Na medal jeszcze poczekamy - rozmowa z trenerem reprezentacji Polski U-19, Michałem Globiszem

Szkolenie młodzieży uległo w Polsce zahamowaniu! To opinia jednego z najlepszych trenerów reprezentacji młodzieżowych, Michała Globisza. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl trener reprezentacji U-19 zdradził, którzy z zagranicznych młodych piłkarzy mogą szybko trafić do pierwszej reprezentacji i które kluby najlepiej pracują z młodzieżą. Rozmawialiśmy też o wyjazdach młodych zawodników z kraju. Globisz ich nie potępia, ale również nie namawia do takich kroków.

Wojciech Potocki
Wojciech Potocki
Wojciech Potocki: Został pan ambasadorem turnieju piłkarskiego "Coca Cola Cup 2010". To taki ważny turniej? Michał Globisz: Bardzo ważny... W Polsce młodzieżowych turniejów mamy coraz więcej. Jest gdzie grać, tyle że niewiele z tego wynika - Im więcej imprez, tym więcej okazji, by ci młodzi chłopcy mogli się pokazać. Czasami wystarczy, że wyłowimy tylko jednego, dwóch utalentowanych chłopaków, a cel turnieju będzie spełniony. Poza tym tak świetnie zorganizowana impreza jest również promocją piłki nożnej, a to jest nie mniej ważne. Czy na takich turniejach nie dajemy okazji zagranicznym skautom, by już 15-latków "wyciągali" za granicę? Prezes Grzegorz Lato mówił, że w ostatnim roku wyjechało ich prawie pół tysiąca. - To po prostu jest znak czasu. Tak się dzieje na całym świecie i nie ma znaczenia czy kraj jest biedny czy bogaty. Skauci są na każdym turnieju. Ostatnio byłem w Hiszpanii, gdzie na trybunach 95 procent widzów stanowili skauci z całego świata. Tego się już nie da uniknąć. Można się z tym zgadzać, albo nie, ale zmienić już się tego nie da. Taki jest rynek, przed którym nie uciekniemy. Niektórzy z naszych najlepszych piłkarzy, zresztą nie tylko piłkarzy, w ogóle sportowców, mówią młodym: "Wyjeżdżajcie za granicę. U nas nie rozwiniecie swojego talentu!". Jakie jest pana zdanie? - To wszystko zależy od tego, jakie ten młody człowiek ma warunki w Polsce. Jeśli tak jak Ariel Borysiuk jest zadowolony i gra w wielkim klubie, to oczywiste, że nie musi nigdzie wyjeżdżać. Większość tych, którzy wyjeżdżają na zachód, bardzo szybko wraca, bo po prostu nie znajdują tam swojego miejsca. Mówiąc dosadniej, przegrywają rywalizację sportową. Wracają, ale ja uważam, że nie jest to dla nich czas stracony. Poznają dzięki temu profesjonalną organizację klubów. Uczą się podejścia do treningów. Później te doświadczenia wykorzystują u nas. Niektórzy na początku dają sobie radę, ale później tracą dystans. Na przykład Michał Janota, który zaczynał na turnieju Coca Coli... - Ja uważam, że czas Janoty jeszcze nadejdzie. Jeśli pogra w Holandii przez najbliższe cztery lata, to wróci do kraju jako 26-letni ukształtowany piłkarz i jeszcze dużo wniesie na nasze boiska. Czy EURO 2012 nie zaszkodzi polskiej piłce? Mam na myśli szkolenie młodzieży. Wszystkie środki, wszystkie światła skierujemy na pierwszą reprezentację, a o młodzieży nikt nawet nie pomyśli. Czy nie boi się pan, że nagle po EURO obudzimy się w ręką w nocniku? - (Chwila ciszy) Zobaczymy... Nie widzi pan takiego zagrożenia? - Widzę, lecz jest jeszcze za wcześnie, by to ocenić. Przybywa nam obiektów, ale ocenić to co zaproponuje się młodzieży, będzie można dopiero po EURO 2012. Ja wierzę, że nie przegapimy kolejnej szansy i boom związany z mistrzostwami Europy przyniesie efekty również w piłce młodzieżowej. Musimy postawić na szkolenie młodych piłkarzy, bo nie ma innego wyjścia. Efekty przyjdą może nie od razu, ale za kilka lat. Jeśli dziś pojawi się cała rzesza dziesięciolatków, to prawdziwe rezultaty zobaczymy nawet za 10 lat. Musimy być cierpliwi i konsekwentni, bo innej drogi nie ma. Zaczyna rywalizację ekstraklasa. Który z wielkich ligowych klubów najlepiej pracuje teraz z młodzieżą? Legia, gdzie Jacek Mazurek stworzył od zera "Piłkarską Akademię", czy może ktoś inny? - Są