W tym artykule dowiesz się o:
- To nie tak, że on zdobywa bramki z niczego. Jak napastnik ma dwa metry wzrostu, to wystarczy zagrać piłkę górą i już jest problem - mówił trener Korony Jacek Zieliński przed meczem z Radomiakiem.
Dosłownie. Wystarczyło, że Jan Grzesik zagrał prostopadle w pole karne, Xavier Dziekoński spóźnił się z wyjściem i zrobiło się 1:0. A po chwili gospodarze ruszyli prawą stroną, Joao Peglow co prawda okrutnie machnął się za pierwszym razem, ale w mgnieniu oka się zrehabilitował i efektownie przelobował golkipera Korony.
Miazga. To był ciężki nokaut, po którym przyjezdni nie byli w stanie się podnieść. Radomiak grał efektownie, z polotem. Tam nie dość, że był pomysł, to jeszcze świadomość, że nie jest to zwykły mecz o trzy punkty, a derby z odwiecznym rywalem.
Korona "atakowała" na dwa sposoby. Pierwszy był żałosny, drugi żenujący, a wydostanie się z własnej połowy graniczyło z cudem. Przecież gdyby w bramce nie było Macieja Kikolskiego, to nikt by nawet nie zauważył. Jiewgienij Szykawka bardziej przydatny był we własnym polu karnym i nic dziwnego, że na drugą połowę już nie wyszedł.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wyjątkowe obrazki. Tak koledzy uczcili jubileusz Lewandowskiego
Do przerwy było tylko 2:0. Gdyby Radomiak wykorzystał wszystkie sytuacje, to już po 45 minutach nie byłoby czego zbierać (m.in. dwukrotnie minimalnie strzelał Zie Ouattara). Sytuacji było całe mnóstwo. Rocha poczuł tak duży luz, że pokusił się nawet o uderzenie z własnej połowy.
Ale, co się odwlecze, to nie uciecze. I już w pierwszej akcji drugiej połowy grający jakiś niewiarygodny koncert Grzesik zacentrował w pole karne, Rocha przestawił Miłosza Trojaka i bez najmniejszych problemów podwyższył wynik.
Grzesik był w tym spotkaniu absolutnie wszędzie. Można nawet powątpiewać, czy to był on, czy może Cafu wrócił z emerytury.
Paradoksalnie trener Bruno Baltazar może mieć do swoich zawodników pretensje za brak skuteczności. To oczywiście pół żartem, natomiast gdyby udało się wykorzystać wszystko, to wynik oscylowałby w okolicach dwucyfrówki. Był przecież jeszcze słupek po strzale Joao Peglowa, do tego parę akcji, które z różnych powodów nie zakończyły się uderzeniem na bramkę.
Radomiak miał pełną kontrolę, nie zadowalał się wysokim prowadzeniem i cały czas chciał iść po kolejne gole. Zwieńczenie otrzymaliśmy w 79. minucie, gdy po świetnie wyprowadzonym kontrataku Rocha huknął lewą nogą i skompletował hat-tricka. Pozoranci w żółto-czerwonych strojach nie mieli nic do powiedzenia.
Radomiak Radom - Korona Kielce 4:0 (2:0) 1:0 Leonardo Rocha 7' 2:0 Joao Peglow 12' 3:0 Leonardo Rocha 46' 4:0 Leonardo Rocha 79'
Składy:
Radomiak: Maciej Kikolski - Zie Ouattara, Raphael Rossi (84' Francisco Ramos), Mateusz Cichocki, Paulo Henrique - Jan Grzesik (76' Guilherme Zimovski), Christos Donis (68' Bruno Jordao), Michał Kaput, Rafał Wolski (69' Leandro), Joao Peglow - Leonardo Rocha (85' Radosław Cielemęcki).
Korona: Xavier Dziekoński - Hubert Zwoźny (80' Dominick Zator), Miłosz Trojak, Pau Resta, Marcel Pięczek, Konrad Matuszewski - Adrian Dalmau (70' Danny Trejo), Martin Remacle (70' Shuma Nagamatsu), Yoav Hofmeister, Pedro Nuno (46' Wiktor Długosz) - Jiegwienij Szykawka (46' Mariusz Fornalczyk).
Żółte kartki: Paulo Henrique, Donis, Bruno Jordao, Leonardo Rocha, Leandro (Radomiak) oraz Dziekoński, Remacle, Pau Resta, Zwoźny, Nagamatsu (Korona).
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).