Takiego Pepa Guardioli fani futbolu jeszcze nie oglądali. I nie jest to żadna metafora. Po ostatnim spotkaniu Ligi Mistrzów z Feyenoordem, Katalończyk wyszedł do dziennikarzy w stanie, który lepiej pasowałby do zawodnika MMA, a nie trenera jednego z najlepszych klubów świata. Rozcięty nos oraz liczne ślady na głowie sprawiały wrażenie długiego, pięciorundowego, boju w klatce.
- Chciałem zrobić sobie krzywdę - skwitował, z nieco obłąkańczym uśmiechem, zapytany o swoją aparycję.
Rekord goni rekord
40 dni. Ponad miesiąc. Tyle czeka Pep Guardiola na zwycięstwo swojej drużyny. W tym czasie prowadzony przez niego Manchester City zanotował 6 porażek i remis. Czegoś takiego, w swojej 17-letniej karierze, jeszcze nie doświadczył.
Zresztą liczba "rekordów", które w ostatnim czasie notuje ekipa Guardioli robi wrażenie. Dość powiedzieć, że w erze Premier League, żaden inny panujący mistrz Anglii, nie zaliczył 5 porażek z rzędu. Z kolei sam Manchester City taką serię porażek zanotował po raz ostatni jeszcze przed erą arabskich szejków - w 2006 roku (wówczas licznik zatrzymał się na 7).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szokujące sceny! Młodzi piłkarze skoczyli sobie do gardeł
Ten wyczyn akurat prawdopodobnie nie zostanie poprawiony, bowiem tragiczną passę niepowodzeń "The Citizens" udało się przerwać w Lidze Mistrzów, remisując 3:3 ze wspomnianym Feyenoordem. Wynik ten jednak zamiast poczucia ulgi, doprowadził Guardiolę na skraj obłędu.
Manchester City bowiem, mimo prowadzenia 3:0 do 75. minuty, zdołał wypuścić tak upragnioną wygraną z rąk. Taka sytuacja, w historii Ligi Mistrzów, wydarzyła się po raz pierwszy w historii. Z kolei Manchester City po raz ostatni nie wygrał meczu prowadząc 3:0... w 1989 roku. Przykłady negatywnych rekordów można mnożyć.
Jak można było się spodziewać, przełamanie nie nastąpiło również w ostatni weekend. Rozpędzony Liverpool Arne Slota z łatwością pokonał "The Citizens" 2:0. Wynik nie oddaje jednak w pełni obrazu meczu, w którym podopieczni Pepa Guardioli odbierali od rywali solidną lekcję futbolu. Dość powiedzieć, że pierwszy strzał oddali w 39. minucie spotkania. Tyle czasu na pierwszą okazję w meczu nie czekali od 14 lat.
- Nadal nie tworzymy takiego zagrożenia w ofensywie, jakie zawsze udawało nam się tworzyć jako zespół. W defensywie nie jesteśmy wystarczająco solidni. Nie tylko w tym meczu, ale i kilku innych. Musimy się odbudować, by być solidni w tyłach - przyznawał po spotkaniu Guardiola.
Problemów do rozwiązania w zespole bowiem nie brakuje.
Przetrzebiona kadra
Vinicius czy Rodri? Rodri czy Vinicius? To pytanie zadawało sobie mnóstwo kibiców przy okazji tegorocznego plebiscytu Złotej Piłki, a ostateczny wybór Hiszpana wzbudził mnóstwo kontrowersji.
O tym, jak istotnym i trudnym do zastąpienia jest urodzony w Madrycie zawodnik najlepiej świadczą jednak spotkania..., w których go brakuje.
W tym miejscu można zacząć przytaczać statystyki, pokazujące procent zwycięstw City z oraz bez Rodriego w składzie. Jednak aby zrozumieć, jak duży to problem, wystarczy włączyć losowy mecz "Obywateli". Momentami bowiem jest aż porażające, jak dużo przestrzeni w środku pola dostają kolejni rywale wciąż panujących mistrzów Anglii.
Profil OptaJoe wyliczył (jeszcze przed meczem z Liverpoolem), że w 7 ligowych meczach od kontuzji Hiszpana, Manchester dopuścił przeciwników do stworzenia aż 30 tzw. "big chances" czyli sytuacji, w których zdobycie bramki przez rywali jest wysoce prawdopodobne. Żadna inna drużyna w lidze nie była pod tym względem gorsza.
I to właśnie kontuzje, przede wszystkim w defensywie, są pierwszym z problemów, z którymi musi radzić sobie Guardiola. Hiszpan od dawna narzekał na przeładowany kalendarz, który odbija się na zdrowiu piłkarzy.
Z Liverpoolem do gry, po kontuzji łydki, wrócił Ruben Dias, chwilę wcześniej do składu zaczął wracać Nathan Ake, a niedostępni pozostają John Stones czy Mateo Kovacić. W takim układzie trudno oczekiwać solidności w defensywie.
- Chcę aby wróciła drużyna, aby wrócili zawodnicy. To ważne. Teraz nasze treningi są lepsze, bo wraca 4 czy 5 piłkarzy. Mam przeczucie, że od tego momentu zaczniemy coś budować. Możecie nazwać mnie wariatem, ale mam przeczucie, że od teraz zaczynamy się odbudowywać - mówił Guardiola po porażce z Liverpoolem.
Zapaść Haalanda
Kontuzje i rozbita defensywa to jednak tylko jeden z kłopotów Hiszpana, drugim, wcale nie mniejszym, jest dyspozycja Erlinga Haalanda. Norweg, po kosmicznym początku sezonu, kiedy to w pierwszych 5 kolejkach Premier League zdobył 10 bramek, w kolejnych 8 dołożył... zaledwie 2 trafienia.
Nie jest jednak tak, że drużyna nagle przestała mu te sytuacje kreować. Wręcz przeciwnie. Norweg wciąż dochodzi do ogromnej liczby okazji. Nie licząc meczu z Liverpoolem, w którym oddał zaledwie 2 strzały, w 4 wcześniejszych kolejkach 27-krotnie(!) uderzał na bramkę rywali, co przełożyło się... na 2 trafienia.
Trudno oczywiście o wszystko obwiniać tylko Norwega, bowiem również Phil Foden jest cieniem zawodnika, który w zeszłym sezonie został wybrany najlepszym zawodnikiem ligi, a sprowadzony przed sezonem z Girony Savinho, mimo wielu szans, wciąż jest co najwyżej obietnicą klasowego zawodnika, którym być może kiedyś się stanie.
W tym momencie zatem w ekipie z Etihad Stadium nie funkcjonuje tak naprawdę nic. Przetrzebiona urazami obrona, która "defensywę" ma tylko w nazwie, rozbita pomoc nie potrafiąca przejąć kontroli nad meczem oraz dramatycznie nieskuteczny atak z Erlingiem Haalandem na czele.
Czy jednak, zgodnie z zapowiedzią Guardioli, kolejne powroty kontuzjowanych zawodników sprawią, że zespół zacznie wyglądać tak, jak na mistrza Anglii przystało? Przekonamy się już w środę wieczór, kiedy to na Etihad Stadium zawita rewelacja obecnych rozgrywek w Anglii - Nottingham Forest. Początek spotkania o godzinie 20:30.
Czytaj także: