Po bramce "odlatuję" - rozmowa z Andrzejem Niedzielanem, napastnikiem Ruchu Chorzów

Maciej Skorża nie widział miejsca w składzie Wisły Kraków dla Andrzeja Niedzielana i bez większego żalu pozwolił mu odejść z klubu. "Wtorek" trafił do Chorzowa, gdzie w Ruchu udowadnia, że ci którzy go skreślali uczynili to zbyt wcześnie. W spotkaniu przeciwko byłemu klubowi napastnik z Cichej strzelił gola, który jednak nie pozwolił Niebieskim zdobyć chociażby punktu w konfrontacji z mistrzem Polski i aktualnym liderem ekstraklasy.

Michał Piegza: Jaki cel założyliście sobie przed meczem z Wisłą?

Andrzej Niedzielan: Przede wszystkim graliśmy o punkty, ale ich nie zdobyliśmy. Uczyniła to Wisła, więc my wracamy do domów ze spuszczonymi głowami. Gdybyśmy po objęciu prowadzenia niepotrzebnie się nie rozluźnili, to wynik mógł być lepszy.

Porażka z Wisłą bardzo boli?

- Krakowianie to klasowy zespół, który dwa razy z rzędu zdobył mistrzostwo Polski. Przez ostatnie 10-12 lat jest topową polską drużyną. My dopiero dobijamy się do czołówki. Nie wymagajcie od nas cudów. Wisła była od nas lepszym zespołem, a my musimy wyciągnąć z tego wnioski i ciężko pracować, aby w kolejnym pojedynku przerwać złą passę z najlepszymi polskimi drużynami.

Gol strzelony byłemu zespołowi smakuje szczególnie?

- Każda bramka smakuje tak samo i nie ważne czy strzeli się ją Odrze, czy też Wiśle. Na pewno cieszyć może, że trafiłem do siatki. Jednak co z tego, skoro nie dało nam to punktów. Wolałbym tego gola zamienić na punkt.

Z trybun można było odnieść wrażenie, że po zdobytym golu krzyczałeś coś w kierunku trenera Skorży.

- Nie ma co doszukiwać się sensacji. To była taka sama radość, jak po golu zdobytym w meczu z Jagiellonią Białystok. Jestem znany z tego, że specyficznie się cieszę i w pojedynku z Wisłą było podobnie.

Przyznasz, że twoja radość po golu była niespotykana. Przebiegłeś niemal całe boisko, od jednej ławki trenerskiej do drugiej.

- Zawsze po bramce człowiek na chwilę "odlatuje". Nie wie się wtedy, co się dzieje. Ludzie różnie się cieszą. Ja raduję się spontanicznie i po prostu nad tym nie panuję. A że pobiegłem w stronę trenerów? Mogłem udać się w kierunku dźwigu i wtedy wszyscy by się zastanawiali, dlaczego właśnie tam się cieszyłem. Taki po prostu jestem.

Co się stało z zespołem Ruchu po objęciu prowadzenia? Rozluźniliście się czy to Wisła pokazała prawdziwe oblicze?

- Zabrakło nam konsekwencji. Gdybyśmy tak grali przez dziewięćdziesiąt minut, to wynik mógł być lepszy. Z takim zespołem jak Wisła nie można sobie pozwolić nawet na chwilę rozluźnienia. Za szybko w głowach skończyliśmy ten mecz. Mieliśmy biegać tak jak w pierwszej połowie i na początku drugiej. Wisła to klasowy zespół i potrafi wykorzystać każdą chwilę słabości. Takie spotkania trzeba grać do końca na najwyższych obrotach. Tak jak Niemcy, którzy konsekwentnie grają nawet do 95 minuty meczu.

Na co w twojej opinii stać Ruch w bieżącym sezonie?

- Cały czas podkreślam, że jesteśmy zespołem, który w cztery miesiące zrobił nie jeden, ale trzy kroki do przodu. Wiemy więc czego mamy się uczyć i co musimy poprawić w naszej grze. Obecnie czeka nas jeszcze jeden mecz, a później będziemy mieli na przygotowania całą zimę. Dopiero w przerwie przyjdzie czas na podsumowania.

Momentami można było odnieść wrażenie, że fizycznie nie czujecie się najlepiej. W poprzednich meczach prezentowaliście się lepiej. Odczuwacie już zmęczenie rundą?

- Bez przesady, nie rozegraliśmy pięćdziesięciu meczów. Jesteśmy zdrowymi mężczyznami. Na pewno nie jesteśmy zmęczeni, bo liga polska to nie jest Premiership.

Komentarze (0)