Kibice reprezentacji Polski do wrześniowych meczów z Holandią oraz Finlandią mieli prawo podchodzić z całą paletą emocji. Z jednej strony była to jedna wielka niewiadoma, bowiem za sterami kadry po raz pierwszy stanął Jan Urban, z drugiej wydawać się mogło, że gorzej niż za Michała Probierza być nie może.
Cel Biało-Czerwonych był prosty - nie skompromitować się i wywalczyć 3 punkty w nadchodzących dwóch starciach, co utrzyma nas w walce o awans na przyszłoroczny mundial. Ten udało się zrealizować z nawiązką, bowiem poza oczekiwaną wygraną z Finlandią, podopieczni Jana Urbana zdołali również urwać punkt faworyzowanej Holandii. Co jednak najważniejsze, w obu spotkaniach oglądaliśmy zupełnie inną kadrę, niż tę, snującą się po murawie w ostatnich meczach Probierza.
- Czy można patrzeć z optymizmem na przyszłość reprezentacji? Na pewno. Skoro remisujemy w Holandii i teraz wygrywamy to zdecydowanie. Ta kadra wygląda też inaczej niż za czasów trenera Probierza - komentuje w rozmowie z WP SportoweFakty były reprezentant Polski, Jacek Bąk.
Kawał "bydlaka"
Podsumowując zgrupowania reprezentacji nieco odwykliśmy już od pochwał. W ostatnim czasie najlepiej w oczach kibiców wypadali raczej ci, których akurat na boisku nie było. Tym razem jednak trudno nie podchodzić do naszych kadrowiczów z wyrazami uznania.
- Dla mnie zagraliśmy przede wszystkim fajnie jako drużyna, jako całość - komentuje Bąk.
Gdy jednak chodzi o jedno nazwisko, wskazuje bez wahania: - Dla mnie jednak największym wygranym jest Jan Urban.
Faktycznie, selekcjoner pokazał się z bardzo dobrej strony, a większość jego decyzji, jeśli nie niemal wszystkie, w jakimś stopniu się obroniły. Jednym z największych powodów do pochwał trenera jest bez wątpienia odważne postawienie na Przemysława Wiśniewskiego, który wcześniej był konsekwentnie pomijany. Teraz pokazał jednak, że może stanowić trzon naszej kadry.
- Wiśniewski wygląda dobrze szybkościowo, może nieco słabszy jest w grze jeden na jeden, ale nie daje się przepchnąć, widać w nim potencjał. Trzeba go tylko obrobić, to jednak był dopiero jego drugi mecz w reprezentacji. Miał też w ofensywie fajne dwa uderzenia głową na wysokim poziomie, szkoda, że nie wpadło chociaż raz to byłby duży plus. Fajny zawodnik, kawał takiego "bydlaka". Porównałbym go do Gorgonia, jedynie inny kolor włosów. Niech gra i niech się rozwija, na pewno nam pomoże - ocenia Bąk.
- Musi tylko troszkę bardziej czytać grę, takie głupie faule są bez sensu, trzeba zawodnika wyprzedzić, albo być troszkę za nim, bo to jednak szkoda żółtej kartki - dodaje.
Bez wątpienia jednak, jeśli chodzi o personalia, to na ustach wszystkich jest zdobywca dwóch bramek, w tym ultra istotnej w meczu z Holandią, Matty Cash.
- Cash pokazał byłemu trenerowi jak bardzo się pomylił. Zdecydowanie jest jednym z największych wygranych. Pokazał się z dobrej strony, a przede wszystkim zdobył dwie bramki, co jednak w przypadku bocznego obrońcy jest naprawdę fajnym rezultatem. Bardzo mnie to cieszy, bo zawsze powtarzałem, że tej klasy zawodnik powinien być w kadrze zawsze, nawet jak nie zagra całego meczu, to i tak może jej dużo dać - komentuje Bąk.
Bardziej doświadczony trener
Wartą odnotowania kwestią jest fakt, że w dwóch pierwszych meczach Jana Urbana zaczęliśmy tą samą jedenastką. To spora zmiana w stosunku do czasów Michała Probierza, który lubił co mecz zamieszać w wyjściowym składzie.
- Nie powinno być co mecz zmian. Jak już w coś się idzie, to trzeba się trzymać tych zawodników, a my praktycznie co mecz mieliśmy nową obronę… Widać, że trener Urban jest bardziej doświadczonym trenerem i pokazał, że z tymi samymi zawodnikami w składzie można grać inaczej taktycznie, a też dobrze. To cieszy - mówi nam Bąk.
- Tak naprawdę bowiem wielkich zmian personalnych nie ma, tylko Wiśniewski jest tu nową twarzą - dodaje nasz rozmówca.
Były kapitan naszej kadry zwraca również uwagę na taktykę. Kibice po zmianie selekcjonera domagali się odejścia od gry trójką z tyłu. Jan Urban postawił tu natomiast na kompromis.
- Graliśmy tak naprawdę momentami trójką, a momentami czwórką z tyłu. Gramy jednak u siebie w domu, tu trzeba być elastycznym. Nie można się zamykać na jedno ustawienie i mówić, że jest wszystko dobrze, że idzie to w dobrym kierunku. Oczywiście mówię to wracając do Probierza, który początek może miał fajny, ale potem się pogubił.
Delikatnym cieniem na udanym występie kładzie się jednak końcówka meczu z Finlandią, gdzie niewiele brakowało, by w zasadzie z niczego nasi rywali doszli nas na jedną bramkę.
- Na pewno tutaj trzeba uważać. Mecz trwa jednak te 90 minut, czasem nieco więcej, dlatego trzeba uważać, by nie wkradło się rozluźnienie. Byłoby 3:2 i zaraz byłaby nerwówka. Zawodnicy muszą być bardziej skoncentrowani - zwraca uwagę Bąk.
Póki co jednak drużyna zbudowała sobie delikatny kredyt zaufania. Po ciemnych czasach dostaliśmy małe światełko w tunelu. Czy to jednak znak dłuższej zmiany na plus, będziemy mogli przekonać się w październiku, kiedy to reprezentacja rozegra dwa kolejne mecze - najpierw towarzyski z Nową Zelandią (9.10), a następnie w ramach eliminacji z Litwą (12.10).
ZOBACZ WIDEO: Jest pomysł niezwykłej walki. Lampe będzie się bić z... Gortatem?