- Czy jestem gwiazdą? A skąd! Nigdy nią nie byłem - twierdzi defensor łodzian w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl. - Z obrońcami jest tak, jak z sędziami. Im mniej się o nich mówi i pisze, tym lepiej - dodaje. Akurat nazwisko 33-letniego piłkarza ŁKS w ostatnim czasie rzadko pojawia się w mediach. A jeśli już ktoś o nim wspomni, to wypowiada się w samych superlatywach. Adamski wraz z Tomaszem Kłosem dowodzą całą drużyną zarówno na boisku, jak i w szatni. - Ale to bez znaczenia, bo teraz się liczy tylko i wyłącznie utrzymanie. Czarny scenariusz? O nie, dla mnie taki nie istnieje - uważa.
Nic w tym dziwnego, że 33-latek nie wyobraża sobie spadku ŁKS z Orange Ekstraklasy. Jak sam mówi, zamierza zostać w Łodzi na kolejny sezon. A wraz z nim do Miasta Czterech Kultur wprowadzić by się miała jego rodzina. Póki co, żona i dzieci mieszkają w Świnoujściu i co jakiś czas odwiedzają piłkarza. - Zawszę się przeprowadzam na stałe z rodziną, nigdy nie jestem sam. Obecna sytuacja jest jednak wyjątkowa, ponieważ przyszedłem do ŁKS na początku lutego. Nie było wówczas czasu i sensu, aby zmieniać dzieciom zarówno przedszkole, jak i inne zajęcia - opowiada piłkarz.
Mimo dojrzałego - jak na piłkarza - wieku, Adamski wcale nie zamierza kończyć z piłką. - Pogram jeszcze co najmniej trzy, cztery lata. A może nawet pięć? Zobaczymy, na ile mi zdrowie pozwoli - mówi. Czyżby zatem gracz ŁKS zamierzał pozostać przy futbolu do 38. roku życia? Całkiem prawdopodobne. Jego zdaniem, to właśnie doświadczeni zawodnicy w głównej mierze decydują o sile Orange Ekstraklasy. - Bez Tomka Hajty i Jurka Brzęczka, Górnik Zabrze by nie istniał i bronił się przed spadkiem - kończy Adamski.