Artur Wiśniewski: "Killer" i mędrzec w jednej osobie

Podejść, czy nie podejść? Oto jest dylemat. A jak podejść, to o co spytać, by się nie narazić i przypadkiem w gębę nie dostać? Rój uprzedzeń w połączeniu z groźną prezencją Arkadiusza Onyszki niejedną zapewne osobę zniechęciły do podjęcia choćby najmniejszej próby przeprowadzenia z nim dialogu. Ci, co spróbowali, żałować nie powinni. Rzadko kiedy można z zaciekawieniem posłuchać piłkarza i... podpisać się pod wszystkim, co mówi.

Onyszko po powrocie do Polski rzucił żartem, że do końca sezonu nie puści ani jednej bramki. - To na pewno był żart? - pytamy po meczu jego Odry z Koroną w Kielcach. - Pewnie, że tak. Rekordów bić nie zamierzam. Kilka słów, rozładowanie atmosfery. Nie taki diabeł straszny, jak go malują.

Potem było już z górki. Tematy od A do Z - o samym meczu, o stanie polskiej piłki, zachowaniu kibiców, rzetelności telewizji i tak dalej, i tak dalej. Wyżelowani jego koledzy z nosami zawieszonymi na kwintę przemierzali drogę do autokaru i specjalnie nikt ich nie zaczepiał. Banałów w stylu "zagraliśmy dobry mecz" albo "wywozimy cenny punkt" nasłuchaliśmy się w życiu co nie miara. Z udziałem większości piłkarzy można by było zredagować wywiad bez przeprowadzania go w ogóle, a jego zgodność z potencjalnym oryginałem byłaby niemal absolutna.

Ale Onyszko był inny, umiał zainteresować. - Mamy tak skonstruowane kontrakty, że ich przedłużenie będzie zależeć od jednego czynnika - czy utrzymamy Odrę w lidze. Nikt się tutaj nie zamierza obrażać o taką formułę, bo doskonale wiemy, jakie klub poniesie straty w razie spadku - mówił bez ogródek. I nie sprawił wrażenia takiego, jakie sprawia przerażająca większość polskich piłkarzy, a więc fizycznie dojrzałego mężczyzny, a mentalnie wciąż infantylnego chłopca z podstawówki, któremu kilka razy w życiu udało się lepiej kopnąć piłkę niż rówieśnikom. Wprost przeciwnie - chwilami ciężko było odnieść wrażenie, że jest sportowcem i że zarobił w swej karierze miliony złotych. Dystans do samego siebie oraz serdeczność tego człowieka jakoś nie pasowały do modelu gwiazdy i skandalisty, w jaki przez kogoś lub coś został zakuty.

Nie każdy w życiu, o piłkarzach nie wspominając, potrafiłby iść pod prąd tak jak Onyszko. Łatwo dzisiaj narazić się na nieprzyjemności, a przerażająca większość zawodników na podchwytliwe pytania stara się odpowiadać wymijająco, w myśl zasady "nie tykać gówna, bo śmierdzi". 36-letni bramkarz, pisząc swą autobiografię o niewdzięcznym już tytule "Fucking Polak", wywołał burzę tak potężną, że tornado przy niej to przeciąg. Za bezkompromisowość w wyrażaniu poglądów zapłacił wysoką cenę, bo wyleciał z FC Midtjylland. Niedługo później, a w sumie po 12 latach pobytu w Danii, wrócił do Polski. Na książce zarobił tyle, że sam się nawet tego nie spodziewał.

Tak charyzmatycznych i wyrazistych postaci jak Arkadiusz Onyszko zbyt wiele w Polsce nie mamy. Osoby tego "kalibru" zwykle mają tyle samo przyjaciół, co wrogów. Stanów pośrednich w ludzkich emocjach raczej nie wywołują, a z tłumu potrafią się wybić. I może właśnie dlatego nie przemijają tak szybko, jak przemija ich piłkarska kariera.

Źródło artykułu: