Grała na stadionie, gdzie zmierzymy się z Niemkami. "Wierny żołnierz" trener Niny Patalon

Getty Images / Mateusz Słodkowski / Na zdjęciu: Wiktoria Zieniewicz
Getty Images / Mateusz Słodkowski / Na zdjęciu: Wiktoria Zieniewicz

- Gdy miałam chwilę zwątpienia, szłam do trenerki Niny i pytałam, co zrobić. Zawsze dawała mi złotą radę - mówi w wywiadzie dla WP SportoweFakty Wiktoria Zieniewicz, obrończyni reprezentacji Polski.

To jedna z tych postaci, które trener Nina Patalon po prostu chce mieć w kadrze, niezależnie od tego, na jakiej pozycji zagra. Wykorzystała moment, w którym obronę reprezentacji Polski nękały kontuzje i wskoczyła do pierwszego składu. Miejsca łatwo nie odda, tak jak kilkanaście lat temu, kiedy zaczynała grę w piłkę z chłopakami, którzy krzyczeli: "Grajcie na nią! Jest dziewczyną! Na pewno jest słabsza!"

Wiktoria Zieniewicz pochodzi z Trzebini, przeszła przez wszystkie reprezentacje młodzieżowe docierając aż do tej seniorskiej. Jej kariera nabrała rozpędu po transferze do UKS-u SMS Łódź, gdzie spędziła 8 lat. W 2024 roku przeniosła się do francuskiego Dijon FCO, gdzie jednak nie mogła liczyć na regularną grę, więc zimą przeniosła się do FC Basel. Mapę Szwajcarii ma więc opanowaną przed Euro 2025.

Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie jest jasna, ale za chwilę ją sobie rozwiniemy. Czy wyjazd na Euro to największe przeżycie w twojej piłkarskiej karierze?

ZOBACZ #dziejesiewsporcie: Krychowiak wpadł w zachwyt podczas podróży

Wiktoria Zieniewicz, obrończyni reprezentacji Polski: Myślę, że tak. Na pewno to jest spełnienie marzeń, będąc tutaj w gronie 23 najlepszych piłkarek w kraju, to jest mega duże wyróżnienie dla mnie i myślę, że dla każdej z nas z osobna też. Ale nie jadę tam sama, tylko z drużyną, więc chodzi o to, żebyśmy jak najlepiej się zaprezentowały wszystkie i jako drużyna wypadły jak najlepiej.

Czy w związku z tym, że na co dzień występujesz w szwajcarskim FC Basel, masz jakiś handicap przed turniejem? Łatwiej będzie się zaadaptować?

Dużo osób o to pyta, ale szczerze - z jednej strony może to wpłynąć na to, że już wiem, jak wygląda Szwajcaria, jak ludzie funkcjonują i tak dalej, ale myślę, że pod względem meczów, stadionów, to nie wiem, czy to zrobi taką różnicę. Grałam na stadionie już w Sankt Gallen, więc wiem, jak wygląda.

Jak wygląda?

Bardzo fajny obiekt, stadion jest taki kameralny, ale jeżeli jest dodatkowo cały wyprzedany, to będzie super to wyglądało. Nie wiem szczerze, czy to może coś pomóc, że zagramy w „moim kraju”, to znaczy takim, w którym funkcjonuję na co dzień.

Widzę, że już oczami uciekasz do tego Sankt Gallen i pierwszego meczu z Niemkami. Czy dociera do ciebie, że to już za moment?

Oj, przez długi czas nie dochodziło jeszcze do nas. Miałyśmy jeszcze do rozegrania Ligę Narodów i skupiałyśmy na tych meczach z Irlandią Północną, Rumunią oraz Bośnią i Hercegowiną. Euro? Było z tyłu głowy, że wszystko robimy po to, żeby się przygotować do niego.

Ale już jest po Lidze Narodów i można myśleć tylko o Mistrzostwach Europy.

Tak, teraz jest takie: "Jezu, to naprawdę się dzieje, to my tam jedziemy, już zostało mało czasu tak naprawdę!". Także jest to ekscytujące z jednej strony, a z drugiej jest dużo emocji, bo to jest nasz pierwszy turniej takiej rangi. Nie wiemy tak naprawdę, jak to wszystko wygląda. Wszyscy w sztabie starają nas się przygotować pod te wydarzenia, na to, co się będzie tam działo, jak to będzie wszystko wyglądało, bo to jest dla każdej z nas pierwszy raz.

