Po pierwszej odsłonie nie zanosiło się na to, że reprezentacja Polski poniesie tak bolesną porażkę w Portugalii. Marcin Bułka musiał jednak pięć razy wyciągać piłkę z siatki, a bramkarz gospodarzy skapitulował jedynie po strzale Dominika Marczuka.
Była to oczywiście najwyższa przegrana Biało-Czerwonych w trwającej edycji Ligi Narodów UEFA. Andrzej Juskowiak w rozmowie z WP SportoweFakty nie ukrywał, że był zaskoczony przebiegiem drugiej części gry.
- Patrząc na to, co się działo w pierwszej połowie, jak gra naszego zespołu wyglądała na tle bardzo mocnego przeciwnika, to można mieć niedosyt. Coś się stało w drugiej połowie, że totalnie inny zespół widzieliśmy. Taki bez przekonania. W pierwszej połowie jakby ktoś nie wiedział, w których koszulkach grają Portugalczycy i Polacy, to miałby duży ból głowy, żeby z pewnością powiedzieć kto jest kto. To wyglądało przekonująco. Nie pozwalaliśmy Portugalczykom na grę przede wszystkim skrzydłami. Rafael Leao był pod kontrolą, podwajaliśmy, potrajaliśmy jego krycie już na wczesnym etapie, kiedy próbował się rozpędzić - zaznaczył wicemistrz olimpijski z 1992 roku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ trafienie w Meksyku! Trafiła z ponad 40 metrów
Portugalia wrzuciła wyższy bieg
Reprezentacja Portugalii przed zmianą stron nie oddała ani jednego celnego strzału, ale później przejęła inicjatywę i rozpoczęła oblężenie pola karnego. Na listę strzelców wpisali się Rafael Leao, Cristiano Ronaldo (dwa gole), Bruno Fernandes oraz Pedro Neto.
- Portugalczycy mogą grać dużo lepiej niż pokazali to w pierwszej części. I nagle w drugiej połowie zagrali zdecydowanie lepiej niż w pierwszej, a my zdecydowanie gorzej. Z tego niestety wzięło się bardzo dużo bramek Portugalczyków, bo wystarczyło im zostawić trochę miejsca i oni potrafili to skrzętnie wykorzystać. To piłkarze, którzy grają w bardzo dobrych klubach i są tam wiodącymi postaciami. Często decydują o losach meczów, a nie tylko są w składzie - przypomniał Andrzej Juskowiak.
Polacy mieli problemy ze skutecznością. Krzysztof Piątek zastępował Roberta Lewandowskiego na pozycji numer "dziewięć" i był kompletnie bezradny pod bramką. Portugalczycy skarcili przyjezdnych.
- Był strzał Krzyśka Piątka w środek bramki. Oczywiście, to było 16-17 metrów, ale rzadko dochodziliśmy w niektórych meczach na mistrzostwach Europy do takich sytuacji, żeby na wprost bramki uderzyć. Szkoda kontuzji Bereszyńskiego. Grał bardzo dobry mecz i był też zagrożeniem dla bramki przeciwnika. Ta nasza odważna gra troszeczkę pokrzyżowała szyki Portugalczykom. W pierwszej połowie nie mogli wejść na ten swój poziom, natomiast w drugiej już pierwsze minuty pokazywały, że coś jest nie tak - wskazał 39-krotny reprezentant Polski.
"Zmiany są wskazane"
Zmiany nie pomogły Michałowi Probierzowi. Selekcjoner dość szybko zastąpił Bartosza Bereszyńskiego (kontuzja), Mateusza Bogusza i Jana Bednarka. Nie da się ukryć, że defensywa rozsypała się po tym, jak ostatni z wymienionych opuścił plac gry.
- Nagle się cofnęliśmy bardzo głęboko we własne pole karne. Nie wiem, czy to wynikało z tego, że w przerwie weszło dwóch nowych zawodników i na początku może nie było tej pewności. Za łatwo oddaliśmy pole. Zaczęliśmy bronić nie na 20. metrze, tylko we własnym polu karnym. To nas może nie podłamało, ale nie dawało nam pewności, a Portugalczyków napędzało do tego, żeby stwarzać kolejne sytuacje. Dłuższe posiadanie piłki, dłuższe rozgrywanie, to lubią Portugalczycy, a nie mogli tego robić w pierwszej połowie. Przekonali się, że są na dobrej drodze i będą stwarzać kolejne sytuacje - spostrzegł ekspert.
Trener Probierz preferuje grę z trójką środkowych obrońców i na każdym kroku powtarza, że nie ma zamiaru zmieniać swojej strategii. W pięciu meczach Ligi Narodów reprezentacja Polski straciła aż 14 bramek.
- Ta dyskusja powinna już od pewnego czasu nastąpić, czy to odpowiednie ustawienie pod tych zawodników, których mamy. Ci środkowi obrońcy jednak nie gwarantują nam pewności we własnym polu karnym. Być może trzeba zmienić ustawienie na grę czwórką i spróbować już wcześniej zaatakować piłkarza rywali, który ma piłkę w bocznym sektorze, żeby wcześniej zapobiec dograniu piłki. Będą głosy, że "OK, ale nie mamy lewego obrońcy i kto ma tam grać?". Trzeba próbować i może szukać takich wykonawców, którzy podołają. Pamiętamy też, że Bereszyński jako lewy obrońca w reprezentacji wyglądał nieźle. Pewnie jakieś zmiany są wskazane, bo jesteśmy przewidywalni. Takie samo ustawienie od początku do końca jest dosyć czytelne dla przeciwnika. Było widoczne w drugiej połowie, że jeżeli przeciwnik nas trochę złamie, dobierze nam się do skóry, to później jest jedna, druga, trzecia bramka. Nie potrafimy zmienić przebiegu meczu i zastopować przeciwnika, który znał nasze słabe punkty, cały czas nas punktował i zdobywał kolejne bramki - stwierdził Andrzej Juskowiak.
Rafał Szymański, WP SportoweFakty