Gdy Łukasz Zwoliński opuszczał latem ekstraklasowy Raków Częstochowa i przechodził do I-ligowej Wisły Kraków, oczekiwania związane z jego przenosinami były bardzo duże. Gdy na początku napastnik nie pokazywał skuteczności, podniosły się silne głosy krytyki wobec transferu 31-latka. W końcu jednak Zwoliński zaczął trafiać do siatki, a w piątkowym zwycięskim meczu z Bruk-Bet Termalicą Nieciecza (2:0) ustrzelił nawet dublet, drugi w sezonie.
- To byłoby za proste powiedzieć, że to tylko przez zmianę na stanowisku trenera coś drgnęło - mówi nam napastnik Wisły. Odkąd Mariusz Jop zastąpił Kazimierza Moskala, mocno stawia na Zwolińskiego.
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Po transferze do Wisły Kraków mierzył się pan z mocną falą krytyki, gdy te bramki wcześniej nie przychodziły. Teraz zalicza pan dublet, już drugi w ciągu trzech meczów ligowych.
Łukasz Zwoliński, napastnik Wisły Kraków: Na szczęście nie czytam komentarzy, nie wiem, co się działo wcześniej. Nie mam konta na portalu X. Fakty są takie, że w pierwszych kolejkach nie grałem zbyt wiele, a przyszedłem do Wisły, żeby pomagać chłopakom od pierwszej minuty. Zgodzę się, że drużyna musiała na mnie poczekać, ale chyba było warto. I mam nadzieję, że z meczu na mecz mogę się odwdzięczyć chłopakom. Gram od pierwszej minuty i mogą na mnie liczyć do ostatniej. Pokazujemy, że Wisła gra do końca.
ZOBACZ WIDEO: Nie, to nie Liga Mistrzów. Gol stadiony świata
Jest jakaś zależność między tym, że Mariusz Jop został niedawno pierwszym trenerem Wisły, a pańskim wzrostem skuteczności? Czasem wystarczy zmiana niuansów taktycznych czy zadań boiskowych, by pewne rzeczy łatwiej napastnikom przychodziły.
Ciężko mi stwierdzić, bo nie jestem trenerem. Na pewno gdy przychodziłem do Wisły, to plan był taki, żebyśmy grali razem z Angelem Rodado. Jesteśmy nieco innymi napastnikami, a w duecie możemy - jak widać - sobie bardzo pomóc. Jeden i drugi zyskuje, to widać z meczu na mecz. To byłoby za proste powiedzieć, że to tylko przez zmianę na stanowisku trenera coś drgnęło. Dla mnie na pewno nowością było, że pierwszy raz w swojej karierze nie przepracowałem pełnego okresu przygotowawczego. Nie wiedziałem, jak organizm zareaguje. Byłem pewien, że trochę jednak lepiej. Tymczasem musiałem nieco poczekać i potrenować. Natomiast jak nie grałem w pierwszym składzie, to nie obrażałem się na nikogo. Czekałem na szansę, ale też trenowałem indywidualnie z trenerem od przygotowania motorycznego. I to było mi potrzebne. Dostałem szansę od trenera Jopa i mam nadzieję, że obaj na tym korzystamy, zresztą nie tylko my, ale cała drużyna.
Możecie po tym spotkaniu z Bruk-Betem sobie powiedzieć: ograliśmy lidera, drużynę, która dotąd prawie nie przegrywała meczów w tej lidze. To od razu podbudowuje mentalnie?
Tak, choć nie pompowałbym balonika. Powiedziałem w szatni, że to był tylko mecz o trzy punkty. Dalej musimy gonić czołówkę tabeli. Wiadomo, mamy mecze zaległe, ale tu sobie punktów nie można dopisywać. Fajnie jest ograć lidera przed własną publicznością. Nie rozpieszczaliśmy kibiców na początku sezonu i możemy im podziękować za wiarę. Za to, że przyszli tak licznie nas wspierać. Mam nadzieję, że ten wieczór był udany dla nas wszystkich, ale później od razu skupiamy się na kolejnym meczu. Dalej bowiem musimy "gonić".
W drugiej połowie nie straciliście wiary w wasze przedmeczowe założenia, niezrażeni licznymi zmarnowanymi świetnymi okazjami przed przerwą. W końcu dostaliście za tę konsekwencję nagrodę w postaci bramek.
To mi się bardzo podoba u trenera Jopa. W każdym meczu powtarza: strzelimy jedną - idziemy po drugą. Jak strzelimy drugą bramkę - idziemy po trzecią. Nie kalkulujemy. Ja od małego pamiętam, że jak się oglądało tę Wisłę, to zawsze to był zespół, który dominował, miał to w DNA. Przychodząc do Wisły chciałem by przy tej naszej publiczności - która robi wrażenie nie tylko w Betclic I lidze, ale i w Ekstraklasie - to nas niosło. Mimo, że tym razem graliśmy z liderem, było chyba widać, że po strzeleniu pierwszej bramki nie cofnęliśmy się, tylko szliśmy po kolejne. Wydaje mi się, że tak w każdym meczu będziemy robić, szczególnie grając przed własną publicznością.
Trener Mariusz Jop, licząc też zeszłoroczną krótką przygodę w roli pierwszego trenera Wisły, ma imponujące statystyki. Jest, jak dotąd, niepokonany w roli pierwszego szkoleniowca krakowskiego klubu. Być może to właśnie wynika również z umiejętności przekazania pewnego nastawienia mentalnego drużynie?
Chyba się z tym twierdzeniem zgodzę. Głupotą też byłoby nie wykorzystywać atutu naszych kibiców i naszego stadionu. Wydaje mi się, że kto by tu nie przyjechał - nawet przecież trener Cercle Brugge w europejskich pucharach był zachwycony atmosferą naszego stadionu - to docenia. A dalej mówimy przecież o drużynie, która jest w I lidze. To pokazuje, jaką siłę mamy, szczególnie grając na własnym boisku, przy naszych kibicach.
Rozmawiała: Justyna Krupa, WP SportoweFakty