Był Smuda, ale cudów nie było

Franciszek Smuda przejął KGHM Zagłębie Lubin w strefie spadkowej. Zostawił także pod kreską. W takim razie jest to cudotwórca, czy też jest to nadużycie? Czy wydobył z Miedziowych tyle, ile się dało, czy w końcu, jak mówi Smuda, przeszkodzili sędziowie?

Bartosz Zimkowski
Bartosz Zimkowski

Selekcjoner reprezentacji Polski zwykle nie narzekał na pracę sędziów - tak sam o sobie mówił w tym sezonie. Ale z czasem zaczęło go to irytować, denerwować i frustrować. Kolejne pomyłki arbitrów sprawiały, że Zagłębie traciło punkty. Z czasem było ich tak dużo, że na każdej kolejnej konferencji prasowej Smuda opowiadał o sędziach. - Gdyby nie ich pomyłki, bylibyśmy w tej chwili na szóstym miejscu - irytuje się 61-letni trener.

Jednak czy tylko sędziowie przeszkadzali Miedziowym w wydostaniu się ze strefy spadkowej? Trzeba oddać Smudzie to, że lubinianie z meczu na mecz grali coraz lepiej. Zanim trenerem został "Franz", przegrali pięć kolejnych spotkań. Debiut nowego szkoleniowca był wyśmienity - zwycięstwo w Warszawie z Polonią. Cuda? Możliwe, ale kolejne pojedynki nie były już tak obiecujące.

Zagłębie wygrało pod wodzą Smudy tylko trzy spośród trzynastu meczów. Pokonanie będących w kryzysie zespołów: Polonii Warszawa, Polonii Bytom i Odry Wodzisław to nie sztuka. W meczach z czołowymi drużynami - Legią Warszawa, Lechem Poznań i Wisłą Kraków - Zagłębie nie miało większych szans. Stąd pytanie, czy Smuda nie jest chwalony trochę na wyrost? - Stylu, w jakim ten zespół gra, nie da się porównać do tego, co zastaliśmy gdy tutaj przyszliśmy. Można powiedzieć, że w niespełna trzy miesiące zrobiliśmy dobrą robotę i pobudziliśmy wielu zawodników, którzy według niektórych nie mieli
być piłkarzami na miarę ekstraklasy. Okazuje się, że mamy więcej niż jedenastu graczy prezentujących dobry poziom. Ten zespół zrobił postęp
- przekonuje Smuda.

Nie da się ukryć, że w KGHM selekcjoner ma sporo zwolenników. Kombinat chętniej daje pieniądze na klub, kiedy w pobliżu jest Smuda. - Widzę różnicę pomiędzy tym, jaka kiedyś była opieka jeżeli chodzi o klub ze strony KGHM, a jaka jest teraz. Można powiedzieć, że jest to dzień do nocy. W tej chwili cały kombinat interesuje się tym zespołem. Nie jest to żart, to jest prawdziwe - przez okres roku, jaki spędziłem tutaj cztery lata temu zaproszono mnie na jeden obiad. Teraz jestem tu trzy miesiące i zjadłem ich siedem. Jest to niesamowita różnica - relacjonuje Smuda, którego zastąpił Marek Bajor, jego dotychczasowy asystent.

Teraz w kuluarach mówi się, że "Franz" będzie kierował zespołem z tylnego siedzenia. Na takie słowa buntuje się nowy szkoleniowiec Miedziowych. - Na konferencji prasowej zaznaczył jasno, że leży mu na sercu dobro tego klubu i do końca będzie mu pomagał - mówił w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl Marek Bajor, dając tym samym do zrozumienia, że to on będzie odpowiadać za wyniki.

Co zatem ze Smudą? W Lubinie utarło się wśród kibiców powiedzenie "Franek Smuda czyni cuda". Jednak takowych w ostatnich miesiącach nie było. Może dlatego, że zabrakło czasu? Trudno jednoznacznie ocenić trzymiesięczną pracę Smudy w Zagłębiu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×