To nie było święto piłki. Opustoszałe trybuny, neutralny grunt i momentami spotkanie, którego nie dało się oglądać. Liga Narodów jednak już wcześniej wielokrotnie weryfikowała oczekiwania kibiców i choć poszczególne spotkania zapowiadały się ciekawie, finalnie odbiegały od porywających. W tym przypadku również wynik meczu należy uznać za zdecydowanie bardziej interesujący od jego przebiegu.
Zaczęło się od kuriozalnego błędu Omriego Glazera. Bramkarz Izraela nie powinien mieć żadnych problemów ze złapaniem piłki, uderzonej zza pola karnego przez Eduardo Camavingę, a ostatecznie wyciągał ją z siatki.
Tym samym goście wyszli na prowadzenie już w 7. minucie. Odpowiedzieli wprawdzie dosyć szybko, bo po upływie kwadransa, ale z rezultatu remisowego cieszyli się tylko chwilę. Francuzów na prowadzenie wyprowadził Christopher Nkunku, który zabawił się z obroną rywali.
Dzięki niemu mistrzowie świata z 2018 roku schodzili na przerwę prowadząc. W drugiej części nie działo się zupełnie nic. Obie drużyny wymieniały podania, czasami Francuzi zbliżali się z futbolówką w okolice szesnastki rywali, ale nie byli w stanie stworzyć dogodnych sytuacji bramkowych. W końcówce Izrael postawił wszystko na jedną kartę.
Efekt? Dwie zabójcze kontry Trójkolorowych i w ostatecznym rozrachunku pewne zwycięstwo. Formalny gospodarz czwartkowego meczu na pierwsze punkty w tej odsłonie Ligi Narodów będzie musiał jeszcze poczekać.
Izrael - Francja 1:4 (1:2)
Camavinga 7'
Gandelman 24'
Nkunku 28'
Guendouzi 87'
Barcola 89'
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi i spółka świętowali. Mieli ku temu ważny powód