Kiedy latem 2022 roku FC Barcelona wykładała 45 milionów euro na Roberta Lewandowskiego, niektórzy kibice Blaugrany pukali się w czoło. Nie inaczej było z częścią ekspertów. Tyle pieniędzy za 34-letniego piłkarza wydawało się dla wielu marnotrawstwem. Szczególnie przez klub mający ogromne problemy finansowe. "Jak długo jeszcze on może grać na wysokim poziomie?" - pytali.
Polak zamknął jednak usta krytykom i udowodnił, że w jego przypadku wiek to tylko liczba. Już w pierwszym sezonie w nowej lidze zdobył tytuł króla strzelców. Wielokrotnie ratował Dumę Katalonii z trudnych sytuacji, choć trzeba otwarcie przyznać, że zdarzały mu się kryzysy.
W niedzielę zagrał swoje 100. spotkanie w barwach Dumy Katalonii. I bilans ma znakomity. 63 bramki, 19 asyst. Praktycznie żaden piłkarz w jego wieku nie byłby w stanie wykręcić takich liczb w tak silnych rozgrywkach. Ba, Lewandowski ze swoją średnią 0,63 gola na mecz jest jednym z najlepszych napastników na świecie. Większość zawodników na jego pozycji nigdy nie osiągnie takich statystyk.
ZOBACZ WIDEO: Odtworzył legendarny gol z rzutu wolnego. Tylko spójrz na to uderzenie!
Inwestycja FC Barcelony się zwróciła. W Katalonii nikt zdrowo myślący nie wyobraża sobie nikogo innego na pozycji napastnika.
Choć trzeba przyznać, że niedzielny jubileusz nie do końca mu wyszedł. Wprawdzie zaliczył jedną asystę, ale powinien zakończyć mecz z przynajmniej jedną, o ile nie dwoma bramkami. W 56. miał sytuację sam na sam, ale przegrał pojedynek z bramkarzem Girony.
Zaledwie kilka minut później miał kolejną dogodną sytuację. Znakomicie piłkę wyłożył mu Lamine Yamal, ale Polak uderzył niecelnie spoza pola karnego. Nie miało to większego wpływu na wynik. FC Barcelona wygrała 4:1.
Robert Lewandowski dla wyników FC Barcelony jest piłkarzem kluczowym, ale nie ma wątpliwości - to nie on jest obecnie największą gwiazdą. To o 19 lat młodszy Lamine Yamal skradł serca kibiców. Odważny, ambitny, przebojowy, kreatywny, a przede wszystkim zabójczo skuteczny.
W niedzielę 17-latek po raz kolejny udowodnił swoje ogromne znaczenie dla drużyny i zdobył dwie bramki. Może rację mieli ci, którzy już kilka miesięcy temu porównywali go do Leo Messiego. Tak grającego piłkarza po prostu nie da się nie kochać.
Dla "Lewego" to, że nie jest największą postacią drużyny, to jednak żadna ujma. Jest po prostu jednym z kilku znakomitych zawodników w czołowym europejskim klubie. A dodatkowo to znakomita wiadomość pod kątem zdobywania trofeów, bowiem sam Polak nie jest w stanie doprowadzić drużyny do mistrzostwa Hiszpanii czy Ligi Mistrzów.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty