W zimowej temperaturze, ale na świetnie przygotowanej płycie boiska, przyszło zmierzyć się piłkarzom Ruchu i Legii w pierwszym meczu ćwierćfinału Pucharu Polski. W składzie gości, w porównaniu do poprzednich gier, doszło do zmian głównie w ofensywie. Na trybunach zasiedli Bartłomiej Grzelak oraz Jakub Wawrzyniak. Więcej roszad było w zespole Niebieskich. W bramce stanął Matko Perdijić, który udowodnił, że Krzysztof Pilarz powinien solidnie pracować, jeśli chce utrzymać pozycję numer jeden. Zmian dokonał Waldemar Fornalik również w defensywie. Na lewej obronie zagrał Maciej Sadlok, a na prawą stronę wrócił Krzysztof Nykiel. W drugiej linii szansę gry od początku otrzymał Maciej Scherfchen, a debiut w Ruchu zaliczył na lewej pomocy Damian Świerblewski.
Pierwsze minuty meczu należały do gości. Legia przewyższała Ruch piłkarsko, ale kolejny raz dała o sobie bolączka Wojskowych - skuteczność. Przyjezdni w 8 minucie powinni już prowadzić, ale dobre uderzenie Piotra Gizy z półobrotu z 16 metrów minęło słupek. Osiem minut później ten sam zawodnik huknął sprzed pola karnego, ale futbolówka poleciała tuż nad poprzeczką. W pierwszej fazie gry gospodarze nastawili się na kontry i po jednej z nich, mający piłkę na swojej słabszej lewej nodze, Wojciech Grzyb strzelając z ostrego kąta został zablokowany.
Goście niemal przez całą pierwszą połowę tego przeciętnego meczu mieli optyczną przewagę. W 33 minucie z 20 metrów ładnie przymierzył aktywny na lewej stronie Maciej Rybus, ale piłka wpadła w ręce dobrze ustawionego Perdijicia. Po chwili. po drugiej stronie boiska Inaki Astiz przytomnie zastopował bardzo groźną centrę Grzyba z prawego skrzydła. Z wysokości trybun można było odnieść wrażenie, że piłka po interwencji Hiszpana wpada do bramki. Ostatecznie futbolówka wybita została na aut.
Druga połowa rozpoczęła się od atomowego strzału Tomasza Jarzębowskiego sprzed pola karnego, ale Perdijić pewnie złapał to uderzenie. W 56 minucie powinno być 1:0 dla Legii, ale w jaki sposób Miroslav Radović nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem, wie tylko on sam. Na usprawiedliwienie prawego pomocnika Wojskowych może świadczyć fakt, że po dobrym dograniu Gizy strzelał z ostrego kąta.
Przyjezdni nie wykorzystywali swoich szans, więc Ruch pokazał im jak się to robi. Po kolejnej kontrze, dużo lepiej grającego w drugiej odsłonie zespołu Niebieskich, do bramki Jana Muchy trafił Artur Sobiech. Wprowadzony kilkanaście minut wcześniej na boisko napastnik minął Dicksona Choto i technicznym strzałem sprzed pola karnego umieścił piłkę w długim rogu bramki Legii. - Zaplanowałem, że uderzę w ten właśnie sposób - cieszył się po meczu autor jedynego gola. - Taką bramkę można pokazywać na każdym stadionie świata - chwalił młodego snajpera trener Fornalik.
W końcówce Ruch mógł jeszcze dobić przyjezdnych, ale w 89 minucie Mucha desperackim wyjściem z bramki odbił strzał z trudnej pozycji Sobiecha. Przy tej akcji obydwaj piłkarze zderzyli się i długo nie podnosili z murawy. Dużo poważniej wyglądał na pierwszy rzut oka uraz bramkarza Legii, który z markotną miną, kulejąc schodził do po spotkaniu do szatni. Również Sobiech opuszczał plac gry z kolanem obłożonym lodem. - Myślę, że w piątek z Bełchatowem zagram. Kolano jest spuchnięte, ale jestem dobrej myśli - optymistycznie patrzył w przyszłość "Abdul". - Jego kolano na razie wygląda nieciekawie. Trochę nas to martwi przed najbliższym meczem - dzielił się na gorąco po meczu swoją opinią na temat stanu zdrowia Sobiecha Waldemar Fornalik.
Dodajmy, że rewanż odbędzie się przy Łazienkowskiej w najbliższy wtorek o godzinie 14.
Ruch Chorzów - Legia Warszawa 1:0 (0:0)
1:0 - Sobiech 73'
Składy:
Ruch Chorzów: Perdijić, Nykiel, Grodzicki, Stawarczyk, Sadlok, Pulkowski, Scherfchen (46' Baran), Grzyb, Świerblewski (82' Janoszka), Zając (57' Sobiech), Piech.
Legia Warszawa: Mucha, Rzeźniczak, Astiz, Choto, Komorowski (79' Kiełbowicz), Radović, Jarzębowski, Iwański (67' Szałachowski), Rybus, Giza, Mięciel (79' Dong).
Sędzia: Daniel Stefański (Bydgoszcz).
Widzów: 4 000.