Rozmowa z Antonim Kozubalem została przeprowadzona z udziałem kilku przedstawicieli mediów sportowych podczas otwartego dnia medialnego. Pytania należą do różnych dziennikarzy obecnych podczas rozmowy.
***
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ to był gol! Można oglądać i oglądać
Myślałeś, że to będzie przejściowy sezon, w którym będziesz rezerwowym?
Antoni Kozubal, mistrz Polski i pomocnik Lecha Poznań: Nie, na pewno nie spodziewałem się aż tylu minut w pierwszej jedenastce, ale wiedziałem, że będę grał. Dobrze wyglądałem w okresie przygotowawczym i pokazałem się z dobrej strony.
W ostatniej części sezonu to na tobie spoczywał ciężar odpowiedzialności za grę pomocy. Czułeś większą presję? Jak to wyglądało z Twojej perspektywy?
Od początku grałem w wyjściowej jedenastce, więc to była ta sama presja, co wcześniej. Dostałem tylko inne zadania na boisku, gdy doszedł do mnie Dino Hotić w środku pola. Więcej gry musiałem brać na siebie, ale czułem, że gram tak samo, jak na początku sezonu.
Masz jakiś patent na to, by radzić sobie z tą presją gry w takim klubie jak Lech Poznań?
Mam wszystko odinstalowane, jedyne media społecznościowe to Instagram. Nie czytam komentarzy, skupiam się na oczekiwaniach, które sam przed sobą stawiam.
Jaki wpływ na Ciebie miał ten sezon w Katowicach? Awansowaliście w momencie, gdy nie dawano wam zbyt dużych szans na awans.
Na pewno to mi pokazało, że wszystko jest możliwe. Tutaj w pewnym momencie traciliśmy do Rakowa pięć punktów, a wtedy mieliśmy prawdopodobnie 15 lub więcej. Dorosłem do tego, że trzeba wierzyć do końca.
Miało to dla was znaczenie, że graliście te końcowe spotkania sezonu, znając już wyniki meczów Rakowa Częstochowa?
Nie była to dodatkowa motywacja, bo nawet jeśli znaliśmy wynik meczu, to nie dało się już dać od siebie więcej niż te 100 proc., które i tak były potrzebne do zwycięstwa. Ewentualnie poczuliśmy takiego kopa mentalnego przed meczem na Łazienkowskiej, gdy wiedzieliśmy już, że Raków przegrał z Jagiellonią.
Czy dla Ciebie treningi w Lechu pod wodzą Nielsa Frederiksena były dużym przeskokiem? Wcześniej grałeś na zapleczu ekstraklasy, gdzie ta intensywność jest mniejsza.
Nie, bo w GieKSie też mieliśmy wysoką intensywność, a to zależy w dużej mierze od tego, w jaki sposób drużyna gra w piłkę. Im szybciej rozgrywamy piłkę, tym dynamiczniej wygląda też praca w defensywie i w Katowicach dobrze to wyglądało. Ja jestem dobrze przygotowany wytrzymałościowo i wydolnościowo, także z tym nie będę miał nigdy większego problemu.
Co zrobiło na Tobie największe wrażenie w trenerze Frederiksenie?
To jak budował drużynę. Gdy posadził mnie na ławce w meczu z Zagłębiem, to od razu ze mną porozmawiał i wytłumaczył mi, dlaczego podjął taką decyzję. Myślę, że imponowało mi jego podejście do zawodników, dbałość o intensywność i kulturę pracy.
Jest taka słynna kartka, na której napisałeś, że twoim marzeniem jest gra w Lechu Poznań. To się szybko spełniło. Co dziś znalazłoby się na tej kartce?
Gra w Lidze Mistrzów z Lechem.
Wierzycie w to, że możecie o tą Ligę Mistrzów powalczyć?
Zdecydowanie. Patrzyłem na te potencjalne drużyny, ale zapomniałem już z kim możemy potencjalnie zagrać.
Poziom chociażby FC Kopenhagi czy Bodo/Glimt jest dla was już w tym momencie osiągalny?
Myślę, że tak. Miałem okazję być już na ławce, gdy Lech rywalizował z Bodo/Glimt w Lidze Konferencji i uważam, że to były bardzo wyrównane spotkania. Nie ma jakiejś dużej przepaści.
Skauci z całej Europy obserwują młodych zawodników w Lechu Poznań. Czy do ciebie docierają też jakieś przecieki o tym, kto jest zainteresowany tobą? Ostatnio mówiło się np. o Arsenalu.
Nie słyszałem o tym. Nie docierają do mnie takie rzeczy i może to nawet lepiej, bo chciałbym zostać w Poznaniu. Nie zobaczyłem żadnych ofert, więc też nie mam jak się do tego odnieść.
Czy czegoś żałujesz w tym zakończonym sezonie?
Wszystko mam tak naprawdę do poprawy. Wiele rzeczy mogłem zrobić inaczej, ale nie żałuję niczego. To są rzeczy, które miały się widocznie wydarzyć i jeśli nie wykorzystałem jakiejś okazji, a zostaliśmy mistrzami Polski, to jak w przyszłości je wykorzystam, to może będziemy w Lidze Mistrzów.
W którym miejscu na boisku czujesz się najlepiej?
Myślę, że taka wolna "ósemka". Czasem mogę być pod piłką, a partner w środku pola może podejść trochę wyżej. Ostatnie mecze pokazały mi, że stęskniłem się też trochę za tą "szóstką", którą byłem w GKS-ie. Lubię być też przy piłce, trochę dłużej ją utrzymać, rozegrać, poszukać jakiegoś zagrania pomiędzy liniami.
Czujesz po tym sezonie, że macie jako drużyna jeszcze pole do doskonalenia się i trzeba po prostu zrobić pewne rzeczy lepiej niż do tej pory?
Myślę, że na pewno. Musimy też przygotować się wszyscy do tego, żeby tych kontuzji nie było, bo to też doskwiera.
Mówisz o tym, by to wyeliminować, ale to chyba indywidualna kwestia. Nie wynikało to raczej ze zbiorowego przygotowania fizycznego.
Tak, ale na pewno jest jakiś sposób, może właśnie indywidualnie. U mnie nie było takich kontuzji.
Zdradź nam, o której godzinie zakończyliście świętowanie mistrzostwa Polski?
Jakoś o 5:30 byliśmy w domu. Poszliśmy jeszcze na rynek, by trochę z kibicami poświętować, pośpiewać. Porobiliśmy sobie z nimi zdjęcia, porozmawialiśmy i atmosfera była bardzo miła.
A czułeś już wcześniej taką rozpoznawalność, która mogłaby ci w jakimś stopniu przeszkadzać? Dużo osób podchodzi do ciebie na ulicy?
Nie, do takiej jeszcze nie doszedłem. Nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mi przeszkadzać, bo to wszystko jest dla kibiców. Mam nadzieję, że nigdy się nie zmienię i nie będzie mi to sprawiało problemu. Uśmiecham się, gdy ktoś mnie rozpoznaje. To jest miłe.
Jakub Kowalski, dziennikarz WP Sportowe Fakty