W Porto w żenadometrze zabrakło skali. Nie dość, że gospodarze upokorzyli Biało-Czerwonych, to mającego wejść na boisko Karola Świderskiego zabrakło w protokole meczowym, a Marcin Bułka w drugiej połowie bronił w spodenkach... Łukasza Skorupskiego.
Jakby tego było mało, to po przegranym 1:5 meczu Nicola Zalewski i Piotr Zieliński zapolowali na parkingu na zdjęcie z Cristiano Ronaldo. Uwiecznił to Dominik Wardzichowski ze sport.pl, którego post na X obiegł Internet lotem błyskawicy. Dziennikarz nie miał problemu z nagraniem sytuacji, bo wszystko działo się przy autokarze Biało-Czerwonych, co też ma swoje znaczenie.
Ktoś powie, że takie pamiątkowe zdjęcia są normalnością. Może i tak, ale to nie dzieje się w próżni. Wszystko ma swój kontekst. Na wszystko jest odpowiedni czas i właściwe miejsce. Portugalia ich zdemolowała, a oni jak gdyby nigdy nic robią sobie z rywalem pamiątkowe fotki na parkingu. Że być może nie mieliby już takiej szansy? Trudno. Jakbyś przyłapał partnerkę na zdradzie z Leonardo di Caprio, to poprosiłbyś o zdjęcie, bo drugi raz taka okazja by się nie powtórzyła?
Zachowali się jak turyści, którzy przypadkiem wpadli na swojego wielkiego, nieosiągalnego dla nich idola. A przecież tak nie jest. Przecież spotkali się z nim miesiąc wcześniej w Warszawie. Zresztą, dla Zielińskiego, który wydawał się być z tego samego wielkiego piłkarskiego świata, był to już 13. w karierze mecz przeciwko Ronaldo.
22-letniego Zalewskiego jeszcze można zrozumieć. Być może to nawet on poprosił Zielińskiego o zaaranżowanie sytuacji. A jeśli tak, to Zieliński popełnił za jednym zamachem dwa błędy. Po pierwsze, nie wytłumaczył swojemu młodszemu amico, że po takim blamażu nie jest to na miejscu. Po drugie, że po zrobieniu fotki Zalewskiemu sam z szerokim uśmiechem zapozował u boku z CR7.
Gdzie tu - by nie uderzać w zbyt wysokie tony i mówić o godności i honorze - jakiś instynkt samozachowawczy? Piotrek, dwie i pół godziny wcześniej kilkudziesięciu fotoreporterów pstryknęło ci pamiątkowe zdjęcie z Ronaldo, gdy jako kapitan reprezentacji Polski wymieniałeś się z nim proporczykami. Trudno o lepsze, dostojniejsze ujęcie dla piłkarza.
A mimo to, Ty - kapitan, po którego drużynie Ronaldo i spółka przejechali się jak walec, który sam nie wziął na Estadio do Dragao sztycha - na parkingu zapolowałeś na rywala jak pierwszy lepszy łowca autografów. Jak ten fryzjer, który w październiku wbiegł na Narodowy, by... No zrobić dokładnie to samo co dwaj dumni reprezentanci Polski.
To upokarzające. Podobnie jak widoczna na wideo mowa ciała Ronaldo, który potraktował ich dokładnie w taki sposób - jak głodnych pamiątki kibiców, a nie godnych większej uwagi rywali z boiska. Aż szkoda, że nie ma na tym zgrupowaniu "Lewego" i Wojciecha Szczęsnego, bo Zalewski i Zieliński spaliliby się ze wstydu od szydery. Tej zbieraninie dużych chłopców bez hierarchii, kręgosłupa i zasad taki Glik przydałby się nawet teraz, o kulach.
Nie wyobrażam sobie, by w taki sposób zachowali się "Lewy", Glik, Jakub Błaszczykowski, Marcin Wasilewski czy Michał Żewłakow. By w Jeonju Tomasz Hajto czekał po meczu, żeby pstryknąć sobie fotkę z Pauletą. Bo tego, że np. Jacek Bąk nie polowałby na taką pamiątkę, jesteśmy już pewni.
- To nie jest moja bajka. Dostajemy 1:5 i ja mam prosić Ronaldo o zdjęcie? Czy my naprawdę nie mamy w sobie za grosz honoru? Dobrze, że ja już nie gram w piłkę, bo po takim meczu byłoby dużo problemów w szatni. Jest to dla mnie nie do przyjęcia. Jak my mamy wygrywać mecze, skoro takie wyniki po nas spływają? Powiedzmy to mocno. Trener Probierz niech też zareaguje - grzmiał w rozmowie z WP SportoweFakty 97-krotny reprezentant Polski.
Probierz został wezwany do tablicy i nie jest to przesadna reakcja. Zachowanie Zielińskiego było demoralizujące, bo pokazał całej drużynie, że nawet takie lanie może po nim spłynąć. "Skoro on się nie przejmuje, to i ja nie powinienem" - pomyślą sobie zapatrzeni w niego młodsi reprezentanci. A spróbujmy sobie wyobrazić teraz, że CR7 po porażce 1:5 prosi rywala o takie foto. Przecież to jest science fiction.
Na razie selekcjoner zaprosił Zielińskiego na niedzielną konferencję prasową przed meczem o wszystko ze Szkocją (18.11). Ale na tym może się nie skończyć. Probierz już raz w podobnych okolicznościach nie miał litości dla swoich podopiecznych.
13 grudnia 2017 roku prowadzona przez niego Cracovia przegrała przy Kałuży 1 derby z Wisła (1:4). Dla Probierza to była wyjątkowo przykra porażka, bo zadana z rąk Radosława Sobolewskiego (więcej o tym TUTAJ). Dzień później Pasy miały trening w bazie przy Wielickiej 101 i nie wszyscy piłkarze przejęli się derbową klęską w równym stopniu.
Grzegorzowi Sandomierskiemu, Jakubowi Wójcickiemu i Mateuszowi Szczepaniakowi humor dopisywał. Probierza rozsierdziło to do tego stopnia, że dał temu wyraz. Wtedy podjął też decyzję o zakończeniu z nimi współpracy. Nie pamiętam już, czy wysłał ich z zajęć do szatni, czy nie, ale żaden z nich już w Cracovii nie zagrał, a przed rundą wiosenną już ich przy Kałuży 1 nie było.
Terapia szokowa przyniosła efekt, bo cztery dni później szorująca o dno ligowej tabeli Cracovii rozbiła na wyjeździe będącego wówczas wiceliderem PKO Ekstraklasy Górnika Zabrze (4:0), a wiosną utrzymała się w lidze.
Probierz wykorzystał ich, by wstrząsnąć drużyną. Tej grupie "fajnych chłopaków", jak przed finałem baraży o Euro 2024 reprezentację trafnie określił Szczęsny, potrzebny jest taki wstrząs o magnitudzie 10 w skali Richtera. Zaraz mecz o wszystko w Lidze Narodów, a niedługo później ruszają kwalifikacje do mundialu.
Probierz na każdym kroku powtarza, że się zmienił i nie jest już tym samym człowiekiem, co kilka lat temu, więc i jego reakcja może być bardziej stonowana. Z drugiej strony, to że jest mniej wybuchowy, nie oznacza, że porzucił swoje ideały, zapomniał o pryncypiach. A to, co zrobili Zalewski i Zieliński, jest zaprzeczeniem wszystkiego, w co wierzy selekcjoner.
Oczywiście, Sandomierski, Wójcicki i Szczepaniak nie znaczyli dla Cracovii tyle, ile Zalewski Zieliński znaczą dziś dla drużyny narodowej. Ten drugi to piłkarz, na rezygnację z którego reprezentacji Polski przez lata nie było stać. Nie było, ale to nie oznacza, że nadal nie jest. Jego umiejętności są niepodważalne. Podobnie jak pozycja w światowym futbolu.
Minęła jednak cała dekada, całe pokolenie i nigdy nie doczekaliśmy się go grającego w kadrze na miarę oczekiwań i potencjału. Prowadziło go siedmiu selekcjonerów i żaden nie znalazł do niego klucza. Probierzowi też się to nie udaje. Nie zdziwiłbym się zatem, gdyby wykorzystał sytuację z Porto do zdetonowania bomby w szatni reprezentacji Polski.
Stawiające do pionu odsunięcie Zalewskiego byłoby ładunkiem o mniejszej sile, ale w jego przypadku Probierz sięgnął już po takie narzędzie. Nie powołał go na swoje pierwsze zgrupowanie w roli selekcjonera i zdegradował do kadry U-21. Zimny prysznic oprzytomnił młodego skrzydłowego.
Więcej może znaczyć decyzja ws. Zielińskiego - kapitana Polski w Portugalii, który zachował się w sposób nielicujący z powagą urzędu. A jeśli to faktycznie będzie jego koniec w reprezentacji, to nie będzie to winą red. Wardzichowskiego. Jego film sprawił tylko, że zobaczyli to kibice. Probierz natomiast ma uszy i oczy wszędzie, więc i bez miałby pełną wiedzę o tym zawstydzającym incydencie.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ trafienie w Meksyku! Trafiła z ponad 40 metrów