Zdarzył jej się klops na Euro. Nie wstydziła się nam o tym opowiedzieć

Getty Images / Marcio Machado/Eurasia Sport Images / Na zdjęciu: Kinga Szemik podczas meczu Polska - Dania
Getty Images / Marcio Machado/Eurasia Sport Images / Na zdjęciu: Kinga Szemik podczas meczu Polska - Dania

Zazwyczaj, gdy bramkarzom zdarza się niefortunna interwencja, po której piłka wpada do siatki, spuszczają głowę i nie mają ochoty z nikim rozmawiać. Ale ona taka nie jest. Kinga Szemik potrafiła wyjść do dziennikarzy i o wszystkim opowiedzieć.

Korespondencja z Lucerny - Krzysztof Sędzicki

Mecz Polska - Dania na Euro 2025 trzymał w napięciu do samego końca, ale zakończył się happy-endem w postaci wygranej Biało-Czerwonych 3:2. Jednak gdy w 59. minucie po strzale z dystansu Janni Thomsen piłka wyślizgnęła się z rąk Kindze Szemik, dzięki czemu Dunki zmniejszyły stratę i zrobiło się już tylko 2:1 dla Polski, z pewnością martwiliśmy się o dyspozycję bramkarki reprezentacji Polski.

Szczególnie, że do końca spotkania pozostawało pół godziny, a rywalki atakowały coraz śmielej. Wtedy jednak okazało się, że broniąca polskiej bramki zawodniczka West Ham United nie rozpamiętywała długo tamtej sytuacji, a świetnie interweniowała przy kilku kolejnych, dzięki czemu Biało-Czerwone dowiozły zwycięstwo do szczęśliwego końca.

"Było ślisko"

Jednak pierwsza chwila po pierwszym puszczonym golu z pewnością była trudna i trzeba było się zresetować w głowie. O to właśnie zapytaliśmy bramkarkę polskiej kadry.

ZOBACZ WIDEO: Wypoczywa na sportowo. Nowa gwiazda Manchesteru United nie próżnuje

- No zajęło mi trochę, nie ukrywam. Powiedziałabym coś wszystkiego po angielsku, ale mi nie wypada, więc po prostu powiem, że czasem się takie rzeczy zdarzają, biorę to na siebie. Czułam w ogóle, wychodząc na ten mecz, że piłka była mega śliska, więc dlatego też bardzo dużo piąstkowałam. Miałam tylko w głowie, że po prostu chciałam złapać, bo chciałam też dać trochę takiego spokoju drużynie. Stało się na odwrót. Czasem tak bywa - przyznała Szemik.

- Potem miałam trochę w głowie taką burzę myśli, bo zdawałam sobie sprawę, że może nas to kosztować sporo. Dunki dostały takie "momentum". Natomiast cieszę się, że też dostałam wsparcie mega od dziewczyn i dźwignęłyśmy to razem i po prostu wygrałyśmy dzisiaj ten mecz - dodała.

Jednak XXI wiek, postęp i technologia, sprawiają że nie jest tak łatwo opanować burzę myśli. Szczególnie, że na telebimach wyświetlane są powtórki danych akcji. Nie jest łatwo wtedy zapomnieć o błędzie i przejść do porządku dziennego.

- Powtórki? Muszę przyznać, że ja na przykład to lubię, ponieważ gdy popełniałam błąd czy pada bramka, to jest dla mnie też na żywo moment, żeby się zreflektować, co mogę zrobić lepiej. Jeśli ktoś gra w jakiś sposób i mam błąd w ustawieniu, to na tym telebimie to widać, bo jest kamera z różnego kąta. Ja to lubię, bo mi to pomaga w meczu - powiedziała bramkarka reprezentacji Polski.

- Myślę, że najgorsze i najcięższe jest to, że w ogóle od momentu tej bramki była chwila, że ja nie miałam piłki. Więc jak ta piłka przychodzi do ciebie dość szybko i nawet ją złapiesz, to już masz w głowie coś takiego, że: "dobra, idę dalej". Ale jak nie jesteś w ogóle pod grą i nagle leci ci dośrodkowanie, to jest jednak trochę trudne - skwitowała.

I za te wypowiedzi Kindze Szemik należą się ogromne słowa uznania. W piłce nożnej bramkarze zazwyczaj po swoich kosztownych nieudanych interwencjach nie potrafią wyjść i o tym opowiedzieć świeżo po meczu. Trener Nina Patalon mówi o Szemik, że ona sama dla siebie jest najlepszym psychologiem, wszak ta dziedzina bardzo ją interesuje.

- Myślę, że to zależy od momentu w życiu, bo może być różnie. Natomiast wchodzę z założenia, że twój mózg może być twoim najlepszym przyjacielem albo największym wrogiem. Myślę, że sobie z tym poradziłam. Wiadomo, każdy popełnia błędy, ale potem do końca meczu rażącego błędu z mojej strony nie było. Cieszę się więc z tego oraz z mentalnej pracy, jaką wykonuję, bo wiadomo, że ona jest mega istotna - skomentowała sama zainteresowana.

Inspiracja dla małych dziewczynek

Dla Kingi Szemik występ na mistrzostwach Europy to zdecydowanie wyjątkowa chwila. Szczególnie, że ona także była częścią zespołu, który 12 lat temu - także w Szwajcarii - sięgnął po złoto mistrzostw Europy U-17 wraz m.in. z Ewą Pajor, Eweliną Kamczyk czy Sylwią Matysik.

- Mam po prostu taką refleksję, że cieszę się, że jestem tu i teraz. Najpierw to wygrane Euro U-17, potem miałam dwie kontuzje barku - jedna po drugiej - i dwa lata nie grałam w piłkę. Nie wiedziałam, co się stanie. A jednak tutaj jestem. Wiem, że ktoś, kto zaczął nas obserwować dopiero teraz, nie zna w ogóle kontekstu i drogi, jaką przeszłyśmy do tego momentu, ale ona jest naprawdę długa i bardzo wiele musiałyśmy poświęcić, żeby tu być. Dlatego to zwycięstwo smakuje tak wspaniale - oznajmiła zawodniczka.

Mam nadzieję, że małe dziewczynki, które nas oglądały, dostały trochę nadziei. Nadziei na to, że jeśli chcą kopać piłkę, to jest dla nich przyszłość. Nawet wrażenie robi sama oprawa tego meczu, liczba kibiców, którzy tutaj przyjechali do Lucerny. Liczę, że jeśli choć w kilku umysłach młodych piłkarek pojawi się myśl, że: "to jest moje marzenie, by jednego dnia być na takim stadionie i grać dla Polski", to już jest dla nas sukces - podsumowała Kinga Szemik.

W niedzielę reprezentacja Polski wróciła do kraju. Ligi zagraniczne, w których występuje większość naszych kadrowiczek, rozpoczną sezon klubowy wraz z początkiem września lub nawet jeszcze tydzień później. Z kolei Orlen Ekstraliga wystartuje w drugi weekend sierpnia.

Komentarze (1)
avatar
Tomasz Nowak
14.07.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szkoda, że trafiliśmy do tak silnej grupy. 
Zgłoś nielegalne treści