W gdańskiej klasie okręgowej Stoczniowiec podejmował drużynę Sokoła Bożepole Wielkie. Po kwadransie drugiej połowy sędzia musiał przerwać spotkanie. Jak podali reporterzy RMF FM, doszło do incydentu z udziałem chuliganów.
Kilkunastu mężczyzn zaatakowało kibiców, którzy zabrali ze sobą flagę Sokoła na mecz wyjazdowy. Wśród poszkodowanych znaleźli się 9-latek, 14-latek oraz dwóch mężczyzn powyżej 30. roku życia (więcej TUTAJ).
Prezes Stoczniowca Gdańsk nie może zrozumieć, jak do tego doszło. Nasz rozmówca przyznał, że nie był w stanie w żaden sposób zareagować.
ZOBACZ WIDEO: Takie gole to rzadkość. Jego skutki mogą być bolesne
- Banda chuliganów wpadła, zabrała flagę dzieciom z Bożegopola, uderzyli chłopca 14-letniego i uciekli. Wszystko trwało 40 sekund. Dla mnie to jest katastrofa. Do tej pory nie mogę dojść do siebie. Byliśmy oddaleni o około 150 metrów. Staliśmy na balkonie klubowym, a to wszystko działo się na trybunie głównej, ogólnodostępnej. Jak się zorientowaliśmy o co chodzi, to już tamci uciekli - relacjonował Łukasz Jeżewski.
"Dostałem z kopa w rękę"
Naocznym świadkiem tych wydarzeń był również Sebastian Rogksz. Wiceprezes Sokoła zaznaczał, że napadnięte zostały dzieci sympatyzujące z drużyną z Bożegopola Wielkiego.
- Nagle, nie wiadomo skąd, wyleciała grupka mężczyzn. Myślę, że było to 12-14 osób. Część z nich zamaskowana, z chustami, a pozostali mieli po prostu gołe twarze, także chyba się nie wstydzili tego, co robią. Chcieli ukraść flagę i przy okazji pobili tych chłopaczków. Generalnie nie mam pojęcia po co, bo myślę, że gdyby wzięli tę flagę, chłopaki pewnie nawet nie zareagowaliby na to. Wiedzieli, że nie mieliby żadnych szans - stwierdził.
Przedstawiciel gospodarzy poczuł bezradność, kiedy zobaczył, jak potraktowani zostali fani Sokoła. Jak się okazało, uderzony został 14-letni syn prezesa tego klubu, Wojciecha Formeli.
- Dla nas jest to wizerunkowa tragedia. Staramy się teraz o nowy obiekt sportowy, rozmawiamy z miastem, panią wojewodą. Jestem załamany tym, co się wydarzyło. Atmosfera zawsze była normalna, nie przypominam sobie takich sytuacji. Ta flaga nie powinna nikomu przeszkadzać. Bardzo nam przykro, bo to syn prezesa Sokoła został uderzony. Z tego co wiem, chłopiec ma 14 lat. Są granice pewnych rzeczy. Zrozumiałbym jeszcze, że ktoś chciał komuś flagę zabrać. Ale żeby bić 14-letniego chłopca? To mogło się skończyć tragedią. Niektórzy ludzie chyba nie mają wyobraźni - oświadczył Jeżewski.
- Były tam cztery osoby. Ten chory chłopak był opatrywany w karetce, chcieli go zabrać na badania, jego mama powiedziała, że pojedzie z nim sama do szpitala. Znam tatę 9-latka, któremu zabrali szalik. Spytałem tego chłopaka, czy coś mu się stało. Odpowiedział: "dostałem z kopa w rękę". Podkreślam, to był 9-latek. Z kolei syn prezesa niedawno wrócił do domu. Nie ma żadnych złamań. Jest po prostu obity i na szczęście to tyle - przekazał Rogksz.
Konsekwencje nieuniknione
Działacze obu klubów podejrzewają, że całe zajście ma związek z konfliktem pomiędzy fanami Arki Gdynia oraz Lechii Gdańsk. Niemniej jednak to w żadnym razie nie usprawiedliwia zachowania kiboli.
- Na pewno dostaniemy karę i obiekt zostanie zamknięty. Wiem, że kibice Sokoła Bożepole są związani z Arką Gdynia i tyle. Ale to jeszcze nie jest powód, żeby do takich sytuacji dochodziło. Nikt nikogo nie wyzywał. Do 60. minuty przecież było spokojnie. Od nas siedziało na trybunach około 15 osób. Podejrzewam, że z Sokoła też 15. Stanowczo potępiam to, co się stało. Dla mnie to jest niedopuszczalne. Powiem tak: my praktycznie nie mamy kibiców. To nie byli nasi kibice. Do nas przychodzi garstka osób, w tym rodziny i byli piłkarze. Nie jesteśmy takim klubem, że mamy wielu kibiców czy tzw. kiboli. To nie nasi ludzie. Nie wiem, skąd byli. Jeżeli organy ścigania ustalą sprawców, na pewno z naszymi prawnikami będziemy wyciągać konsekwencje wobec nich - oświadczył Łukasz Jeżewski.
Swoimi wnioskami podzielił się też Sebastian Rogksz, wiceprezes Sokoła: - Domyślam się, że napastnikami byli kibice Lechii Gdańsk. Tam, skąd pochodzimy, większość ludzi sympatyzuje z Arką Gdynia. To mogła być jakaś przyczyna. Na pewno chciałbym, żeby wyciągnięto surowe konsekwencje. Nie tyle od Stoczniowca, bardziej od tych konkretnych osób. Wydaje mi się, że to nie byli kibice drużyny Stoczniowca. Ich nie było na tym meczu. Przybiegli około 60. minuty, oklepali chłopaków, zabrali flagę i poszli. Mecz ich zupełnie nie interesował. Brakuje po prostu słów. Mam nadzieję, że będą drastyczne kary, a nie machanie paluszkiem, że tak nie wolno - zakończył.
Rafał Szymański, WP SportoweFakty