W październiku 2023 roku Legia Warszawa rozegrała spotkanie wyjazdowe z AZ Alkmaar w Lidze Konferencji. Pamiętny mecz zakończył się porażką "Wojskowych" 0:1, jednak wydarzenia boiskowe szybko zeszły na dalszy plan.
Po porażce Josue i Radovan Pankov nie mogli wrócić z resztą drużyny do hotelu. Obaj zawodnicy Legii zostali aresztowani przez lokalną policję. Zagraniczne media rozpisywały się o awanturze w Alkmaar.
Uczestnikiem wspomnianych wydarzeń był również Dariusz Mioduski. Prezes stołecznego klubu, który był gościem Łukasza Kijka na kanale youtube'owym "Biznes Klasa", przedstawił swoją wersję zdarzeń.
- Emocje się wylały. Cała sytuacja była wynikiem iluś rzeczy, które się działy w ciągu dnia, ewidentnego podejścia dyskryminacyjnego w stosunku do Polaków tam. Rozumiem, że nasi kibice mogą mieć pewną reputację, czasem można się ich obawiać itd., natomiast to, co tam się działo, co robiła policja, było naprawdę nieprzyjemne - nie ukrywał 60-latek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewporcie: Co to był za gol! "Stadiony świata"
W sieci krążyły nagrania, na których można było zauważyć, że prezes Mioduski był odpychany przez holenderskich funkcjonariuszy. Co więcej, działacz miał zostać także kilka razy brutalnie uderzony.
- Na końcu zapalnikiem był jakiś gościu z ochrony. Po przegranym meczu, gdzie byliśmy wkurzeni, prawie o północy, mieliśmy samolot o 8 rano po to, żeby lecieć do Warszawy, bo mieliśmy grać bardzo ważny mecz z Rakowem, ci piłkarze po prostu chcą przejść do autokaru i on zaczyna wydziwiać, zamykać drzwi, wrzeszczeć, krzyczeć i z tego zrobił się zapalnik. Byłem w szatni i jak widziałem, co się dzieje, to chciałem wyjść i uspokoić tę sytuację, mówiąc jako prezes klubu: "pozwólcie nam przejść do autokaru, opuszczamy stadion, wszystko jest OK, nie musi być żadnego problemu". A on woła policję szturmową i zaczyna się jatka - relacjonował.
Mioduski nie może zrozumieć, dlaczego członkowie drużyny Legii i polscy kibice zostali agresywnie potraktowani przez policjantów. Jego zdaniem skandal, który rozegrał się w Alkmaar, odcisnął piętno na zespole.
- Emocje były z naszej strony, ale one były wynikiem ludzkiej sytuacji, w której każdemu puściłby nerwy. Żałuję, że to się stało. Uważam, że gdyby nie ta sytuacja, wygralibyśmy mecz z Rakowem i inaczej potoczyłby się cały sezon. Często w piłce tak jest, że przegrywasz mecz, którego nie powinieneś przegrać i wtedy zaczyna się pewna spirala. Czy żałuję swojej reakcji? Nie. Uważam, że po prostu byłem tam z drużyną, stałem w ich obronie i byłem częścią tego, co się działo. Nie chciałem pozwolić, by krzywda się stała naszym zawodnikom - zapewnił Dariusz Mioduski.