Wisła przetestowała dwudziestu bramkarzy, ale żaden z nich nie znalazł uznania w oczach trenera Macieja Skorży. Z napastnikami może być podobnie. Dla Wisły najlepiej, gdyby taki zawodnik był tani, miał kartę na ręku, a jego menedżerowi nie trzeba było płacić prowizji. Właśnie finanse miały wpływ na to, że do Wisły nie trafili najpierw Carlos Costly, a później Maksim Szackich. W tym drugim przypadku działacze Wisły najpierw zgodzili się na pensję dla zawodnika w wysokości 320 tysięcy euro rocznie, jednak po przesłaniu wstępnej propozycji kontraktu okazało się, że kwota ta zmalała do 150 tysięcy z bonusami.
W Wiśle nie składają jednak broni. - Obserwujemy kolejnych napastników, jest od tego dział skautingu i niewykluczone, że na testach pojawią się kolejni piłkarze - powiedział dla Przeglądu Sportowego Jakub Jarosz, dyrektor wykonawczy Wisły. Taka taktyka Wisły może jednak spowodować, że Paweł Brożek nie będzie miał wysokiego partnera w ataku, o którym marzył Skorża. Co gorsza, jeżeli on sam ulegnie kontuzji, to w pierwszym meczu Wisła nie będzie miała do dyspozycji żadnego napastnika.
Więcej w Przeglądzie Sportowym.