Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna": Jak się czujesz po kilkunastu miesiącach w Warszawie?
Steve Kapuadi, piłkarz Legii Warszawa: Bardzo dobrze, niczego mi nie brakuje, szybko się zaaklimatyzowałem. Warszawa jest świetnym miastem do życia.
Jesteś zadowolony z ponad rocznego pobytu w Legii?
Nie mogę być usatysfakcjonowany, ponieważ nie zdobyliśmy żadnego trofeum. Zajęliśmy trzecie miejsce w lidze, odpadliśmy z krajowego pucharu... Co prawda drugi rok z rzędu gramy w europejskich pucharach, ale Legia musi sięgać po trofea. Wiem jednak, że indywidualnie bardzo się rozwinąłem i cały czas mogę stawiać kolejne kroki do przodu. Kiedy tu trafiłem, chciałem osiągać sukcesy z drużyną i ten cel się nie zmienia.
W poprzednim roku byłem na trybunach podczas finału Pucharu Polski na Narodowym, widziałem jak wielką radość sprawiło wszystkim zwycięstwo w tych rozgrywkach. Kilka miesięcy później, kiedy podpisałem kontrakt z Legią, miałem bardzo podobne oczekiwania, chciałem cieszyć się z tytułów. Nie dokonaliśmy tego w poprzednim sezonie, zamierzamy to zmienić w obecnym.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
Przed startem 13. kolejki mieliście dziewięć punktów mniej od Lecha w ligowej tabeli. Znowu będzie trudno.
Mam mieszane uczucia po starcie sezonu. Każdy chyba widzi, że nasza gra w ostatnich meczach wygląda nieco lepiej, ale nie przełożyło się to na większy dorobek punktowy. Wiemy, że musimy się poprawić, aby liczyć się w walce o mistrzostwo, które jest naszym celem. Sezon jest bardzo długi, będą różne momenty. Sam przeżywałem to w rozgrywkach 2022-23 w barwach Wisły Płock. Wtedy po dziewięciu kolejkach byliśmy liderem, rundę jesienną skończyliśmy na piątym miejscu, a na koniec spadliśmy z ligi. Kto wtedy spodziewał się, że tak to wszystko się potoczy? Dzisiaj jesteśmy w zupełnie innej sytuacji, my musimy gonić, ale sprawa jest otwarta. Choć margines błędu jest mały, trzeba patrzeć na każdy kolejny mecz i go wygrywać. Po prostu.
Który moment w Legii przez ten rok był dla ciebie najlepszy?
Mecz z Realem Betis, kiedy wygraliśmy 1:0, a ja strzeliłem gola. To uczucie było na pewno wyjątkowe. Na pewno też zapamiętam debiut w barwach Legii. Graliśmy przy Łazienkowskiej przeciwko Widzewowi Łódź, stadion był pełny, atmosfera znakomita, wygraliśmy. To nie był mój najlepszy występ, rozgrywałem później lepsze spotkania, ale uczucie, że stałem się piłkarzem Legii było niesamowite.
Trudno było ci się przystosować do gry co trzy dni?
Potrzebowałem czasu, aby się przyzwyczaić do takiej częstotliwości grania. Jesienią wystąpiłem w prawie tylu spotkaniach, co rok wcześniej w Wiśle Płock w całym sezonie. W poprzednim sezonie było to początkowo wymagające, ale trener Kosta Runjaic oraz szef przygotowania fizycznego Bartek Bibrowicz mocno się troszczyli, abym szybko się do tego dostosował. Po miesiącu czy dwóch już się przyzwyczaiłem, a trzeba pamiętać jeszcze, że nie przeszedłem okresu przygotowawczego z Legią, więc było trudniej, a w dodatku Rafał Augustyniak miał problemy zdrowotne i szybko musiałem wejść do składu. Ale przecież o to chodzi, żeby w takim klubie jak Legia mieć taką sytuację rok w rok – masz być gotowy i tyle. W tym sezonie jest lepiej, bo już tego doświadczyliśmy przed rokiem i wiemy, na czym to polega.
