Tragiczna śmierć George'a Baldocka, byłego obrońcy Sheffield United, rzuciła cień na ostatni mecz Grecji w Lidze Narodów UEFA przeciwko Anglii. 31-letni zawodnik zmarł w wyniku utonięcia w swoim basenie w Atenach kilka dni przed spotkaniem, co wywołało silne emocje zarówno wśród jego kolegów z drużyny, jak i rywali.
Mimo tragicznej straty i wstępnych wątpliwości co do rozegrania meczu, grecka drużyna zdecydowała się wystąpić na Wembley w hołdzie dla Baldocka. Dimitris Pelkas po zakończeniu spotkania przyznał, że zespół nie chciał grać, ale zmusił się do tego, by uhonorować swojego zmarłego kolegę.
- UEFA nie miała wyboru. Nie było możliwości przełożenia tego spotkania, więc zagraliśmy w czwartek. Zwycięstwo dedykujemy jemu. George był z nami, wspierał nas z góry - powiedział Pelkas, cytowany przez "Daily Mail".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Przyszedł na konferencję z pupilem. Miał ważny powód
Baldock, który zgromadził 12 występów w barwach reprezentacji Grecji, zagrał ostatni raz z kadrą przegranych w barażach przed Euro 2024 przeciwko Gruzji. Kadra Grecji uczciła jego pamięć, pokonując Anglię 2:1 na Wembley, po golu strzelonym przez Evangelosa Pavlidisa w doliczonym czasie gry. Było to historyczne zwycięstwo, gdyż Grecy po raz pierwszy pokonali Anglię.
Pelkas nie krył wzruszenia po meczu, opisując ciężkie chwile na zgrupowaniu. - W środę nie byliśmy w stanie rozmawiać, śmiać się ani nawet jeść w hotelu. To był bardzo trudny dzień. Chciałbym złożyć kondolencje jego rodzinie, dla nich to najtrudniejszy okres - dodał piłkarz.
Śmierć Baldocka była szokiem dla całego świata sportu. Kluby, byli koledzy z drużyn i przeciwnicy złożyli hołd piłkarzowi, doceniając jego dokonania.