FC Barcelona sensacyjnie rozgromiła Real Madryt na Santiago Bernabeu. Katalończycy wygrali 4:0, a dwie bramki zdobył Robert Lewandowski.
- Był bohaterem tego spotkania. Nie spodziewałem się takiego wyniku. Ostatnio, kiedy FC Barcelona grała w Madrycie, przegrywała z Realem. Wynik mówi sam za siebie. Jedna z najlepszych drużyn na świecie przegrała u siebie czterema bramkami. To naprawdę dużo - mówi WP SportoweFakty były prezes PZPN Grzegorz Lato.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to wymyślił! Gol bezpośrednio z rzutu rożnego
Poprzedni sezon w wykonaniu "Lewego" był zdecydowanie słabszy niż bieżący. Polski napastnik na razie nokautuje konkurencję w La Liga. Zdobył 14 bramek i pewnie zmierza po Trofeo Pichichi dla najlepszego strzelca rozgrywek. Ma dwa razy więcej trafień niż drugi Ayoze Perez.
- Robert nie jest najmłodszy, więc wahania formy są czymś zupełnie naturalnym. W tym sezonie jest dobrze dysponowany. Jeśli to by się jeszcze przełożyło na reprezentację, bylibyśmy w raju - uważa król strzelców mundialu z 1974 roku.
Lewandowski w sierpniu skończył 36 lat, a mimo tego strzela jak na zawołanie. - Zdarzają się takie przypadki, na przykład Leo Messi i Cristiano Ronaldo. To kwestia podejścia do zawodu w sposób profesjonalny. Nikomu nie powinno się liczyć lat. Był okres, w którym Robert się zaciął, a teraz znowu strzela. Tak już jest w piłce nożnej - przypomina Lato.
To nie jest sprint, tylko maraton
FC Barcelona zajmuje pierwsze miejsce w tabeli La Liga. Drugi Real Madryt traci do Katalończyków już sześć punktów. - To dużo i mało. Porażka, remis i nagle przewaga topnieje prawie do zera. Do końca rozgrywek zostało więcej niż pół sezonu. Niekiedy jest tak, że kolarz wygra jeden albo nawet dwa etapy, a w kolejnych przyjeżdża daleko z tyłu. Trzeba pracować sukcesywnie - zapewnia mistrz olimpijski z Monachium.
- Na razie FC Barcelona jest na dobrej drodze, żeby zostać mistrzem jesieni. Wiosną natomiast każde spotkanie, to będzie być albo nie być. Przed Katalończykami nikt się nie położy. Za darmo punktów nie przyznają, zdobywa się je, zostawiając zdrowie na murawie - kontynuuje ekspert.
W Blaugranie błyszczy nie tylko "Lewy". Od początku sezonu zabójczo skuteczny jest Raphinha. Brazylijczyk strzelił w oficjalnych meczach dla klubu z Katalonii 10 bramek i zanotował siedem asyst. W rewelacyjnej formie jest także młody Lamine Yamal. - Sam Lewandowski meczu nie wygra. Owszem, strzela bramki, jest poza zasięgiem innych w walce o tytuł króla strzelców, ale z drugiej strony piłka nożna zalicza się do sportów zespołowych. Czasami nieważne, kto strzeli bramkę, ostatecznie liczy się wynik drużyny - zauważa Lato.
- Dobrze, że zatrudnili Flicka. Niemiec wie, czego chce. Potrafi ułożyć zespół, dzięki czemu mecze FC Barcelony ogląda się z przyjemnością. Na tym etapie jednak trudno cokolwiek przewidzieć. Katalończycy ostatnio wygrali z Bayernem, ale w fazie pucharowej wystarczy przegrać na wyjeździe 0:2, u siebie zwyciężyć 1:0 i zespół znajduje się poza turniejem - dodaje srebrny medalista mistrzostw świata z 1974 i 1982 roku.
"Trzeba mu pogratulować"
W niedawnej rozmowie z nami legendarny piłkarz i trener Henryk Kasperczak, zwrócił uwagę na fakt, że gdy "Lewy" wybiega poza pole karne, traci na jakości (więcej -> TUTAJ). Lato nie do końca się z tym zgadza.
- Na przykład ostatnio w reprezentacji, jak ruszył do piłki z Chorwacją, zanotował asystę przy trafieniu Szymańskiego. Lewandowski na pewno absorbuje uwagę obrońców. Nie da się pokryć całego zespołu. W FC Barcelonie korzystają na tym Lamine Yamal i Raphinha. Każdy ma jakąś rolę, Robert ma przede wszystkim kończyć akcje, są gracze od tak zwanej czarnej roboty, są też piłkarze kreujący grę - zauważa 100-krotny reprezentant kraju.
Na debiut w Dumie Katalonii wciąż czeka Wojciech Szczęsny. Jak na razie Flick stawia na Inakiego Pene.
- Przede wszystkim trzeba pogratulować Robertowi i całej FC Barcelonie. Za wynik jest odpowiedzialny cały zespół, łącznie z rezerwowymi. Na ławce na razie siedzi Wojciech Szczęsny, co pewnie martwi wielu kibiców. Zwycięskiego składu jednak się nie zmienia. Jak Inaki Pena zacznie popełniać błędy, Polak dostanie szansę, a na razie musi czekać na swoją kolej. Dopóki spisuje się dobrze, Hansi Flick nie powinien niczego zmieniać - podsumowuje Grzegorz Lato.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty