W niedzielnym hicie PKO Ekstraklasa Jagiellonia Białystok przegrała na własnym boisku 1:2 z Rakowem Częstochowa. W 58. minucie sędzia główny Paweł Raczkowski przerwał spotkanie. Było to spowodowane obraźliwym transparentem, który kibice gospodarzy wywiesili pod adresem innego arbitra - Bartosza Frankowskiego.
"Frankowski mecz obstawiłeś, je... menelu Jagiellonię przekręciłeś" - napisano. Hasło nawiązywało do błędnej decyzji podjętej przez tego sędziego w meczu poprzedniej serii gier przeciwko Górnikowi Zabrze. Ostatecznie transparent zniknął po dziesięciu minutach. Dopiero wtedy gra była kontynuowana. Raczkowski jakiś czas później wydał oświadczenie, w którym wyjaśnił powody swojej decyzji. Znajdziesz je TUTAJ.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za strzał! Tak trenuje FC Barcelona
Dlaczego w innych podobnych przypadkach nie przerywa się meczów?
O komentarz w sprawie tej sytuacji poprosiliśmy Michała Listkiewicza - byłego sędziego międzynarodowego, członka Komisji Sędziowskiej UEFA i prezesa PZPN w latach 1999-2008. W trakcie naszej rozmowy stanowczo podkreślił, że na stadionach nie powinno być miejsca na podobne przejawy agresji.
- Uważam, że takie reakcje, jak w meczu Jagiellonii z Rakowem, powinny występować od dawna i nie tylko wtedy, gdy obrażani są sędziowie, ale w przypadku wszelkich tego typu zachowań. Stadion jest miejscem publicznym, a to nosi znamiona czynu karalnego, są na to konkretne paragrafy - mówił.
- Rozumiem komentarze, że przerwano mecz, bo pojawiły się obelgi pod adresem jednego z sędziów, a nie reagowano podobnie w sytuacjach, gdy na trybunach wisiały inne obraźliwe hasła. Ale trzeba tu przede wszystkim podkreślić, że jest to zawsze decyzja obecnego na meczu delegata, w zależności od rozgrywek reprezentującego np. PZPN czy UEFA, który każdą sytuację rozpatruje indywidualnie - wyjaśnił.
Jako przykład podał incydent z niedawnego meczu 1/16 finału Pucharu Polski między Hutnikiem Kraków a Wisłą Kraków. Kibice pierwszej z wymienionych drużyn wywiesili skandaliczny transparent o treści "Śmierć wiślackiej k...", a mimo to gra nie została wstrzymana.
- Tam pojawiły się nawet jeszcze gorsze hasła niż w meczu Jagiellonii z Rakowem, bo groźby śmierci. Mimo to delegat, po konsultacjach z policją, nie przerwał spotkania. Uznano, że może wywołać to niepokoje na trybunach, co narazi na niebezpieczeństwo przebywających tam kibiców - mówił.
- Podobne sytuacje obserwujemy też w europejskich pucharach. W przeszłości na stadionie Lecha podczas meczu z Żalgirisem Wilno pojawił się transparent z "litewskim chamem", a ostatnio izraelscy kibice podczas dwumeczu Maccabi Hajfa z Rakowem Częstochowa nazwali Polaków "mordercami". W takich sytuacjach delegat musi brać pod uwagę ewentualne konsekwencje przerwania meczu i na tej podstawie podjąć decyzję - wyjaśnił.
Ocenił też, że w tym konkretnym przypadku ryzyko było dużo mniejsze. Sytuację próbowali załagodzić bowiem również piłkarze Jagiellonii, w tym Taras Romanczuk i Jesus Imaz, którzy apelowali do kibiców o usunięcie z trybun transparentu wymierzonego we Frankowskiego.
- Chwała im za to. Zrobili wszystko, by ten transparent zniknął. Ci piłkarze cieszą się respektem wśród kibiców, więc ich interwencja mogła być pomocna - mówi nasz rozmówca.
"Przestańmy hejtować sędziów"
Listkiewicz stwierdził ponadto, że przerwanie meczu przez Raczkowskiego przyniosło efekt odwrotny do zamierzonego. W ten sposób sprawa została bowiem nagłośniona przez niemal wszystkie media w Polsce, a przekaz autorów transparentu trafił do ogromnej rzeszy odbiorców, co według niego od początku było ich celem.
- Gdyby do tego nie doszło, o wszystkim prawdopodobnie wiedzieliby tylko kibice obecni na stadionie. Mimo wszystko szanuję tę decyzję. Paweł Raczkowski z pewnością nawiązał też w ten sposób do tego, co ostatnio dzieje się wokół sędziów - nasilającego się hejtu, aktów nienawiści, pojawiających się gróźb. To niedopuszczalne - podsumował.
Przypomnijmy, że Bartosz Frankowski w 70. minucie meczu Górnika Zabrze z Jagiellonią Białystok nie dopatrzył się faulu Josemy na Dimitris Rallisie przed polem karnym. Gracz podlaskiej drużyny uwolnił się spod krycia rywala i wybiegał na czystą pozycję.
Feralna sytuacja miała miejsce przy wyniku 1:1. Po zakończeniu spotkania arbiter przyznał przed kamerami Canal+ Sport, że powinien odgwizdać przewinienie i wyrzucić Josemę z boiska. Kolegium Sędziów PZPN zawiesiło Frankowskiego i innych arbitrów pracujących przy tym spotkaniu. Górnik ostatecznie wygrał 2:1.
Zdaniem Listkiewicza zarzuty o to, że Frankowski wypaczył wynik spotkania, są przesadzone. -Sugerowanie, że sędzia okradł Jagiellonię, to czysty populizm. Nie podyktował rzutu wolnego z odległości, z której bardzo rzadko, zwłaszcza w polskiej lidze, padają gole. Nie pokazał też czerwonej kartki, ale to nie jest przecież tak, że grający w dziesiątkę Górnik nie mógłby wygrać. Niedawno Raków udowodnił przecież, że można przesądzić o zwycięstwie grając w osłabieniu (chodzi o mecz z Lechią Gdańsk - przyp. red.).
- Mam serdeczny apel - przestańmy hejtować. Oczywiście, Frankowski popełnił błąd. Sędziowie za tego typu pomyłki muszą być rozliczani. Ale niech działa to podobnie, jak w przypadku piłkarzy - jeżeli zawalisz coś w jednym meczu, to dostajesz karę i nie pojawisz się w kilku następnych - mówił.
"Podcinamy gałąź, na której siedzimy"
Nasz rozmówca ocenił także, że zjawisko hejtu wobec sędziów jest powszechne. Zmagają się z nim nie tylko arbitrzy pracujący przy meczach czołowych polskich lig, ale również ci prowadzący spotkania niższych klas rozgrywkowych.
- Sędziowie z wyższych lig dadzą sobie radę, bo mają już na tyle twardą skórę. Ale żal mi tych, którzy pracują niżej lub przy meczach drużyn dziecięcych. I tu nie mówię nawet o hejcie w internecie, ale o agresji, która spotyka ich bezpośrednio na boisku ze strony trenerów czy rodziców zawodników. A to przecież w wielu przypadkach młode chłopaki, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze sportem - mówił.
- Trudno się dziwić, że nie chcą narażać się na podobne "przyjemności" za te 100 czy 150 złotych, które otrzymują za mecz. A potem narzekamy, że w Polsce brakuje sędziów. Dopuszczając do takich sytuacji, podcinamy gałąź, na której siedzimy - ocenił.
Listkiewicz był aktywnym sędzią w latach 1973-1996. Pełnił rolę asystenta Meksykanina Edgardo Codesala w finale mistrzostw świata w 1990 między RFN a Argentyną. Przyznał, że on również spotykał się z agresją trybun.
- To były trochę inne czasy, kibice nie wywieszali banerów, raczej działo się to w formie różnych okrzyków. Nie raz słyszałem wulgarne przyśpiewki pod adresem PZPN - wspominał.
- Pamiętam sytuację, gdy podczas meczu ligi okręgowej cały czas wykrzykiwał do mnie coś jeden facet. Zatrzymałem grę, podbiegłem do trybun i powiedziałem do stojących w pobliżu kibiców: "Panowie, tak nie da się pracować, zróbcie z nim porządek". Gość był "pod wpływem", więc szybko położyli go spać gdzieś z boku i sprawa była załatwiona - relacjonował.
Adrian Hulbój, WP SportoweFakty