Jarecki w 16. kolejce doznał urazu przyczepu mięsnia czworogłowego i z tego względu nie zagrał w ostatnim meczu jesieni z GKS-em Bełchatów. - W telewizji wyglądało to gorzej. Szczęście w nieszczęściu, że nie skończyło się dramatem. Kontuzji nabawiłem się podczas starcia z Olkiem Kwiekiem. Była to piłka "styczna", Olek nie odpuścił i z dużym impetem wpadł w moje kolano. Czułem, że nienaturalnie mi się ono wygięło - opowiada pomocnik żółto-czerwonych.
- Po odniesieniu kontuzji chodziłem cały czas w stabilizatorze. Wydawało mi się, że będę mógł od początku przygotowań rozpocząć treningi z drużyną, jednak po wizycie u lekarza dowiedziałem się, że nie mam jeszcze odbudowanego mięśnia czworogłowego i mógłby on nie wytrzymać tak dużych obciążeń, jakie sztab szkoleniowy przygotował na pierwszym zgrupowaniu. Nie chciałem ryzykować, bo tylko mógłbym swój stan pogorszyć - słusznie zauważa Jarecki.
Po nie najlepszym zakończeniu ubiegłego roku, pomocnik Jagi w Białymstoku dochodzi do pełnej sprawności. - Od trenera Probierza otrzymałem rozpiskę, którą mam wykonywać. Trenuję indywidualnie, a do drużyny dołączę 25 stycznia, po powrocie zespołu z Grodziska Wielkopolskiego. Ćwiczę niemal identycznie, jak na obozie, tylko że z mniejszym obciążeniem. W ciągu dnia mam dwa treningi - jeden w siłowni, a drugi w terenie. Ponadto muszę chodzić jeszcze na rehabilitację. Cały dzień mam zajęty i wygląda to jak obóz dochodzeniowy. Na pewno jednak będę gotowy, aby pojechać na zgrupowanie do Turcji - informuje lewy pomocnik Jagiellonii.