Artur Wiśniewski: Walter i Cupiał uprawiają "kult mamony"

Piłka nożna dla kibiców. Hasło częściej powtarzane przez nich samych, aniżeli przez działaczy. Włodarze Legii zamierzają "przywalić" swoim sympatykom jeszcze wyższe ceny biletów i karnetów, z kolei szefostwo Wisły mistrzostwo Polski chce obronić niemal tą samą bidą i nędzą, jaką zespół dysponował w minionej rundzie. I choć najwięcej pomyj wylewa się dziś na ekipy z zaścianka (takie jak Odra Wodzisław, czy Polonia Bytom), to okazuje się, że nawet czołówka nie potrafi osiągnąć pewnych standardów, choćby przyzwoitości.

Podróż Wisłostradą - trasą ciągnącą się wzdłuż rzeki w Warszawie, dostarcza pewną radość stołecznym kierowcom, tym bardziej, że w tym liczącym grubo ponad 2 miliony mieszkańców molochu przemieszczanie się samochodem do przyjemności zwykle nie należy. Mimo możliwości mocniejszego przyciśnięcia pedału gazu, część osób prowadzących swoje wozy w pobliżu powstającego nowego obiektu Legii nieco zwalnia, bo konstrukcja - z każdym tygodniem coraz okazalsza i piękniejsza - zaczyna robić wrażenie. Pewnie jeszcze bardziej będzie zachwycać, gdy zostanie ukończona.

Na pierwszych paru meczach bezdyskusyjnie zjawi się komplet publiczności, bo ciekawskich, chcących zobaczyć nowy obiekt od środka, zabraknąć nie powinno. Ale po trzech, czterech miesiącach działaczom Legii już tak przyjemnie nie będzie. Najtańsze bilety na nowy stadion kosztować mają w granicach 50 złotych (dla porównania, by wejść na stadion poznańskiego Lecha wystarczy już 35 złotych). Ich nabywcami będą albo piłkarscy zapaleńcy, albo ludzie majętni. Wszyscy inni na Łazienkowskiej pojawiać się będą od przypadku do przypadku.

Choć mogło się niektórym wydawać, że nastąpi jakieś odprężenie w stosunkach na linii klub-kibice, to w obecnej sytuacji trudno spodziewać się takiego scenariusza.

O ile Legia ma zamiar "dorobić się" na biletach, o tyle włodarze Wisły wpadli na jeszcze ciekawszy pomysł, a mianowicie na zamrożenie funduszy transferowych. Albo inaczej - niewygospodarowanie ich. Krakowscy działacze planują sprzedawać zawodników, a dopiero ewentualny zysk przeznaczać na kupno nowych graczy. Podobną politykę prowadzi dziś Ajax Amsterdam, który jednak w odróżnieniu od Wisły ma co sprzedawać. W stolicy Holandii w ciągu miesiąca na piłkarski rynek wyskakuje więcej dobrze wyszkolonych talentów niż pod Wawelem w ciągu roku.

Kolejnym ciekawym założeniem zarządu krakowskiego klubu jest chęć znalezienia dobrego bramkarza z wolnego transferu, z naciskiem na słowo "chęć", a nie na "znalezienie". Idealny kandydat to taki, który - jak zostało wspomniane - nie jest związany żadną umową oraz nie ma szczególnych roszczeń finansowych. Ot wystarczy mu tyle, co by miał na chleb i prąd, no i na bilet autobusowy, by mógł swobodnie przyjeżdżać na treningi. Na wiślackim castingu zjawiło się już ponad 20 chętnych, ale żaden z nich nie był skłonny pracować na Reymonta za czapkę śliwek.

Mariusz Walter i Bogusław Cupiał to znane persony w środowisku piłkarskim. Choć z wiekiem rutyna ogarnia każdego człowieka, to aż trudno pomyśleć, że rutyną i "odcinaniem kuponów" można być przeżartym tak bardzo. Właściwie aż do reszty.

Źródło artykułu: