Zaczęło się od wylewu. Wtedy ruszyła lawina. Dwa udary, neuropatia. Cukrzyca rozwinęła się do tego stopnia, że zaatakowała wzrok. Ryszard Staniek nie widzi na lewe oko, prawe jest podtrzymywane dzięki zastrzykom. Drogim. Jeden kosztuje niemal siedem tysięcy złotych i należy aplikować dawkę raz na sześć tygodni. Taki zastrzyk wstrzymuje postęp choroby. Pozwala to widzieć byłemu zawodnikowi Legii Warszawa z bliskiej odległości. Jego żona mówi, że na "dwadzieścia procent". Dlatego, gdy były piłkarz ogląda telewizję przed samym ekranem, zakłada dodatkowo okulary.
Julita Staniek nie ma wielkich marzeń. Czasem prosi o cud. Niekiedy w nic już nie wierzy. Za chwilę jednak znowu ma siłę walczyć.
- Od lekarzy wracam raczej zdołowana. Mówią najczęściej: "O Boże, taki młody człowiek..." - opowiada nam kobieta.
Staniek ma 50 lat, jest trzy lata młodszy od żony. Trójka ich dzieci opuściła dom rodzinny. Wspierają mamę i ojca, ale każde poszło w swoją stronę. Muszą pracować na utrzymanie, kredyty.
Julita i Ryszard mieszkają w domku w górach. Żona nie pracuje. Półtora roku temu "zjechała" do Polski na stałe. W Niemczech zarabiała na życie. Od tamtego czasu opiekuje się mężem. Żyje pomiędzy piętrami.
Choroba za chorobą
Mówię: - Chodź Rysiu.
- Nie chcę - odpowiada.
- No chodź do mnie na dół.
- Nie wstaję.
Staniek to były piłkarz Legii Warszawa, Górnika Zabrze, srebrny medalista olimpijski i uczestnik Ligi Mistrzów z Legią. Strzelił gola w pamiętnym finale z Hiszpanią na igrzyskach w Barcelonie w 1992 roku. Na piętnaście minut przed końcem meczu Staniek wyrównał, było 2:2. Ostatecznie Polska przegrała (2:3), jednak srebro drużyny Janusza Wójcika było sensacją i wielkim sukcesem.
Medal z tamtej imprezy wisi w głównym miejscu domu - w salonie na dole. Tak, by każdy mógł go zobaczyć. Ryszard Staniek coraz rzadziej go widzi. Niechętnie wychodzi z pokoju na piętrze.
- Latem lepiej to wyglądało. Koledzy złożyli się na wózek elektryczny. Było ciepło i mąż jeździł w pobliżu tym swoim motorkiem. Lepiej wtedy funkcjonował, bo był w stanie zrobić coś samemu - opowiada żona medalisty z Barcelony.
- Zimą jest gorzej. Za oknem szaro. Zdrowym nie chce się wychodzić, a co dopiero Rysiowi, w takim stanie. W czerwcu było zagrożenie, że będzie dializowany. Nerki mu beznadziejnie funkcjonują, nie filtrują. Ale jeszcze daje rade samodzielnie oddać mocz. Jedna choroba pociągnęła drugą - wzdycha. - Stał się mąż dużym dzieckiem. Rozmowa z nim przypomina dyskusję z bardzo starą osobą. Nie umie się skoncentrować, nawet filmu nie daje rady obejrzeć do końca. Włączam mu jakieś seriale, na przykład "Ojca Mateusza". I ogląda - mówi.
Życie byłego reprezentanta kraju toczy się na kilku metrach kwadratowych. - Ma w pokoju telewizor. I tak sobie tam leży. Do ubikacji wyjdzie. Nie proszę o nic na siłę - opowiada.
Kobieta pomaga mężowi praktycznie w każdej czynności. - Trzeba Rysia ubrać, wykąpać, nakarmić. Zmienić pampersa, a nim założę nowego, jeszcze raz umyć - mówi.
- To sytuacja podobna do tej, w której była Ania Furtokowa z Jasiem. Daj Boże, żeby się coś zmieniło, ale już raczej nie ma na to szans. Pojawiły się nieodwracalne schorzenia neurologiczne po wylewie i udarach. Rysio porusza się, szurając nogami po ziemi, bo nie ma napięcia mięśniowego i czucia w stopach. Zrobi kilka kroków i musi się czegoś złapać. Bardzo szybko się przewraca - opowiada Julita Staniek.
Walka o prawe oko
- Cukrzyca zniszczyła mu oczy. Po drodze doszedł artretyzm, choroby serca. Skumulowały się różne problemy, co doprowadziło do utraty wzroku. Ja się tylko modlę, żeby Rysio nie stracił go całkowicie. Bez ręki i nogi da się funkcjonować, ale tak nic nie widzieć? To jest prawdziwy dramat. A lekarze boją się bardziej ingerować w prawe oko, bo jeśli coś pójdzie nie tak, to może być jeszcze gorzej - komentuje Julita Staniek.
Były kapitan Legii jeszcze rozpoznaje osoby, gdy są blisko niego. W tym roku po dłuższej przerwie odwiedził go Jerzy Brzęczek. Obaj się rozpłakali. Razem spędzili ze sobą mnóstwo czasu: na boisku w środku pola, ale i poza murawą.
Pyta: "Po co to dalej ciągnąć?"
Cały czas trwa walka, by medalista olimpijski całkowicie nie stracił wzroku. Pogarsza się natomiast wiara w sukces. Jeszcze w maju tego roku Staniek był lepszej myśli. Przyszła jednak zima i chłód jakby wszedł mu pod skórę.
- Są dni, w których tylko donoszę mu jedzenie do łóżka - kontynuuje żona. - Walczymy z depresją. Rysio wie, że jest jeszcze młodym człowiekiem, a stał się więźniem własnego domu. Pyta mnie: "Po co to dalej ciągnąć?". Często mówi o śmierci. - Ja jestem taki "borok" - powtarza. Po śląsku to znaczy "ofiara losu". Mówi mi, że nie chce być dla mnie ciężarem i może to już czas na niego - dodaje kobieta.
Wiadomość zszokowała środowisko
- Trzeba z nim codziennie pracować, by zmieniać tok myślenia na bardziej pozytywny. Łatwo nie jest. Bo jakich argumentów szukać? - zawiesza głos Julita Staniek. - Próbowałam przekonać męża do psychologa. Miał kilka sesji w szpitalu, ale nie chce współpracować na stałe. Mówi, że nie potrzebuje. Lekarze przepisali mu antydepresanty. Najgorsze, że mąż nie ma celu - dodaje.
Koledzy z dawnych lat starają się wspierać byłego zawodnika. Brzęczek załatwiał w Krakowie kliniki specjalistyczne. Chęć pomocy zadeklarował PZPN. Inny były reprezentant Cezary Kucharski od razu skontaktował się z żoną kolegi po mailu, który do niego wysłała. Podtrzymywał Stańka na duchu, opowiadał o swoich przeżyciach, gdy sam przez miesiąc przebywał w śpiączce.
Początkowo Julita Staniek nie chciała upubliczniać tej traumatycznej historii. Uruchomiła jedynie zbiórkę w internecie, która jest aktywna do końca tego roku. Były piłkarz też nie prosił o pomoc, wolał samemu mierzyć się z problemami. Koledzy charakteryzują go jako osobę brylującą na murawie, ale unikającą światła jupiterów. Dlatego wiadomość o jego chorobie zszokowała środowisko piłkarskie. Mało kto wiedział o dolegliwościach byłego reprezentanta Polski.
Cały czas się uśmiechał
Julita dziękuje dawnym kolegom męża, że znajdują czas, by wesprzeć go, podnieść na duchu. - Janek Urban dzwoni i pobudza męża dyskusją o piłce. Ostatnio telefonował po meczu reprezentacji. Jak tak rozmawiają, to Rysiowi przypomina się dużo z dawnych czasów. Sama jestem w szoku, ile pamięta. Mąż ma problemy z zapamiętywaniem codziennych spraw. Zapomina, gdzie coś zostawił, czy wziął leki i co robił wczoraj - kontynuuje kobieta.
- Trener Tadeusz Brodacz, który prowadził męża na początku kariery i który pomógł w transferze do Odry Wodzisław, też nas odwiedza. Marek Jóźwiak wspominał o chęci zorganizowania meczu dla Rysia. Koledzy interesują się, dzwonią. To na pewno mu pomaga - mówi.
Choć Staniek grał w piłkę przez niemal dwadzieścia lat i w samej ekstraklasie rozegrał ponad dwieście spotkań, to dziś nie kwapi się, by być z futbolem na bieżąco. - Włączam mu mecze. Chcę, żeby śledził piłkę. Czasem lekko go do tego zmuszam, jest niechętny, ale Rysiu dalej lubi piłkę i po chwili z zaciekawieniem ogląda - mówi żona.
- Ostatnio obejrzeliśmy na Netflixie "Wielką Grę" - serial o jego drużynie z 1992 roku. Przypominał sobie igrzyska, swoją drogę po medal. Cały czas się uśmiechał. I nawet łzy mu leciały, płakał - opowiada Julita Staniek.
Będzie chętniej zaglądał na dół
Kobieta mówi, że musi rozejrzeć się za wsparciem, choćby opiekunką. Codzienna praca przy dorosłym mężczyźnie jest wymagająca fizycznie, a Julita też odczuwa upływ lat. Marzy jej się remont łazienki. Tak, by przystosować ją dla osoby niepełnosprawnej - na przykład dostawić poręcze, zrobić płaskie wejście, bo każde podniesienie nogi przez byłego piłkarza generuje ryzyko, że się wywróci.
Na zewnątrz przed domem są wysypane kamienie. Po nich trudno przeciągnąć mężczyznę na wózku nawet kilka metrów do samochodu. Rodziny nigdy nie było stać, by położyć kostkę brukową. Leczenie Stańka pochłania niemal cały domowy budżet.
- Może Święty Mikołaj coś przyniesie pod choinkę... Ja dla siebie niczego nie potrzebuję. Ale dla Rysia, na ile się da, żeby miał jeszcze trochę radości z życia... - mówi Julita Staniek.
Co cieszy kobietę, to nadchodzące święta. - Na pewno będzie wesoło, pozytywnie. Przyjadą dzieci z wnukami. Mąż uwielbia choinkę. Ubraliśmy ją na początku grudnia, żeby stała i świeciła. Pokolorowała nasz dom. Rysio uwielbia czerwony kolor lampek. Zawsze lubił święta. Teraz na pewno zrobi się bardziej pogodny. Będzie chętniej zaglądał na dół - kończy Julita Staniek.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty
Szpilce jakoś pomógł.