Jak ci się układa współpraca z trenerem Goncalo Feio?
Bardzo dobrze. Trenerowi zależy, żeby drużyna rozumiała nasz model gry, każdemu zawodnikowi poświęca tyle czasu, ile potrzebuje, jest dla nas zawsze dostępny. Nie muszę wiele mówić o jego pracowitości i przygotowaniu do treningów i meczów – to jest na topowym poziomie. To co nie jest znane powszechnie, to znaczenie, jakie przykłada do relacji między ludźmi wewnątrz klubu. Trener kocha piłkę i każdy, kto z nim pracuje, może to poczuć.
Czy zamieszanie wokół trenera ma wpływ na zespół?
Koncentrujemy się na boisku. Mamy swój bardzo szczegółowy harmonogram tygodnia - muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie otrzymywałem tak dokładnego planu - który realizujemy. Wiemy, że przede wszystkich musimy sobie pomóc wynikami, żeby klimat wokół klubu był dobry.
Ponoć bardzo lubisz piłkę nożną, możesz oglądać mecze całymi dniami.
Zakochałem się w futbolu jako dziecko i tak mi zostało. Piłka nożna jest moją pasją, od zawsze kochałem oglądać mecze. Jako młody chłopak zamykałem oczy i marzyłem, aby grać w najlepszych klubach na świecie z wielkimi gwiazdami. Jestem bardzo szczęśliwy, że zostałem profesjonalnym piłkarzem. Kibicowałem Paris Saint-Germain, ale moim klubem marzeń był Liverpool.
Oglądasz mecze codziennie?
Różnie bywa, czasami jest przerwa w rozgrywkach, ale generalnie staram się wszystko śledzić. Lubię Ekstraklasę, ale też ligi zagraniczne czy turnieje międzynarodowe. Czasami włączę mecz na 20-30 minut, aby popatrzeć na zachowania obrońców czy napastników.
W którym momencie życia uwierzyłeś, że zostaniesz profesjonalnym piłkarzem?
Nie wskażę jednego momentu, bo to jest chyba niemożliwe. Zdecydowałem, że postawię wszystko na piłkę, kiedy miałem chyba szesnaście lat. We Francji w pewnym momencie życia musisz wybrać zawód, w którym chcesz się kształcić. Oczywiście, uczysz się tego, ale musisz też odbyć praktyki, chyba miesięczne, w firmie. Wtedy zrozumiałem, że nie chcę tego robić przez całe życie i oddałem się w stu procentach piłce. We Francji grałem w Le Mans oraz Angers, ale zdecydowałem się na transfer do Belgii. Uznałem, że to będzie dobra droga, aby stać się profesjonalistą. Trafiłem do Zulte Waregem, a nie miałem skończonych jeszcze osiemnastu lat. Przepisy nie pozwalały na rozgrywanie oficjalnych meczów przed ukończeniem pełnoletności. Mogłem tylko trenować i skończyło się tak, że nie rozegrałem ani jednego spotkania w tym klubie. Po roku przeniosłem się do Gent. Tam grałem w drugim zespole.
Jacy piłkarze się wyróżniali?
Bardzo wysoki poziom prezentował Aboubakary Koita, który latem trafił do AEK Ateny. Dużym talentem był również Nicolas Raskin, który półtora roku temu przeniósł się ze Standardu Liege do Rangers.
Była szansa na przebicie się do pierwszej drużyny?
Nie. Nawet Aboubakary i Nicolas nie przebili się na dobre do pierwszego zespołu, choć byli pełnoprawnymi członkami drużyny. Dla mnie występy w rezerwach też były wyzwaniem, ponieważ trener pierwszego zespołu często wysyłał zawodników do drugiej drużyny, aby łapali minuty. Konkurencja była duża. Do pierwszego zespołu trafiali wtedy zawodnicy za bardzo duże pieniądze i to na nich stawiano. Ja po kilku latach stwierdziłem, że muszę poszukać innej szansy.
I przeniosłeś się na Słowację. Nie jest to oczywisty wybór dla piłkarzy.
Dla mnie nie była to trudna decyzja, choć pierwotnie miałem wylądować w Holandii. Trenowałem nawet z NAC Breda, miałem podpisać kontrakt, ale wyszło inaczej z powodów finansowych i zdecydowałem się na przeprowadzkę na Słowację. Trafiłem do Interu Bratysława, skąd po pół roku przeniosłem się do Trenczyna. Liga słowacka oczywiście nie była szczytem moich marzeń, ale wiedziałem, że może być miejscem, gdzie będę mógł się pokazać. No i tak się stało. Później przyszła propozycja z Polski i przeprowadziłem się do Płocka.
Który moment w trakcie kariery był najtrudniejszy?
Właśnie spadek z Wisłą Płock. Wydarzyło się coś, co nie miało prawa się stać. Wszystkie inne ciężkie chwile nie były aż tak trudne jak ta. Mógłbym powiedzieć, że brak podpisania profesjonalnego kontraktu we Francji był dla mnie ciężki, ale dzisiaj patrzę na to z innej perspektywy – gdyby wtedy moje losy potoczyły się inaczej, zapewne nie byłbym w Legii. A tu jestem bardzo szczęśliwy, gram w Europie i chcę sięgać po trofea.
W rozmowie z oficjalną stroną klubową powiedziałeś, że marzyłeś, aby zostać stewardem linii lotniczych.
Uwielbiam podróżować po całym świecie. Odwiedziłem ponad dwadzieścia krajów. Kiedy byłem w szkole, zastanawiałem się, co mogę robić w przyszłości. No i pomyślałem, aby zostać stewardem, ponieważ mógłbym wtedy podróżować, codziennie być w innym miejscu. Był jednak mały problem, byłem... zbyt wysoki.
Który kraj zrobił na tobie największe wrażenie?
Najbardziej spodobała mi się Gwadelupa, którą odwiedziłem przed rokiem. Byłem tam w trakcie poprzedniej przerwy zimowej wspólnie z moją dziewczyną. Plaże, góry, znakomita pogoda - coś pięknego. Generalnie w każdym miejscu, które odwiedzałem, było coś szczególnego.
A na najbliższą przerwę zimową jakie masz plany?
Myślimy o podróży do Stanów Zjednoczonych lub Dubaju, ale nie podjęliśmy jeszcze decyzji. Słyszałem wiele na temat tych miejsc, chciałbym je zobaczyć.
Urodziłeś się we Francji, ale masz korzenie w Demokratycznej Republice Konga. Jest szansa na powołanie do reprezentacji?
Mogę być powołany do reprezentacji Demokratycznej Republiki Konga, skąd pochodzi moja rodzina. Na razie jednak selekcjoner się ze mną nie kontaktował, może jest zadowolony z tych piłkarzy, których ma. Marzę jednak o tym, aby zagrać w drużynie narodowej, ponieważ byłby to kolejny krok w karierze, stałbym się piłkarzem międzynarodowym.
Byłeś w Demokratycznej Republice Konga?
Tak, trzy lata temu. Mam nadzieję, że latem przyszłego roku uda się pojechać tam ponownie. Obecnie mieszka tam mój tata.
A jak wygląda teraz sytuacja w kraju? Opowiadałeś kilka miesięcy temu, że jest skomplikowana.
W niektórych regionach toczy się wojna, szczególnie na wschodzie. Ludzie mieszkający w tej części kraju są cały czas zagrożeni, walczą o przetrwanie. To jest bardzo smutne, ta sytuacja od kilku lat się nie zmienia. Na szczęście moja rodzina mieszka w innym regionie i jest bezpieczna.
Jak ludzie podchodzą do futbolu w tym kraju?
Kochają piłkę nożną i wspierają naszą reprezentację. Generalnie sportowcy w Demokratycznej Republice Konga mogą liczyć zawsze na bardzo duże wsparcie wszystkich mieszkańców.