kluby, które zawsze dobrze pracowały z młodzieżą. W Jagiellonii świetną robotę wykonuje trener Ryszard Karalus. Trzeba też rozgraniczyć dwie rzeczy. Szkolenie od podstaw i transferowanie młodych graczy, a potem zdobywanie medali na młodzieżowych mistrzostwach Polski. Są kluby takie jak Lech czy niegdyś Amica, które bazują na młodzieży ściągniętej z całego regionu, a nawet kraju. Nie mówię, że to źle, bo tak pracuje się na całym świecie, ale Karalus w Jagiellonii czy Józef Gładysz w Lechii bazują na własnych wychowankach. Oby takich klubów było jak najwięcej. Wychowankowie to jedna rzecz, ale w młodzieżowych reprezentacjach właśnie pan był prekursorem szukania graczy za granicą. Młodych ludzi z polskimi korzeniami. Czy to nie jest tak, że przyjeżdża na zgrupowanie 15-latek na przykład ze Szwecji, widzi jak tu jest przaśnie, wraca i mówi: Nie! W dorosłej reprezentacji zagram dla Szwecji, Niemiec czy Anglii, bo mam lepsze warunki? - To są indywidualne wybory zawodników, ale proszę sobie wyobrazić, że jest sporo chłopaków, szczególnie w Niemczech, Szwecji, którzy chcieliby grać w reprezentacji, a my byśmy im tego nie umożliwili. Wówczas byłaby niesamowita krytyka - pewnie słuszna - że nie daliśmy im szansy, że nie zaprosiliśmy ich do Polski. Ja jestem zdania, że musimy zrobić wszystko, by ich jednak przyciągnąć. Być może z tego nic nie wyjdzie, być może z tych piłkarzy, których ja powoływałem żaden nie zagra w dorosłej reprezentacji, ale ja będę miał czyste sumienie, że dałem im szansę. A byli tacy, którzy odmówili? - Tak. Odmówił Danny Szetela, odmówił Sebastian Boenisch, odmówił Robert Acquafresca. Większość jednak przyjeżdża na zgrupowania. No to który z tych "zagranicznych Polaków" ma szansę w najbliższym czasie zagrać w dorosłej reprezentacji? - To bardzo trudne pytanie. Młodzi piłkarze tak różnie się rozwijają, że każdy rok przynosi zaskoczenia. Oni sami przeżywają wzloty i upadki. Bardzo dobrym zawodnikiem jest Alan Stulin z FC Kaiserslautern, który rozegrał 41 spotkań w młodzieżowych reprezentacjach. Ma teraz 20 lat i sądzę, że niedługo przyjdzie jego czas. Może nie od razu w pierwszej reprezentacji, ale na przykład w U-21. Takich piłkarzy jest jeszcze kilku. Czy nasi piłkarze wychowani w kraju obserwują tych z zachodu na zgrupowaniach? Jaki wpływ mają zagraniczne powołania na pozostałych kadrowiczów? - Obserwują i to jak. Mam wiele pozytywnych przykładów. Pamiętam, że zawsze kiedy tylko robiłem wieczorny obchód, to ci, którzy przyjechali z Niemiec mieli porządek w pokoju, wyczyszczone buty, poukładane i wyprane stroje. Zawsze byli też w łóżkach na czas. Cóż, pokazywali tę znaną na całym świecie niemiecką solidność (śmiech). To jest doskonały przykład dla innych. Kiedy doczekamy się kolejnego medalu młodzieżowych mistrzostw Europy, nie mówiąc o mistrzostwach świata? - PZPN ma 90 lat i w tym czasie zdobyliśmy dwa złote medale - Andrzej Zamilski i ja. Łatwo więc policzyć, że jeden medal wypada na 45 lat (śmiech). W tej chwili jest to bardzo trudne. Jest ogromna konkurencja. Kraje, z którymi do niedawna łatwo wygrywaliśmy, podciągnęły się bardzo w górę. Norwegia, Finlandia, Turcja wygrywają z nami, bo proces rozwoju naszej reprezentacji ostatnio uległ zahamowaniu. Na medal trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Co dla pana osobiście jest ważniejsze: medale drużyny prowadzonej przez Michała Globisza czy wychowankowie, którzy trafiają do pierwszej reprezentacji? - Dla polskiej piłki na pewno ważniejszy jest ten drugi wariant. Zawsze będę dumny z chłopaków, których wychowałem, ale byłbym fałszywy, gdybym powiedział, że medal wisi sobie w pokoju i nic dla mnie nie znaczy. Nie, cieszę się ogromnie, że miałem drużynę, która była najlepsza na Starym Kontynencie, bo to przecież mój sukces. Sądzę, że jedno i drugie jest niezmiernie ważne.
Michał Globisz
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×