Kiedy dwa lata temu Robert Lewandowski przeszedł do Barcelony, opowiadał o tym, że jako dzieciak zawsze marzył o tym, żeby grać kiedyś w Dumie Katalonii. Dziś wydaje się to zdanie wyjątkowo prawdziwe i szczere.
Bo - wiadomo - formułka, że znałem ten klub, interesowałem się nim, marzyłem od dziecka to slogan jak z marketingowego podręcznika z rozdziału o tym, jak się miło i dobrze przedstawić, gdy rozpoczynasz kolejny etap kariery w nowej drużynie. Tym razem chyba jednak jest inaczej.
- Lewandowski jest piłkarzem zaangażowanym w sprawy klubu. Mogę was o tym zapewnić - zwrócił się do dziennikarzy we wtorek Joan Laporta. - Gdy usłyszał, że mamy problemy z realizowaniem przepisów Finansowego Fair Play, zaproponował obniżenie kontraktu. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, ale powiedziałem mu, że to nie jest konieczne - ujawnił sternik Dumy Katalonii cytowany przez portal barcauniversal.com.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak trenuje najlepszy klub Europy
Lewandowski pokazał tym samym, na czym najbardziej mu zależy. Na pewno nie są to pieniądze. Przecież mógł odejść do ligi, w której króluje Ronaldo, i zarabiać tam więcej niż w Hiszpanii. Mógłby też tam zyskać coś jeszcze cenniejszego: spokój. Spokój i pieniądze.
Gra w którejś z topowych lig europejskich, gdy jest się "strzelającym na potęgę gole" napastnikiem, to oczywiście fajny zawód. Fajny, gdy wszystko się dobrze układa. Gdy zdobywasz kolejne tytuły z Bayernem Monachium, pobijasz wydawałoby się niemożliwy do pobicia rekord goli strzelonych w sezonie, gdy wreszcie idziesz do nowego klubu i zdobywasz mistrzostwo Hiszpanii i znowu jesteś najlepszym snajperem - tak, wtedy to super zawód.
A gdy rok później strzelasz goli 19 (a nie 23), jesteś wicemistrzem (przyznacie, że obiektywnie to świetne osiągnięcia) - to okazuje się, że kibice i niektórzy dziennikarze też wysyłają cię na emeryturę. No więc mógł jechać...
Lewandowski imponuje. Nie raz mówił, że marzył o tym, żeby sporo zarabiać, żeby mieć bezpieczeństwo, żeby kupić sobie ferrari - dziecięce marzenie. Zrobił to, dokonał, nie ukradł, ciężko zasuwał. I miał szczęście, i talent.
Lewandowski imponuje też, bo chce znowu (który to już raz) pokazać, że jest najlepszy, że chce wygrać, że chce strzelić więcej... niż wielki rywal, który latem przyszedł do Realu Madryt. No i na razie Mbapbe ma gorszy od Lewego bilans goli (2 do 4).
Zauważył to i docenił szef klubu. - Widzę Roberta bardziej zmotywowanego niż kiedykolwiek. Potrzebował nowego bodźca - oznajmił Laporta.
Barcelona nie wypychała na siłę Roberta, jak Juventus Wojciecha Szczęsnego, dodała mu raczej wsparcia w postaci trenera, z którym Polak w Monachium święcił triumfy. Drużyna ma znowu wykorzystać największą zaletę Lewandowskiego - czyli instynkt killera.
To dla nas i fanów wielka gratka, że będziemy oglądać i ekscytować się pojedynkiem dwóch wielkich strzelców. Lewandowski i Mbappe mogą zostać kolejnymi legendami La Liga. A Robert pokazał, że jeszcze nie czas na kutynę. Za co gotów był nawet zrezygnować z części ogromnych zarobków (w trzecim roku kontraktu z FC Barceloną Lewandowski otrzymał dużą podwyżkę, a jego pensja wynosi 32 mln euro brutto.).
Rafał Suś, WP SportoweFakty