Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Jakie są pana przemyślenia po meczu z Maltą?
Grzegorz Mielcarski: Dalej nic nie wiemy. Trener ma ciągłe wątpliwości, jeśli chodzi o ustawienie w środku pola i na innych pozycjach. Z Maltą nadziewaliśmy się na kontry. Dopiero po wejściu Bartosza Slisza było więcej porządku. Przemek Frankowski wraca ze zgrupowania z myślami, że powinno być lepiej. Kamil Piątkowski podobnie. Mieszane uczucia mają Jakub Moder i Krzysztof Piątek. Mateusz Bogusz nie wie nawet, czy przyjedzie na kolejne zgrupowanie. Ja mu współczuję. Są wobec Bogusza duże oczekiwania, a zaraz po meczu, w emocjach, trener mówi o nim, że tak się w kadrze nie gra. To nie zbuduje zespołu i relacji selekcjonera z piłkarzami.
Wszyscy spodziewaliśmy się, że w końcu zobaczymy autorski plan selekcjonera i to w meczach z outsiderami.
Wątpliwości jest ciągle dużo. Probierz zmienia i zmienia. Odchodzi od Pedy, Kozłowskiego, Kozubala, Oyedele. Jego decyzje wyglądają jak jednodniowe wybory. Bez nadziei, że ci zawodnicy mogą dalej występować w reprezentacji. Dziś gra ten, a jutro tamten. Nie ma stabilizacji formy u piłkarzy. Raz Piątkowski jest pewniakiem po pięknym golu ze Szkocją, a na tym zgrupowaniu rozgrywa dwa przeciętne mecze. Krytykowany wcześniej Jan Bednarek wypada natomiast dobrze.
Nie rozumiem, dlaczego Kacper Urbański, który bardzo dobrze wyglądał nawet w przegranym meczu z Chorwacją (0:1) w Lidze Narodów, teraz nie wszedł na boisko choćby na minutę.
ZOBACZ WIDEO: Fani w zachwycie. Najpiękniejsza piłkarka na świecie w nowej roli
Michał Probierz tłumaczy to brakiem gry Urbańskiego w klubie.
Ale Jakub Kiwior i Kuba Kamiński też nie występują w swoich drużynach. Totalny brak konsekwencji w wypowiedziach. Jeden jest sprawiedliwie traktowany i gra nawet, jak robi to słabo, bo trzeba go budować. Mówię o Kiwiorze. I jak Urbański i Bogusz mają pójść za trenerem w ogień?
Skaczemy z kwiatka na kwiatek, w zależności od dyspozycji danego piłkarza. Czy Piątkowski rozumiał się z Frankowskim i Cashem? Nie. Czy Szymański potrafił znaleźć wspólny język z innymi pomocnikami i atakiem? Nie. Każdy na pewno bardzo chciał dobrze wypaść, ale nasi zawodnicy grali tak, jak sobie wymyślili. Mamy jedenaście rzutów rożnych w spotkaniu z Litwą wykonanych tak samo i żaden nie przynosi skutku. A my nic nie zmieniamy.
Z Maltą nasza kadra wyglądała jednak lepiej niż trzy dni wcześniej z Litwą.
Krytyka po Malcie jest efektem piątkowego meczu. Zobaczyliśmy najpierw taką bezradność, z Litwinami, że kibicom opadły ręce. Nawet jeśli wygralibyśmy z Maltą 4:0, to trudno byłoby ich zadowolić. W drugim meczu rywale mają jedną kontrę, drugą, Łukasz Skorupski musi się wysilać. Nie dziwię się, że frustracja fanów narasta. Chciałbym bronić drużynę, ale widać na boisku bezsilność. Pewnie krytyka jest za mocna, ale z czegoś się bierze. Ludzie przestali wierzyć, że kadra idzie w dobrym kierunku, jak zwykł mawiać selekcjoner.
Słyszał pan słowa Roberta Lewandowskiego po spotkaniu z Maltą?
Między wierszami powiedział bardzo dużo. Uderzył w trenera. Przedstawił nam, co się dzieje w środku i nad czym w końcu wypada popracować: czyli głównie nad taktyką i schematami. Na pewno Robert dodatkowo podsycił dyskusję wokół reprezentacji, ale kiedy ma być widoczny postęp, jak nie w spotkaniach z takimi zespołami?
"Nie będę pudrował". Słowa "Lewego" po meczu mogą wstrząsnąć kadrą
Dla trenera smutny jest fakt, że nie usłyszał głosu wsparcia od drużyny, od zawodników. Bartek Bereszyński mówi o braku "mentalu", o paraliżu na Stadionie Narodowym (więcej TUTAJ). To poniekąd też uderzenie w selekcjonera - że zespół jest źle zmotywowany. To jasny przekaz: szkoleniowiec nie potrafi zbudować odpowiedniego nastawienia. Nawet nie widziałem radości u Michała Probierza ze zwycięstwa. Raczej ulgę. Czuł napięcie przed mikrofonem.
Mieliście mały zgrzyt w studiu TVP Sport.
Rozumiem, że Michał dźwiga dużą presję. W takim programie po meczu nie ma przestrzeni, by dyskutować szerzej, wyciągać głębsze wnioski. Czas antenowy jest okrojony, mogliśmy zadać tylko kilka pytań. Nie chodzi jednak o to, by się kłócić. Na samym początku pogratulowaliśmy trenerowi wygranej. Selekcjoner był napięty, a ja się mogłem tylko uśmiechnąć. Rozumiem, że trenerowi trudniej o spokój w emocjach.
"Nie będę się przekrzykiwał". Probierz podgrzał atmosferę w studiu TVP
Probierz przypomniał, że miał pan swój czas w reprezentacji.
OK, to, że siedziałem na ławce, nie miało znaczenia. To nie ja podejmowałem wówczas decyzję. Szefem był Fernando Santos. Mogłem przypomnieć Michałowi, że Frankowski w Jagiellonii grał u niego w pomocy. Wtedy był skrzydłowym, a dziś jest już prawym obrońcą? Po co jednak się kopać. Mamy normalne relacje, może jak opadnie kurz, to usiądziemy i się z tego pośmiejemy. Widzę jednak, że opinia publiczna zostawia na Michale ślad. Mocno przeżywa, co się mówi o nim i reprezentacji. Nie będę go zwalniał, nie ja go zatrudniałem. Trzymam za Michała kciuki. Ale widzę, że został sam.
Jak to?
Nie ma wsparcia od zespołu, ale nie ma też wzmocnienia jego pozycji ze strony zarządu. Jest trochę pozostawiony na pożarcie. Odnoszę wrażenie, że Michał nie czuje wsparcia z góry. Myślę, że brakuje mu tego w takich momentach. Gra twardego, wiem, że jest odporny, ale nawet, jak sobie ze wszystkim radzisz, to potrzebujesz osoby przyjaznej tobie, która będzie wsparciem od początku do końca.
Zawodnicy mówią, że największy problem jest w ich głowach. Pan też to widział z bliska, choćby w spotkaniach z Mołdawią (2:3) czy Wyspami Owczymi (2:0) w eliminacjach Euro 2024.
Od meczu z Mołdawią się nie uwolnimy, zostanie z nami. Musimy z tym żyć i cierpieć, wspominając tę porażkę. Pamiętam, czułem wtedy z boku, jako były piłkarz, że zespół prowadząc w Kiszyniowie 2:0 do przerwy ma komfort, ale nie spokój. Podobnie było w spotkaniu z Maltą. Po pierwszym golu była ulga. "Uff, mamy prowadzenie", jednak drużyna nie potrafiła utrzymać piłki. Rywal przejmował ją po naszym trzecim czy czwartym podaniu.
Z czego to wynika?
Zawodnicy są tak poblokowani, jakby myśleli: "Stracę piłkę, to za chwilę nie będę grał, albo w ogóle mnie nie powołają". Myślę, że część piłkarzy w tej kadrze walczy o siebie, a nie o reprezentację. Walczą, by przetrwać w reprezentacji poprawnym zagraniem. Nie rozumiem, dlaczego Kuba Piotrowski potrafi świetnie wejść do drużyny, a później ma problem z przyjęciem piłki. Może być na mnie zły, ale jeśli sam zobaczy powtórki, to pewnie zrobi mu się głupio. Problem jest w psychice, widać paraliż u zawodników.
Niestety, nie ma mądrości, zwolnienia gry, przyspieszenia jej, kontroli nad spotkaniem. Przecież my nie życzymy tym piłkarzom źle. Gdy pracowałem w kadrze, też była krytyka reprezentacji. I to różna. Później czytałem, że ktoś się czepiał Fernando Santosa, że miał łupież na marynarce, lub że śmierdział. To teksty poniżej pasa, kompletny brak klasy.
Te zarzuty doszły do Santosa?
Rozmawiam z trenerem od czasu do czasu, ale staram się unikać powielania podobnych historii i nie mówię trenerowi o takich, za przeproszeniem, g***ach. To poniżej mojej godności. Taki jest dziś świat. Trzeba uderzać, szokować.
Wracając do tematu. Mamy solidnych zawodników i kilku na poziomie światowym. Co może zbudować tę grupę piłkarzy?
Jakość piłkarska i osobowości w szatni. Brak doświadczonych zawodników na pewno ma ogromny wpływ na drużynę. W ostatnim czasie odeszło kilku takich: Krychowiak, Glik, Szczęsny, Grosicki. Pamiętam, jak sam grałem w piłkę. Nie należałem do mięczaków, ale w Porto miałem w szatni reprezentantów Portugalii, graczy z innym spojrzeniem, charakterniaków. Wymagali przede wszystkim od siebie, nie szukali wymówek.
Nasi zawodnicy powinni budować swoje morale takimi meczami jak z Portugalią w pierwszej połowie, która była świetna. Lub też spotkaniami z Holandią i Francją na Euro. Za szybko to gubimy. Najlepszy mecz jako zespół zagraliśmy z Walią. W ofensywie nie było szału, ale na boisku panował porządek. Wtedy wszyscy grali odpowiedzialnie. A dziś? Wracamy do punktu wyjścia.
Nie przyjmuję wypowiedzi, że piłkarze wyciągają wnioski. Nie, nie wyciągają żadnych wniosków. Mam wrażenie, że bardziej myślą: "Ok, udało nam się". Nie wierzą, że są w stanie zagrać drugi dobry mecz.
Paradoks jest taki, że w filmikach na "Łączy nas piłka" widzimy grupę wyluzowanych i wesołych chłopaków.
Jestem totalnym przeciwnikiem tych vlogów. Nawet pracując w Canal+, gdy oglądałem sędziów i piłkarzy na podsłuchu, widziałem, że oni nie zachowują się naturalnie. Tak samo jest w kadrze. Zawodnicy stale muszą się kontrolować, żyją jak w Big Brotherze. Chcesz czasem coś powiedzieć na poważnie lub ostrzej, ale tego nie zrobisz, bo kamera pokaże i kolega się obrazi. Mnie to nie kręci. Piłkarze zamieniają się w influencerów. To przeszkadza, pokazujesz inną twarz, kogoś, kim nie jesteś. Bo musisz coś odpowiedzieć, gdy kamera jest włączona, żeby cię inni nie wzięli za dziwaka. W moim pokoleniu nie byłoby szans na coś takiego. Teraz na siłę próbuje się pokazać, że jesteśmy fajną grupą i mamy dobrą atmosferę. Pewne rzeczy widać gołym okiem.
Co pan powie o sposobie świętowania goli przez Karola Świderskiego?
Też na początku nabrałem się na reakcję Karola, nawet byłem zdziwiony. Świder taki numer robi? Niemożliwe. Znam go i będę go bronił. To świetny chłopak, bardzo dobry człowiek. Na pewno nie chciał nikogo sprowokować, ale wyszło trochę niezręcznie. Nie czepiałbym się jednak Karola i nie hejtował go. Myślę, że delikatnie zabrakło wyczucia, ale jego radość po golach nie miała kontekstu.
Jest w naszej kadrze punkt zaczepienia na przyszłość?
Kurczę, oprócz tego, że mamy sześć punktów, nie potrafię znaleźć większych pozytywów. Bać możemy się tylko samych siebie.
rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty