Nie ustają emocje po tym, co wydarzyło się wtorkowy wieczór na Stadio Giuseppe Meazza w Mediolanie. Po niesamowitym meczu, pełnym pięknych goli i zwrotów akcji, Inter po dogrywce pokonał FC Barcelonę 4:3 i awansował do wielkiego finału Ligi Mistrzów.
Włoskie media triumfują, przekazy katalońskich są pełne goryczy. Ci drudzy na celownik wzięli prowadzącego spotkanie Szymona Marciniaka, który ich zdaniem podjął kilka kontrowersyjnych decyzji, krzywdzących ekipę Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego.
Media krytykują przede wszystkim brak rzutu karnego za zagranie ręką Francesco Acerbiego w pierwszej połowie meczu i podyktowanie "11" dla Interu po starciu Pau Cubarsiego z Lautaro Martinezem. Podawane w wątpliwość są także inne decyzje Polaka.
ZOBACZ WIDEO: Tego się nie spodziewałeś. Tak wygląda luksusowy autokar Manchesteru City
Po spotkaniu Marciniaka skrytykowali także piłkarze Blaugrany jak Inigo Martinez czy Pedri, a także trener Hansi Flick.
- Uważamy, że wynik jest niesprawiedliwy z powodu niektórych decyzji sędziowskich, muszę to powiedzieć. Nie chcę za dużo mówić o sędzim, ale każda decyzja, która była 50-50, ostatecznie była na ich korzyść, to mnie smuci - przekazał szkoleniowiec Barcelony.
W obronę polskiego arbitra bierze jednak Michał Listkiewicz. Były znakomity sędzia i prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej (1999-2008), którego syn Tomasz jest sędzią liniowym w ekipie Szymona Marciniaka uważa, że po wtorkowych wydarzeniach pozycja naszego arbitra w UEFA tylko się umocniła.
- Nie jestem zaskoczony krytyką katalońskich mediów, bo wynik mówi wszystko. Gdyby FC Barcelona awansowała, tej krytyki pewnie by nie było. Jest to rzecz normalna. Trudno czuć się oburzonym, że w Hiszpanii ostro krytykują Szymona, choć trudno mi się z nimi zgodzić, a trochę się na sędziowaniu znam. Jest rozgoryczenie, ale dopóki nie są przekraczane normy, to nie ma się co złościć - tłumaczy w rozmowie z WP SportoweFakty.
Listkiewicz przekonuje, że nasz rodak nie popełnił żadnego poważnego błędu.
- Były może dwie, trzy kontrowersyjne sytuacje, ale słowo kontrowersja zamyka dyskusje. Bo to oznacza, że po prostu są różne opinie na temat danej sytuacji. Ja nie doszukałem się rażących błędów ze strony Szymona, miał do dyspozycji VAR i umiejętnie z jego pomocy korzystał. A miał tam dwóch bardzo doświadczonych arbitrów z Holandii, którzy mieli przed sobą po kilkanaście różnych obrazów z kamer i nie chce mi się wierzyć, że by nie zareagowali, gdyby nasz sędzia podjął błędną decyzję.
- Moim zdaniem spisał się bardzo dobrze, jego notowania w UEFA tylko wzrosły, jeśli to w ogóle możliwe, bo ma i tak bardzo mocną pozycję. Tylko kilku arbitrów na świecie udźwignęłoby sędziowanie takiego spotkania, mam na myśli trzymanie dyscypliny, niedopuszczanie do konfrontacji pomiędzy piłkarzami i uspokajanie emocji - zapewnia.
Sędzia liniowy finału MŚ z 1990 roku nie jest też specjalnie poruszony słowami Hansiego Flicka. - To jest naturalne. Mecz był niesamowity, emocje ogromne, a Barcelona była o krok od finału. Przecież łut szczęścia sprawił, że tuż przed golem wyrównującym Interu piłka po strzale Lamine'a Yamala nie trafiła do siatki, a w słupek. Zadecydowały niuanse i po takim spotkaniu trenerzy mogą powiedzieć coś w nerwach. Emocje czasami biorą górę.
Jak ocenia wspomnianą sytuację z 25. minuty, gdy po zagraniu piłki przez Daniego Olmo piłka trafiła w rękę Acerbiego? - Piłka odbiła się najpierw od innej części ciała i trafiła w naturalnie ułożoną rękę, a przepis mówi jasno, że w takiej sytuacji nie dyktuje się karnego. W innym przypadku VAR wkroczyłby do gry - nie ma wątpliwości nasz ekspert.
Listkiewicz jest także zachwycony zachowaniem Marciniaka po odwołaniu przez niego "11" na Laminie Yamalu pod koniec spotkania. Początkowo Polak wskazał na "wapno", ale po interwencji VAR-u zmienił decyzję. Okazało się, że do przewinienia na skrzydłowym Barcelony doszło tuż przed "16".
Po chwili Marciniak pokazał wszystkim piłkarzom na palcach, ile zabrakło do podyktowania rzutu karnego.
Listkiewicz: - Z jego perspektywy wyglądało to na faul w polu karnym, ale w powtórce było widać, że pierwszy kontakt miał miejsce tuż przed nim. Zresztą Szymon świetnie to sprzedał, pokazując na palcach, jak mało brakowało. To było coś fantastycznego, to może zapoczątkować nową erę w sędziowaniu, kiedy arbitrzy będą tłumaczyć swoje decyzje przez mikrofon. Tak jak to świetnie sprawdza się choćby w rugby.
Co dalej? Czy są szanse na obecność Marciniaka i jego zespołu w finale Ligi Mistrzów, który 31 maja odbędzie się w Monachium?
- Finał? Nie sądzę, bo bardzo rzadko zdarza się, by jeden arbiter prowadził zarówno półfinał, jak i finał. W ten sposób UEFA trochę by się przyznała, że nie ma wielu dobrych sędziów - puszcza oko były prezes PZPN.
Jest także oburzony tym, jak pracę Marciniaka we wtorkowym spotkaniu ocenił były napastnik reprezentacji Polski, prywatnie kibic FC Barcelony Wojciech Kowalczyk. Ekspert Kanału Zero bardzo mocno krytykował sędziego na portalu "X", używając przy tym przekleństw i przekonywał, że arbitrzy tego meczu są "skorumpowani".
- Najlepszą oceną jest wypowiedź Wojtka Szczęsnego, który pokazał wielką klasę w pomeczowym wywiadzie i przyznał po prostu, że nie będzie szukał wymówek w pracy sędziego. Na drugim biegunie znalazł się Wojciech Kowalczyk. Jeśli były piłkarz wysokiej klasy, obecnie ekspert i komentator, pozwala sobie na takie komentarze, to automatycznie wyklucza możliwość jakiejkolwiek dyskusji.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)