"Bitwa trwa dalej". Marek Papszun zabrał głos po meczu w Białymstoku

PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: Marek Papszun
PAP / Artur Reszko / Na zdjęciu: Marek Papszun

- To był dobry, emocjonujący mecz z końcówką ekstra. Nikt nie został zabity, ale jest dwóch rannych. Bitwa trwa dalej - powiedział Marek Papszun po meczu Jagiellonia Białystok - Raków Częstochowa (2:2).

Mecz Jagiellonii Białystok z Rakowem Częstochowa nie bez powodu został okrzyknięty jednym z hitów 15. kolejki PKO Ekstraklasy, wszak grały ze sobą dwaj ostatni mistrzowie Polski. Goście szybko wyszli na prowadzenie po bardzo wątpliwym rzucie karnym, a później przeszli do defensywy.

Jagiellonia wyrównała, chciała iść po kolejne gole, ale po stałym fragmencie drugi raz trafił Raków. I kiedy zanosiło się na kolejną wygraną częstochowian, to w doliczonym czasie sędzia Jarosław Przybył podyktował rzut karny i punkt Jagiellonii uratował Afimico Pululu.

- Widać było profile zespołów. Jagiellonia jest w takim momencie, że jest najmocniejszą drużyną w Polsce. Chyba nie ma lepszej w tej chwili pod względem bycia przy piłce. Z kolei my mamy dobre statystyki w obronie i charakterystyka meczu też taka była - Jagiellonia miała większe posiadanie, ale w pierwszej połowie tych sytuacji nie stworzyła. My chyba zbyt wcześnie zdobyliśmy bramkę. Nie powiem, że chcieliśmy się bronić, ale nasz pressing nie funkcjonował tak, jak sobie założyliśmy. Cały czas mieliśmy jakieś niedociągnięcia. Mieliśmy trochę za mało odbiorów, ale dobrze się broniliśmy. Faza przejściowa nie funkcjonowała najlepiej, bo dość szybko traciliśmy piłkę - powiedział trener Marek Papszun na konferencji prasowej.

ZOBACZ WIDEO: Parada sezonu? Niewykluczone. Jak on to wyjął?!

- W drugą połowę weszliśmy zdecydowanie lepiej, mieliśmy swoje 10-15 minut, później Jagiellonia złapała swój rytm, ale wybroniliśmy się i można powiedzieć, że w sumie kontrolowaliśmy ten mecz do gola na 1:1. Pokazali w tej akcji, że nie można na chwilę się zdrzemnąć: prostopadłe podanie i egzekucja. Później zespół zachował się kapitalnie, wytrzymaliśmy to, strzeliliśmy gola po stałym fragmencie. Z reguły takie spotkania dowozimy, jednak za głęboko się cofnęliśmy i w tej decydującej akcji zabrakło pressingu na piłkę - przyznał trener Rakowa.

Sędzia Przybył na początku spotkania podyktował absurdalny rzut karny dla Rakowa. Michael Ameyaw zaprezentował żenującą symulkę, ale arbiter dał się nabrać. Co więcej, VAR nie mógł mu podpowiedzieć zmiany decyzji, ponieważ... nie działały monitory (-----> WIĘCEJ).

Wątpliwości nie ma natomiast w odniesieniu do rzutu karnego dla Jagiellonii. Stratos Svarnas zablokował ręką strzał Pululu. Gdyby nie to, to piłka wpadłaby do bramki.

- O obu tych sytuacjach na pewno będzie dużo dyskusji. Z mojej perspektywy wyszło po równo - powiedział Papszun.

Nie wiedział jednak nic o niedziałających monitorach. - Sędzia powiedział nam, że komunikacja jest tylko w jedną stronę. Bez działających monitorów mecz chyba by się nie rozpoczął - odparł trener Rakowa.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty