Mistrzostwo wymyka się Legii z rąk jak śliski wazon [OPINIA]

Getty Images / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Piłkarze Legii Warszawa
Getty Images / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Piłkarze Legii Warszawa

Słabizna! - ocenił szczerze poziom spotkania Legii z Lechem Poznań komentator w Canal Plus. - Tego meczu nikt nie chciał przegrać - podsumował drugi komentator, Kamil Kosowski. Przez grzeczność nie dodał, że też nikt nie chciał tego meczu wygrać.

Władze PKO Ekstraklasy powinny zadbać o to, by klasyk polskiej ligi, czyli mecz Legii Warszawa z Lechem Poznań nie odbywał się bezpośrednio po hiszpańskim El Clasico. Przeskok z futbolu technicznego na futbol "walczaków" jest trudny do zniesienia. Emocji jak na lekarstwo, mało piłki w piłce. Spektaklem i promocją Ekstraklasy nazwać się tego nie da. Nie do końca też było wiadomo, czego po odwiecznej wojnie drużyn z Warszawy i Poznania się spodziewać.

Bo istnieje takie zjawisko, które komentatorzy wydarzeń ligowych ochrzcili mianem "logika Ekstraklasy", które sprowadza się do tego, że u nas logiki… nie ma. Czyli kiedy się już wydaje, że dana drużyna jest w trendzie wzrostowym i musi wygrać z rywalem, który ma dołek, dochodzi do niewytłumaczalnej niespodzianki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Piłkarz Jagiellonii pokazał swój muzyczny talent

Bo trudno wytłumaczyć, że np. Legia jest kompletnie bezradna w meczu ligowym z Zagłębiem Lubin (porażka 1:3), a później niespodziewanie wygrywa z Szachtarem Donieck w Lidze Konferencji. Z kolei Kolejorz potrafił ostatnio grać dobre mecze w lidze, ale poleciał na mecz pucharowy na Gibraltar - z drużyną o nikomu nic nie mówiącej nazwie Lincoln Red Imps - i się niespodziewanie skompromitował porażką 1:2. Poznaniacy przeszli w czwartek do historii tamtejszego futbolu, bo było to pierwsze w dziejach zwycięstwo drużyny z Gibraltaru w fazie ligowej europejskich pucharów. Nieźle, prawda?

Mieliśmy więc w niedzielny wieczór na Łazienkowskiej mecz dwóch dużych marek w Ekstraklasie, ale nikt nie powie, że najlepszych drużyn. Obie rozczarowują. Niestety, niedzielne "derby Polski" też takim rozczarowaniem były.

Jeśli na kogoś dało się patrzeć jak na piłkarza, to był to pomocnik gospodarzy Kacper Urbański. Jest on już na tyle długo w Legii, że czas najwyższy od niego wymagać. Mówimy przecież o wielkiej nadziei reprezentacji Polski, zawodniku, który na Łazienkowską przyszedł po to, żeby się odbudować i jak najszybciej wrócić do którejś z topowych lig zachodnich. O powrocie do kadry nie wspominając. Kiedy więc jest lepsza okazja przypomnieć się całej Polsce, jeśli nie w meczu z Lechem?

I trzeba przyznać, że Urbański był najjaśniejszym punktem w ofensywie Legii. Gola nie strzelił, ale widać, że na treningach uczciwie przepracował te blisko dwa miesiące w swoim nowym klubie. Groźnie uderzał na bramkę, kiwał, rozgrywał, dobrze utrzymywał się przy piłce. Teraz to od niego powinien zaczynać układanie składu trener Iordanescu. Na rolę jokera Kacper jest już za mocny. Zresztą, gdy w 77. minucie Urbański zszedł z boiska, w ogóle nie było już na co patrzeć. Reszta była do zapomnienia.

Po czwartkowym meczu z Szachtarem, po wszelkich portalach niosło się nagranie, na którym widać jak na zwycięskiego gola dla Legii (w doliczonym czasie gry) zareagował Edward Iordanescu. A w zasadzie jak nie zareagował. Gdy wszyscy zawodnicy i członkowie sztabu wyskoczyli w euforii do góry i biegali w kółko jak poparzeni, krzycząc z radości w niebogłosy, rumuński trener stał jak słup soli. Jakby był na rybach, które nie biorą, a on jak wędkarz jest już tym znudzony i właśnie zastanawia się czy nie wracać do domu. Ta zimna reakcja zaszokowała kibiców, a niektórzy spekulowali na tej podstawie, że Iordanescu chce się już wypisać z "projektu Legia".

Sam Rumun wyjaśniał, że taki już jest, że po prostu jest skupiony na meczu i nie należy z tego zachowania wyciągać daleko idących wniosków.

I rzeczywiście, w niedzielnym meczu z Lechem, po akcji, w której Rafał Augustyniak wygrał siłową walkę z potężnym Mikaelem Ishakiem i zablokował Szweda w polu karnym Legii - realizator transmisji pokazał na zbliżeniu Edwarda Iordanescu. Na obliczu Rumuna zagościł płomienny uśmiech. Czyli potrafi…

Ale czy potrafi sprawić, że po tym sezonie wrócą uśmiechy na oblicza kibiców Legii, którzy czekają na powrót mistrzostwa na Łazienkowską już piąty sezon? Mam duże wątpliwości.

Gasząc pożar w ubiegłym tygodniu - gdy nie wiadomo było, czy Iordanescu podał się do dymisji czy nie i czy będzie nadal pracował w Legii - dyrektor sportowy klubu z Łazienkowskiej Michał Żewłakow postawił na szali cały swój autorytet. Stwierdził, że jeśli Rumun nie podoła w Legii, to on - jako osoba, która wybrała tego trenera - też jest gotów ponieść wszelkie konsekwencje.

Przyznam szczerze, że nie rozumiem, dlaczego Żewłakow tak ochoczo kładzie swoją głowę pod topór. Iordanescu był wybierany w pośpiechu, gdy w czerwcu okazało się, że nie da się porozumieć z Gonzalo Feio. Legia za moment wyjeżdżała na obóz przygotowawczy i nie miała trenera. Rumun nie był pierwszym wyborem, starano się o innych szkoleniowców. Czemu więc nie przyznać się do pomyłki? W imię czego brnąć dalej w nieporozumienie.

Fakty są dla Iordanescu miażdżące. Najważniejszy cel, jaki przed nim postawiono, to odzyskanie mistrzostwa. I co?

Po meczu z Lechem Legia jest dopiero 10. w lidze! Wyprzedzają ją m.in. takie ekipy jak - przy całym szacunku - Korona Kielce i Zagłębie Lubin. W tabeli Legii bliżej do strefy spadkowej niż do europejskich pucharów. Przecież to jest kompromitacja.

Mistrzostwo już wymyka się Legii z rąk jak śliski wazon. Ba! Nawet szansa na awans do rozgrywek europejskich z ligi staje się coraz mniejsza. Trudno oczekiwać, że nagle Legia zacznie wszystko wygrywać, a jednocześnie rywale w komplecie będą tracić punkty. To mrzonka.

Iordanescu mecz o życie ma w najbliższy czwartek z Pogonią w Pucharze Polski. To może być jedyna droga Legii do Europy. Jeśli w czwartek drużyna z Łazienkowskiej odpadnie z Pucharu Polski, trenerowi Iordanescu można już kupić kwiaty i bilet na samolot do Bukaresztu.
Nie jest wstydem się pomylić. Wstydem jest tkwić w błędzie i przekonywać wszystkich, że do żadnej pomyłki nie doszło.

Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty

Komentarze (44)
avatar
❶ ❾ ❶ ❻
27.10.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Przecież Legia w ostatnich 5 latach grała 4 razy w pucharach HAHAHAHAHA Ależ boli podlaską wywłokę, że Legia w ostatnich 5 latach wygrała więcej niż Jadźka z 1 MP na 104 lata BUAAAAAAAAAAAAAAAA Czytaj całość
avatar
Jagafan !
27.10.2025
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Mistrzostwo :))))) .......się wymknęło 5 lat temu :) Buuuuuuuuuuachachachachacha :)))) .....w tamtym sezonie dzięki pieniądzom pudla i Varciniakowi - zagrali w pucharach, poza tym wałkiem - NIE Czytaj całość
avatar
❶ ❾ ❶ ❻
27.10.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
xD 
avatar
Ires
27.10.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Taka prawdziwa polskość,jest raczej w linii Kraków - Kielce - Lublin ;D taka najdłuższa stażem 
avatar
Ires
27.10.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Lech ich troszeczkę przyszpilił ;D 
Zgłoś nielegalne treści