No dobrze, to żeby aż tak bardzo nie słodzić, przejdźmy do rywalek. Niemcy, Szwecja i Dania. Mało kto na nas stawia w tym gronie. Z drugiej strony przypominam sobie, co było przy okazji barażu z Austriaczkami. Tam też "miało się nie udać".

Prawda, choć z Niemkami już grałyśmy, więc mamy to doświadczenie, że wiemy, co to jest za drużyna - jakie mają mocne słabe strony oraz gdzie możemy szukać swoich szans. Na tym chcemy się skupić. Na treningach będziemy doprecyzowywać to wszystko, co już sobie wyćwiczyliśmy przez te kilka lat, przez ten długi proces...

Pada hasło "proces". Odhaczone.

Zgadza się, ale to też się w tym zawierało, że musimy patrzeć na to, że nie możemy się bać niczego i grać po prostu to, co potrafimy najlepiej. Jeśli każda z nas będzie przygotowana i wierzyła w to na 100 procent, to myślę, że wyniki będą korzystne.

Ze Szwedkami też w ostatnich latach się mierzyliśmy.

Są u nas dziewczyny z lig niemieckich czy hiszpańskich, więc mierzą się z nimi na co dzień i wiedzą też jak one grają - jakie są najmocniejsze ich strony, a jakie najsłabsze, w które będziemy uderzać. Sztab też robi dużą analizę tych zespołów, a nam pozostaje się skupić na tym, co wypracowałyśmy.

Ty też wypracowałaś sobie pewne punkty kulminacyjne w swojej karierze, które zaprowadziły cię w to miejsce. Gdzie zaczynałaś?

W rodzinnej Trzebini.

Oczywiście z chłopakami.

Tak. Zresztą w dzieciństwie uprawiałam wiele dyscyplin. Za czasów szkolnych jeździłam na wszelkie zawody sportowe, ale piłką zaraził mnie mój kuzyn, który trenował w Wiśle Kraków. Zapisałam się w końcu do klubu piłkarskiego, ale dla moich kolegów z drużyny to nie był problem, że jestem dziewczyną. Za to od przeciwników często słyszałam: "o, dziewczyna! Pewnie jest słabsza! To grajcie na nią!". A ja raczej nie odstawałam.

Później jednak już skończył się wiek, gdzie mogłaś grać z chłopakami.

Tak, po 2-3 latach poszłam do Bronowianki Kraków. To był fantastyczny czas. Będąc tam, poznałam dużo dziewczyn, z którymi teraz też się spotykałam na boiskach na przykład ekstraligowych albo nawet w kadrze, choć występowałyśmy w drużynie, która raczej nie aspirowała na jakąś mega mocną drużynę. Kiedy jednak jechałyśmy na Mistrzostwa Polski na trawie lub w futsalu, to nam bardzo dobrze szło, bo zdobyłyśmy nawet złoto.

W ten sposób wypatrzył cię UKS SMS Łódź?

Zgadza się. Gdy byłam powołana do kadry Małopolski, pojawiło się zainteresowanie z innych klubów. Miałam wybór między Medykiem Konin oraz SMS-em. To były dwie takie najlepsze szkoły w Polsce. Pytałam też różnych osób, nawet chyba mówiłam już, że Gabi Grzybowska była też taką osobą, która mnie przekonała do SMS-u.

I w SMS-ie to wszystko nabrało rozpędu.

Tak, dzięki SMS-owi ta moja kariera tak wygląda - zdobyłam Mistrzostwo i Puchar Polski. To w SMS-ie zadebiutowałam w kadrze, byłam na Mistrzostwach Europy U17, więc mogę powiedzieć, że już pierwsze takie Euro mam za sobą, ale w ogóle to co innego. Grałam we wszystkich reprezentacjach, więc SMS mi dał taki kredyt zaufania i otworzył furtkę do dużej kariery.

Zdobyłam tam dużo pewności siebie, choć początkowo nie było łatwo. Ale chyba żadna z nas nie miała tak, że weszła do drużyny i od razu grała. Uważam, że to wszystko było potrzebne, żebym właśnie była w tym miejscu, w którym teraz jestem.

Po drodze była też jeszcze liga francuska.

To był taki trochę kopniak. Pogorszyła się moja sytuacja, ale też mnie to nauczyło i dało taką - powiedzmy - lekcję życia, że nie wszystko zawsze jest po mojej myśli, ale też nie wszystko jest zależne ode mnie. Ode mnie zależy tylko, jak ja jestem przygotowana. Są jednak takie rzeczy, na które nie mam wpływu i muszę też się z tym pogodzić. Dlatego zdecydowałam, żeby iść do FC Basel, do Szwajcarii i tam spróbować swoich sił, też się odbudować przede wszystkim mentalnie. To też skutkowało tym, że nadal jestem w tej kadrze, bo równie dobrze mogłam z niej wypaść, skoro nie grałam na co dzień w klubie.

Wyczuwam u ciebie nutkę ambicji. Nie bałaś się przeskoku między Ekstraligą a ligą francuską?

Myślę, że takie podejście jest dobre. To nie jest arogancja, a pewność siebie. Dlatego ja mierzyłam i mierzę zawsze wysoko. Z tego też względu była ta Francja. Fakt, tam mi nie poszło, ale nie wykluczam, że może jeszcze raz kiedyś spróbuję w niej swoich sił. Teraz chodziło mi o to, żeby grać i żeby jak najlepiej się przygotować do tych mistrzostw.

Ja zazwyczaj mam tak, że chcę sięgać wyżej. W Polsce zdobyłam już to, co chciałam i oczywiście mogłam jeszcze sięgnąć po kolejne tytuły w Ekstralidze, ale chcę iść dalej i zdobyć na przykład mistrzostwo czy puchar Szwajcarii. Nie miałam poczucia, że Francja może być dla mnie zbyt trudna, bo jeśli okazuje się, że radzę sobie w reprezentacji Polski, to czemu mam się bać w lidze francuskiej?

Trener Nina Patalon mocno na ciebie stawia i widać, że chce mieć cię w składzie, obojętnie na jakiej pozycji - prawa obrona, lewa obrona, stoper, defensywna pomoc… jesteś oczkiem w głowie selekcjonerki?

Fakt, grałam już na każdej pozycji. Ale z trenerką Niną mam taką historię, że z nią przechodziłam wszystkie szczeble kadry młodzieżowej i także z nią wchodziłam do reprezentacji seniorskiej. Zna mnie bardzo dobrze, ja ją też znam bardzo dobrze. Wie, że może na mnie liczyć w każdej sytuacji. Ja też mam takie poczucie, że jeśli mnie potrzebuje i liczy na mnie, chcę dać z siebie jak najwięcej i odpłacić się za to zaufanie.

Gdy miałam chwilę zwątpienia, szłam do trenerki i pytałam, co zrobić. Zawsze dawała mi złotą radę. Zawsze nasze rozmowy były tylko między nami i mogłam na nią liczyć. Ta relacja zawodnik-trener bardzo pomaga mi się rozwijać jako piłkarce. Ja mam się pokazać jak najlepiej, nawet jeśli zostanę wystawiona na środku pomocy.

Co dla ciebie będzie zadowalającym wynikiem na Euro?

Chciałabym, żeby nasze rywalki powiedziały, że z Polską rozegrały najtrudniejsze mecze w grupie. Jesteśmy w super miejscu, przygotowujemy się na sto procent i mam nadzieję, że nasza długoletnia praca przyniesie właśnie taki efekt. Już mamy pierwszy sukces w postaci awansu na mistrzostwa Europy. Chcemy pokazać całemu narodowi polskiemu, że warto nas oglądać, że dziewczyny potrafią grać w piłkę i mogą spełniać swoje marzenia.

Zaobserwowałaś pewnie wzrost zainteresowania kadrą, choć jeszcze pewnie nie w takim stopniu, w jakim byśmy tego chcieli. Z drugiej strony pojawiają się już... oczekiwania. Czy jesteś gotowa na to, że jednak kibice, którzy w dużej liczbie zasiądą przed telewizorami, będą wymagać?

Cieszę się, że widać rozwój piłki nożnej kobiet w Polsce. Zainteresowanie mediów jest coraz większe i to cieszy. My chcemy o tym mówić, chcemy pokazywać, jak wygląda nasza drużyna. Nie tyle, jako piłkarki, co jako osoby. Jesteśmy fajnymi, otwartymi dziewczynami. Do tego zawsze dążyłyśmy, by kibiców było jak najwięcej. Pobiłyśmy rekord frekwencji w czerwcu w Gdańsku, gdzie było ponad 10 tysięcy widzów na trybunach. Tylko się cieszyć. Jeszcze nie przywykłyśmy do gry przed tak liczną widownią, ale zawsze temu towarzyszą ogromne emocje i ekscytacja.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści