Jagiellonia Białystok nastraszyła swoich kibiców. Mistrzowie Polski długo nie mogli pokonać bramkarza mołdawskiego Petrocub Hincesti, choć przed meczem przewidywano, że czeka ich łatwa zadanie, a worek z bramkami powinien zostać rozwiązany szybko.
Tymczasem gospodarze wyszli na prowadzenie dopiero w 69. minucie spotkania, za sprawą efektownego trafienia Afimico Pululu, który skierował piłkę do siatki "piętką". - Te rozgrywki ewidentnie lubią piłkarza z Angoli, zresztą ze wzajemnością. Wydaje mi się, że czuje się w nich lepiej niż w PKO BP Ekstraklasie, a już na pewno jest w nich zdecydowanie bardziej skuteczny - mówi WP SportoweFakty ikona Jagiellonii Białysotk, Tomasz Frankowski.
- Sama bramka miała swój urok i pewnie znowu znajdzie się w najlepszych momentach tej kolejki Ligi Konferencji Europy. Inna sprawa, że faktycznie długo trzeba było czekać na pierwsze trafienie, które było absolutnie kluczowe, żeby gospodarze przejęli kontrolę nad meczem. W pierwszej połowie bramkarz szczęśliwie bronił, a Jagiellonia choć dwoiła się i troiła, nie była w stanie wyjść na prowadzenie- dodaje czwarty najskuteczniejszy strzelec w historii Ekstraklasy.
ZOBACZ WIDEO: Nie, to nie Liga Mistrzów. Gol stadiony świata
Takich drużyn również nie można lekceważyć
Obecność zespołów pokroju Petrocub Hincesti w europejskich pucharach może dziwić. Piłkarska Mołdawia większości kibiców kojarzy się raczej z Sheriffem Tyraspol. - Myślę, że obecność w takim miejscu dla czwartkowych rywali Jagiellonii, jest ogromnym przywilejem i wyróżnieniem. Zapracowali na miejsce w rozgrywkach, przebrnęli przez kwalifikacje i zostali wcześniej mistrzami kraju. Dlatego nie ma sensu ich deprecjonować - zauważa poseł do Parlamentu Europejskiego IX kadencji.
- Mołdawianie prawdopodobnie przegrają większość spotkań i zdają sobie z tego sprawę. Nie zmienia to faktu, że do utraty bramki dzielnie bronili się przeciwko Jagiellonii i napsuli dużo krwi gospodarzom. Przypuszczam, że mistrzowie Polski chcieli szybko wyjść na prowadzenie i zaoszczędzić siły na niedzielny mecz z Koroną. To za bardzo się nie udało. Zwłaszcza linia ofensywna była mocno eksploatowana - kontynuuje były piłkarz Wisły Kraków.
Z optymizmem patrzy w przyszłość, ale apeluje o spokój
Jagiellonia zajmuje szóste miejsce w tabeli Ligi Konferencji Europy. W pierwszej kolejce sensacyjnie wygrała w Danii z FC Kopenhagą.
- Jeśli zespół chce być pewny awansu, musi zdobyć jeszcze kolejne sześć punktów. Piłka nożna nauczyła mnie, żeby nie popadać w hurraoptymizm. Każde zwycięstwo trzeba sobie wywalczyć. Na początku sezonu Jagiellonia przegrała sześć spotkań z rzędu, a jej kibice byli bardzo zaniepokojeni. Teraz wróciła na właściwe tory, ale nie możemy zbyt daleko wybiegać w przyszłość - podkreśla nasz rozmówca.
W kolejny spotkaniu europejskich pucharów, mistrzowie Polski zagrają z norweskim Molde FK. - W tym meczu nie widzę żadnego faworyta. Na pewno ten zespół jest mocniejszy od mołdawskiego, ale Jagiellonia jest najlepszą polską drużyną z ubiegłego sezonu i ma wiele atutów. Skoro pokonała na wyjeździe FC Kopenhagę, dlaczego nie miałaby wygrać z Molde? Zwłaszcza że w Białymstoku gospodarzy będzie niosło wsparcie kibiców. 22 tysiące gardeł na pewno dodatkowo zmotywuje Jagiellonię. Jestem pełen optymizmu przed tym spotkaniem - podsumowuje Tomasz Frankowski.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Jagiellonia Białystok - Korona Kielce w niedzielę (27.10 o godz. 14:45). Relacja NA ŻYWO w serwisie WP SportoweFakty.