Pierwsza połowa dla Jagiellonii Białystok, druga zdecydowanie na korzyść Legii Warszawa. Ostatecznie w hicie 11. kolejki PKO Ekstraklasy padł remis 1:1 i trudno powiedzieć, by jakakolwiek z drużyn była zadowolona po ostatnim gwizdku Szymona Marciniaka (-----> RELACJA).
- Uważam, że mieliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę i naszym największym problemem było to, że prowadziliśmy tylko 1:0. Musi być wyżej, bo były sytuacje. Włożyliśmy bardzo dużo zdrowia w pierwsze 45 minut, co było widać po przerwie. Zarządzania meczem nie ułatwiły nam wymuszone zmiany, bo musieliśmy zmienić plan pod kątem możliwości reakcji w trakcie meczu. Druna połowa zdecydowanie była pod dyktando Legii. My stwarzaliśmy jakieś zagrożenie, ale Legia miała przewagę w posiadaniu piłki i pod kątem zagrożenia pod naszą bramką - komentował trener Adrian Siemieniec na konferencji prasowej.
- Mecz mógł potoczyć się w dwie strony. Po golu na 1:1 każdy zespół chciał wygrać. Finalnie jest remis, który przyjmujemy, szanujemy, dopisujemy punkt. Mamy teraz dwa tygodnie na regenerację - powiedział trener Jagiellonii.
Od początku drugiej połowy zdecydowaną przewagę osiągnęła Legia. Postawa Jagiellonii zmieniła się o 180 stopni. Legia grała, Jagiellonia biegała za piłką.
- Nie mieliśmy takiego planu. Nie chcę powiedzieć, że wyglądało to tak, bo byliśmy zmęczeni. Byliśmy, to fakt, ale nie dlatego, że trzy dni wcześniej graliśmy mecz. Pierwsza połowa była bardzo intensywna i dużo nas kosztowała. Wiadomo, że jeżeli tak zaangażujesz się w pierwszą połowę, to w drugiej nadejdzie słabszy moment, a przeciwnik będzie miał lepszy. Kluczem jest wtedy, żeby przetrwać ten słabszy moment, nie stracić gola i poprzez zmiany, odpowiednie zarządzanie meczem dać drużynie nowy impuls, by wrócić do spotkania. Nam niestety to się nie udało. Przeciwnik nas zepchnął do obrony i z różnych względów nie potrafiliśmy utrzymać się dłużej przy piłce - przyznał trener Siemieniec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi i spółka świętowali. Mieli ku temu ważny powód