Dramatyczna sytuacja w Kłodzku. "Nie wiadomo, jak zachowają się Czesi"

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: zalane Kłodzko
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: zalane Kłodzko
zdjęcie autora artykułu

- Ja jestem bezpieczny, bo mieszkam w górnej części miasta, ale niżej jest niewesoło. Na przykład na stadionie stan wody od rana się podwyższył - mówi WP SportoweFakty Mirosław Błesznowski, kierownik klubu MKS Nysa Kłodzko.

W Kłodzku został pobity dramatyczny rekord. Wodomierz po godz. 6 wskazał 655,6 cm. Ostatni raz sytuacja była tak poważna w 1997 roku (655 cm).

Część miasta jest pod wodą. Premier Donald Tusk przekazał, że w całym powiecie kłodzkim ewakuowano 1600 osób. - W mieście są obniżenia terenu, właśnie w okolicach PKS-u, na przykład na ulicy Lutyckiej. Woda wdarła się do niecek, zalała tereny naprzeciwko kościoła. Cała ulica Śląska jest pod wodą. Miejscami jej poziom sięga wysokości półtora metra - mówi WP SportoweFakty Mirosław Błesznowski, kierownik MKS Nysa Kłodzko.

- Do niektórych budynków jeszcze można podejść, bo woda jest do kolan, jednak im niżej, tym robi się głębiej. Ewakuowano niektóre osoby z ulicy Lutyckiej. Zaapelowano o zabranie samochodów z osiedla, na którym znajduje się PZU. W chwili, gdy rozmawiamy, opady trochę ustały, ale woda dalej płynie. Na stadionie koło furtki znajdującej się obok budynku stworzyło się coś na wzór koryta małej rzeki - dodaje.

Żywioł nie oszczędził również miejskiego stadionu, który niedawno przeszedł remont niektórych elementów. - W tej chwili trudno ocenić straty, ale one na pewno będą. Jesteśmy po remoncie nawierzchni, a, jak wiadomo, woda - płynąc - dewastuje podłoże. Niedawno postawiliśmy nowe domki. One znajdują się na podwyższeniu, a woda zalała je do wysokości 40 cm. Pod wodą jest również plac zabaw, wiata na grilla - wylicza nasz rozmówca.

- Prawdopodobnie dopiero jutro około południa sytuacja może ulec poprawie. Jeszcze w nocy synoptycy prognozują kolejne opady. Nie ma szans, żeby podjąć jakieś działania i przeciwdziałać czemukolwiek. Woda co chwilę opada, znowu podchodzi i tak w kółko. Teraz znowu jest jej więcej. Na stadionie byłem rano, około godziny 7:30. Wówczas poziom wody sięgał końcówki schodów prowadzących do restauracji, teraz dyrektor MOSiR-u powiedział, że tafla jest na wysokości połowy drzwi - kontynuuje Błesznowski.

Sytuacja w Kłodzku nie jest stabilna. I nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miało się coś zmienić. - Zgodnie z zapowiedziami, które do nas dochodzą, woda przelała się przez tamę. Nie wiadomo, jak zachowają się Czesi, czy wytrzymają zbiorniki retencyjne. Powódź zastała nas w trakcie remontu koryta rzeki. Wszystko jest pod taflą wody. Gdy ta opadnie, dopiero będziemy mogli powiedzieć coś więcej - tłumaczy nam kierownik MKS Nysa Kłodzko.

- Woda się podniosła i leci zwarty strumień, jeśli chodzi o część miasta, gdzie jest ulokowany PKS. Z kolei stadion zalało do połowy wysokości parteru. Pod wodą jest całe boisko, a także korty tenisowe. Widać tylko dwa najwyższe rzędy krzesełek na trybunach. W tej chwili nie jesteśmy w stanie nawet ocenić strat - mówi nasz rozmówca o sytuacji na stadionie.

W sercu miasta jest o wiele gorzej. - Wjazdu do Kłodzka praktycznie nie ma. Krosnowice i Żelazno są zalane. Poruszać można się jedynie obwodnicami, które są ulokowane wyżej. W telewizji pokazują, co się dzieje. Woda jest tak wysoko, że gałęzie, które płyną, zatrzymują się na poręczy starego mostu koło PKS-u. To oznacza, że zaczyna wylewać się z koryta na boki. W skrócie, nie jest wesoło. Oby przestało padać, a poziom wody uległ obniżeniu - podsumowuje Mirosław Błesznowski.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:

Źródło artykułu: WP SportoweFakty