzydłowego, gdy w 49. minucie minął się z podaną przez niego piłką tuż przed bramką rywali. Szczęście w nieszczęściu, że akcja była spalona, ale gdyby nie to, jego kiks byłby idealnym LOLcontentem do "Złap sportu".

Egoizm Raphinhi nie jest jednak niczym nowym i jest wliczony w "koszta" gry Barcy. Niepokojące jest natomiast to, jak Lewandowski współpracował z Danim Olmo. Albo raczej: jak nie współpracował. Mistrz Europy zastąpił w Barcelonie Ilkaya Gundogana, z którym "Lewego" łączyła na boisku szczególna więź. Tymczasem w pierwszym wspólnym występie z Olmo wyglądało to tak, jakby się ignorowali.

Jedynym plusem występu Lewandowskiego przeciwko Rayo jest zachowanie Hansiego Flicka względem niego. Niemiec nie zdjął "Lewego" z boiska, choć gdyby to zrobił, nikt nawet nie zająknąłby się o tym na konferencji prasowej. To jasny sygnał, że Niemiec ufa weteranowi i podkreślenie jego pozycji w zespole. Xavi wiosną zmieniał Polaka bez mrugnięcia okiem, gdy tylko ten po godzinie gry miał pusty worek z bramkami.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty