Piotr Wiśniewski: Przed wami ostatni mecz tej jesieni z Legią Warszawa. Ostatnio nie wiodło wam się najlepiej więc wypadałoby miłym akcentem zakończyć rundę.
Maciej Szmatiuk: To prawda jedziemy na ciężki teren, ale nie jest powiedziane, że nie zamierzamy walczyć tam o trzy punkty. Legia to jest taki sam zespół jak każdy inni, grają tam przecież zwykli ludzie i dlatego zamierzmy grać o trzy punkty. Po ostatnich naszych nie najlepszych występach przydałoby się zapunktować w Warszawie.
Nie ma co ukrywać, że czeka was niezwykle ciężkie zadanie. Obrona Legii należy do najlepszych w lidze, a Arka przystępuje do tego pojedynku bez dwóch najskuteczniejszych zawodników.
- Zgadza się, ale ostatnie mecze pokazuję, że potrafimy stwarzać okazje bramkowe, lecz brakuje nam goli, ale ważne, że do tych okazji potrafimy dochodzić. Należy wierzyć, że w Warszawie również stworzymy jakieś sytuacje i że w końcu je wykorzystamy. To prawda, że gramy przeciw najlepszej obronie w lidze, ale mecze Legii pokazują, że i im zdarzają się błędy, które trzeba umieć wykorzystać. Dużą pracę w zespole wykonuje także Jan Mucha. My postaramy się stworzyć jakieś sytuacje i je wykorzystać, co zaowocuje punktami.
Wspomniałeś właśnie o bramkarzu Legii. Pojedynek ten to również konfrontacja Muchy i Bledzewskiego, czyli czołowych bramkarzy w lidze. Który z nich jest według ciebie lepszym golkiperem?
- Dla mnie bez dwóch zdań najlepszym bramkarzem jest Andrzej Bledzewski.
W Arce grasz od początku tego sezonu, niejako z miejsca stając się podstawowym graczem zespołu. Fakt ten z pewnością dodaje pewności siebie.
- Tak naprawdę pewności siebie dodaje każdy rozegrany mecz. Jednak zawsze wychodząc na boisko trzeba wierzyć w siebie, we własne umiejętności, bo inaczej byłoby to bez sensu. Nie można wychodzić z nastawieniem, ze jest się gorszym od przeciwnik. Motywacja do każdego meczu jest, a regularne granie podnosi umiejętności. Gorzej sprawa wygląda, jeśli do składu wskakuje się po przerwie, gdy nie ma się czucia piłki. Najważniejsza w tej całej zabawie jest pewność siebie.
W Gdyni jesteś od kliku miesięcy. Jak się tu czujesz?
- Coraz lepiej się tutaj czuję, niedawno zresztą dołączyła do mnie żona Magda. Co prawda zmieniliśmy miejsce zamieszkania, ale bliskość morza, Sopotu, klimat nadmorski sprawia, że fajnie się mieszka w Gdyni. Owszem jesteśmy daleko od rodziny, znajomych, ale coś za coś. Nic nie stoi przecież na przeszkodzie, żeby tutaj poznawać nowych ludzi, zżyć się z tym miejscem. Trzeba przyznać, że różnica między Śląskiem, a obecnym miejscem zamieszkania jest duża. Jestem jednak zadowolony, że tutaj mieszkam i nie mam na co narzekać, zwłaszcza, iż w pobliżu znajduje się bulwar i plaża.
Ten sezon jest twoim premierowym w najwyższej klasie rozgrywkowej. Odczuwałeś presję z tym związaną?
- Presji może nie odczuwałem, ale zdawałem sobie sprawę, że będę toczył indywidualne pojedynki z najlepszymi piłkarzami w Polsce. Przychodziłem zresztą do silniejszego klubu niż grałem poprzednio, ale nie czułem presji, bo inaczej bym tutaj nie przychodził. Wiadomo początki nie były łatwe, wkradały się pewne wątpliwości, czy podołam, ale wierzyłem, że się uda. O wszystkim jednak decyduje postawa na boisku, ona pozwoliła rozwiać te niektóre moje obawy.
