Marek Papszun może mówić, że to nie żaden fenomen, że dziennikarze wyolbrzymili sytuację. Jednak fakty są takie, że Raków Częstochowa wygrał wszystkie pięć meczów od momentu, gdy Papszun oficjalnie ogłosił, że chce go Legia Warszawa, a on chce do Legii. Ludzie mówili, że to odbije się negatywnie na drużynie, a tymczasem:
4:1, 4:1, 2:1, 1:0, 1:0.
Złapali kapitalną formę, choć umówmy się, że czwartkowe spotkanie ze Zrinjskim do porywających (delikatnie mówiąc) nie należało. Raków zrobił swoje, wygrał i jest już pewny gry w Lidze Konferencji na wiosnę. Co więcej, Raków w tym momencie jest na trzecim miejscu w tabeli.
No właśnie, Raków jest pewny, w przeciwieństwie do Papszuna. On pójdzie do Legii, która właśnie straciła szansę na awans do fazy pucharowej.
- Panie Ferdku, idę pić curacao, a pan nie - mówił Arnold Boczek do Ferdynanda Kiepskiego.
- Panie Marku, idę grać w Lidze Konferencji, a pan nie - mogą teraz powiedzieć w Częstochowie.
Legia nie gra już w Pucharze Polski, został jej ostatni mecz z Lincoln Red Imps w Lidze Konferencji (tam też może napisać się historia), a w Ekstraklasie jest w strefie spadkowej.
Ależ by było, gdyby Papszun za chwilę się rozmyślił i ostatecznie został w Częstochowie. Ze sportowego punktu widzenia jego przejście do Legii nie spina się w ogóle, natomiast rozumiemy, że nie chodzi tylko o piłkę nożną.
ZOBACZ WIDEO: Kadra, relacje z Lewandowskim i Urbanem. Jerzy Brzęczek gościem WP SportoweFakty
Coś o samej Legii? Można kopać leżącego, ale po co? Dziesiąty mecz z rzędu bez zwycięstwa, kolejna kompromitacja do kolekcji. Legia dołączyła do drużyn, które na kolejkę przed końcem nie mają już matematycznych szans na awans do kolejnej fazy rozgrywek.
Wiceprezes Marcin Herra mówił latem, że w Legii znają przepis na mistrzostwo Polski. Jeśli faktycznie tak jest, to lepiej niech nikomu nie mówią.
Dlatego w ogóle nie dziwią okrzyki kibiców Legii po ostatnim gwizdku sędziego w Armenii pod adresem Dariusza Mioduskiego.
Można szukać winy u innych, ale - jak powszechnie wiadomo - ryba psuje się od głowy. Mioduski swoim zarządzaniem sprawił, że za tydzień Legia zagra o pietruszkę z zespołem z Gibraltaru, podczas gdy rywal będzie wciąż miał szansę na awans...
Nie sposób też nie odnieść się do słów Adriana Siemieńca z konferencji prasowej, który stwierdził, że lepszy zespół przegrał.
Każdy ma prawo do oceny, natomiast w tym przypadku wyjątkowo krótka jest pamięć trenera Jagiellonii Białystok. Bo o ile można mówić o niedosycie w związku z dość kuriozalnym golem na 1:2 i generalnie przewadze Jagiellonii w drugiej połowie, o tyle jednak nie można zapomnieć o kilku fenomenalnych okazjach Rayo Vallecano na początku spotkania. Sergio Camello zdobył jedną bramkę, a spokojnie mógł cztery.
A że po golu na 2:1 Rayo cofnęło się na własną połowę i czekało? Element taktyki. Obrona korzystnego wyniku i umiejętne wybijanie rywala z rytmu. Nie ma w tym nic niestosownego.
Tak samo jak FSV Mainz broniło się przez ostatnie 20 minut meczu w Poznaniu, gdy Lech grał z przewagą jednego zawodnika.
To naprawdę paradoks, że jedyny zespół, który potrafił wygrać mecz w Lidze Konferencji, to ten, którego trener otwarcie powiedział, że chce odejść do innej drużyny. Niesamowite.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
Nie sądziłem, że w tym magicznym uniwersum SF znajdzie się desperat, który swoje upokorzenia i spłukiwanie własnych słów w kiblu będzie znosił gorzej niż Czytaj całość