Ostatnie dwa sezony spędziłeś w Podbeskidziu. Byliście bardzo bliscy awansu, jednak ostatecznie się nie udało, czego więc zabrakło?
- Z pewnością skuteczności. I nie chodzi tutaj o nasz ostatni mecz, ale o perspektywę całych rozgrywek. We wcześniejszych spotkaniach stwarzaliśmy dużo sytuacji, byliśmy zespołem lepszym , ale ostatecznie często głupio remisowaliśmy i traciliśmy punkty. Wszystko przez naszą słabą skuteczność. Takie gubienie punktów się nawarstwiało, ale w mecz ze Zniczem mogliśmy to nadrobić, ale niestety nie udało się.
Z pewnością śledzisz poczynania swoich dawnych kolegów w obecnym sezonie. Co stało się z zespołem, który z czołowej ekipy pierwszoligowej stał się przeciętniakiem?
- Ciężko to jednoznacznie stwierdzić. Z tego co mi jednak wiadomo zespół wciąż gra tą samą piłkę, co poprzednio, ale znów zawodzi skuteczność. To plus głupie tracenie bramek spowodowało taką sytuację. W zespole brakuje rasowego egzekutora, który potrafiłby stwarzane sytuacje zamienić na bramki. Podobnie to wyglądało, gdy ja tam grałem. Co prawda mieliśmy Chrapka, który zdobył 18 bramek, ale należy pamiętać, że trafiał w bodaj 10 meczach. Brakuje drugiego takiego napastnika. Zachodzi tam wiele zmian na plus, przed nimi jeszcze wiosna, więc może będzie lepiej.
Czy jest duża różnica poziomu między 1. ligą, a ekstraklasą?
- Na pewno w ekstraklasie grają silniejsze zespoły, a co za tym idzie występują tutaj lepsi zawodnicy. Różnica jest więc spora. Spójrzmy na zespoły zaplecza ekstraklasy, które osiągają w nim dobre wyniki, a potem gdy wywalczą promocję do wyższej klasy okazuje się, że umiejętności te nie są wystarczające. Taki zespół po awansie, bez odpowiednich wzmocnień o zawodników potrafiących przytrzymać piłkę czeka ciężkie zadanie. Przepaść to może za duże słowo, ale przeskok na pewno jest.
Jak oceniasz tą rundę w twoim wykonaniu?
- Nie lubię siebie oceniać, od tego są inni. Mimo wszystko myślę, że nie było najgorzej, ale ja nie obraziłbym się, gdyby było jeszcze lepiej. W niektórych meczach mogłem spisać się lepiej, zapobiec utracie bramek, o zdobywaniu już nie mówiąc. Biorąc pod uwagę ilość występów tych bramek mogło być o dwie, trzy więcej i z pewnością wówczas czułbym się bardziej usatysfakcjonowany, ale jak już mówiłem od mojej oceny jest trener, czy dziennikarze.
A co cenisz w warsztacie trenera Pasieki?
- Przede wszystkim zacznę od treningów, które dużo nam dają, są ciekawe, bez zbędnej monotonii. Wiele możemy się po nich nauczyć. Na tych treningach trener zwraca szczególną uwagę na dokładność, daje nam wskazówki, jak dany element powinniśmy wykonywać. Druga sprawa do podejście trenera do drużyny, zawodników, czyli aspekt psychologiczny. Dużo z nami rozmawia, ma dobry kontakt z piłkarzami, potrafi do nas dotrzeć. Jako trenera oceniam go bardzo dobrze, również jako człowieka.
O ile do gry formacji ofensywnej można mieć pretensje, o tyle gra Arki w obronie jest na dość poprawnym poziomie. Jak zatem układa się tobie współpraca z było, nie było młodym Mateuszem Siebertem?
- Trzeba przyznać, że Mateusz jak na swój wiek jest bardzo dobrym zawodnikiem. Widać u niego dojrzałość, w jego grze praktycznie nie widać paniki. Emanuje wręcz spokojem. Na plus to także jego nienaganna technika. Sądzę, że parę lat, gdy się ogra będzie bardzo klasowym zawodnikiem, zresztą już teraz prezentuje wysoki poziom. Jak tak dalej będzie się rozwijał to można mu wróżyć sukcesy reprezentacyjne.
Czego oczekiwałeś przychodząc do Arki? Czy czujesz się usatysfakcjonowany z tego, co tutaj zastałeś?
- Jestem zadowolony, gdyż przychodząc tutaj spodziewałem się dobrego zespołu i taki w rzeczywistości zastałem. To był chyba już mój ostatni dzwonek, żeby spróbować sił w ekstraklasie, stąd też cieszę się, że jest mi dane w niej zagrać. Akurat tak się złożyło, że żona niedawno skończyła studia i opcja zmiany miejsca spodobała jej się więc nawet się nie zastanawialiśmy, gdy trafiła się taka oferta ze strony Arki. Co do oczekiwań można było spodziewać się ciekawego zespołu, dobrych kibiców, znanych w całej Polsce i to wszystko się sprawdziło. Osobiście liczyłem też na naszą większą zdobycz punktową, no ale niestety punktów mamy, ile mamy i z perspektywy sportowej to jest z pewnością niedosyt.
15 punktów w 16 meczach. Dużo to czy mało?
- Obiektywnie trzeba stwierdzić, że jest to mało i wynik ten nikogo nie powala. Z drugiej strony należy pamiętać, że po czterech meczach mieliśmy na koncie zerowy dorobek punktowy i z tej perspektywy można by rzec, że podnieśliśmy się. Nie mniej jednak tych kilku punktów brakuje, mogło być ich nieco więcej, zwłaszcza u siebie, gdzie odnieśliśmy tylko jedno zwycięstwo. Fakt ten z pewnością chluby nam nie przynosi. W ogólnym więc rozrachunku te 15 punktów jest wynikiem bez rewelacji.
Zbliżają się święta i okres Nowego Roku, czy w związku z tym masz jakieś marzenia świąteczno-noworoczne?
- Marzenia ma się zawsze, ale dla mnie najważniejsze to zdrowie i tego nic nie zastąpi. Jak będzie samopoczucie dopisywało to już będzie dobrze. Natomiast marzenia związane z klubem to takie, abyśmy jak najszybciej zapewnili sobie utrzymanie. Życzyłbym sobie również grać na wyższym poziomie niż dotychczas, podnosić swoje umiejętności. Z kolei osobiste życzenia pozostawię dla siebie.
Koniec roku to czas podsumowań i wyborów najlepszych piłkarzy. Kto twoim zdaniem zasługuje na miano najlepszego ligowca?
- Ciężko mi stwierdzić, kto tak naprawdę zasługuje na to wyróżnienie. Nikt jakoś specjalnie nie zapadł mi w pamięci lub grał na tyle, aby móc go docenić. Mi osobiście z kolei podobała się postawa Andrzeja Bledzewskiego. Zrobił on w tej rundzie kawał dobrej roboty. Wiele meczów nam wybronił. Z innych zespołów nikt mnie nie przekonał, chociaż należy docenić Kamila Grosickiego.
Czy jest zatem jakiś napastnik, który szczególnie zalazł ci za skórę, przeciwko któremu ciężko się grało?
- Na pewno trzeba tu wymienić parę Frankowski-Grosicki. Oba są niezwykle ciężcy do upilnowania, a do tego na boisku wykazują się dużą inteligencją. Do tego grona należy dodać także Pawła Brożka, który niby na boisku nie istniał, ale zawsze trzeba było na niego uważać. Jest jeszcze Edi z Korony Kielce, co prawda cofnięty, ale jego wszechstronność powoduje, że ciężko się go pilnuje.